Test centrum muzycznego z serwerem ROON, przetwornikiem DAC Grimm Audio MU2 w Audio Key Reviews

Recenzja centrum muzycznego z serwerem ROON, przetwornikiem DAC Grimm Audio MU2
Autor i źródło recenzji: K.E. Heartsong, Audio Key Reviews, styczeń 2024 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Raz czy dwa razy wspominałem tutaj o pewnych objawieniach, które spotkały mnie w świecie high-endowego audio. Te epifanie przyniosły mi niezwykły wgląd, pozwoliły skorygować błędne przekonania i jeszcze mocniej umocniły moją miłość do audio — w jego zdolności do ożywiania muzyki, rzecz jasna w przenośni, oraz do sprowadzania mnie z powrotem na ziemię, ku zakorzenionej rzeczywistości.
Jedno z takich objawień miało miejsce wiele lat temu, w dzielnicy Mission w San Francisco. Odwiedzałem wówczas kobietę, która wkrótce miała zostać moją dziewczyną. Jej mieszkanie urządzone było w duchu późnych lat 70. — czeski klimat, świece, gęstwina roślin niczym deszczowy las, lampy lawowe, plakaty podświetlane czarnym światłem, same czarne światła, worki z fasolą i inne tego typu detale. A wszystko to, mimo że byliśmy już dobrze osadzeni w drugiej połowie lat 80.
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się przez dłuższą chwilę, zatopieni w wygodzie pasującej do siebie pary żółtych foteli. Gdy rozmowa zeszła na muzykę, wstała z namysłem, podeszła do bocznego stolika, otworzyła jego drzwiczki i wyjęła z wnętrza album – długogrającą płytę winylową – po czym odwróciła się do mnie z szerokim, rozpromienionym uśmiechem.
Nie zauważyłem wcześniej gramofonu, ale tam – zaledwie kilka stóp za żółtymi fotelami z pufami, bliżej podłogi niż nasze „krzesła” – stał zakurzony gramofon. Może działał, a może nie. Nie był to wprawdzie Kenner Close'N Play, ale z dużym prawdopodobieństwem należał do kategorii podstawowych modeli. Uśmiechnąłem się pod nosem i powstrzymałem od komentarza, choć w środku aż rwało się we mnie, by jakoś uciec z tej sytuacji. Od dawna płynąłem z prądem wczesnej cyfryzacji i nie szczędziłem pieniędzy na najlepsze cyfrowe urządzenia tamtej epoki. To, co przede mną, zdecydowanie nie było „tym czymś”.
Kiedy położyła płytę na talerzu, ustawiła ramię w odpowiednim miejscu i opuściła igłę, rozległo się krótkie „pyknięcie” — uśmiechnąłem się mimowolnie. A wtedy, z tego zakurzonego, może i ledwo sprawnego gramofonu, popłynęła muzyka... jako siła zniewalająca, potężna i zmysłowa. Jak wspomniałem już wcześniej: „muzyka nadeszła falami — dotykowymi, zmysłowymi, bogatymi” — i wypełniła cały pokój po brzegi.
Gdy ciepło głosu Billie Holiday nawiązało ze mną kontakt, gdy zaśpiewała „God Bless the Child”, a jej głos i towarzysząca mu muzyka owinęły się wokół mnie jak ciepły szal — zostałem porażony. Chwilowo wpadłem w coś na kształt katatonii.
W jednej chwili, bez cienia wątpliwości, uświadomiłem sobie, że to, czego dotąd słuchałem przez mój dopieszczony, wysokiej klasy cyfrowy sprzęt z końca lat 80., nie było muzyką. To, co płynęło teraz, było muzyką — naturalniejszą z natury, bardziej wciągającą, prawdziwszą. Pamiętam, jak zamknąłem oczy i powoli potrząsnąłem głową, a w myślach zabrzmiało jedno zdanie: „Zostałem oszukany”.
To doświadczenie, to objawienie, wyznaczyło trajektorię, która sprowadziła mnie na ziemię szybciej, niż mógłbym się spodziewać — z powrotem ku winylowi i ku prawdziwej muzyce.
Bieżąca recenzja zaprowadziła mnie ku kolejnemu, zaskakującemu objawieniu — takiemu, które pod wieloma względami wywraca do góry nogami moje dotychczasowe doświadczenia. Komponentem, o którym mowa, jest Grimm Audio MU2 — streamingowy przetwornik cyfrowo-analogowy. Jak wielkie to objawienie?
W przeciwieństwie do większości recenzji, ta nie będzie miała klasycznego, liniowego przebiegu. Nie zaczniemy od fizycznego „rozbierania” urządzenia, analizowania jego specyfikacji ani opisywania poszczególnych elementów. Zamiast tego, rozpoczniemy od tego, co najważniejsze — od brzmienia.
Pomyślmy o tej recenzji jak o filmie o nielinearnej narracji — Memento, Kill Bill, Nowy początek (Arrival), czy Zakochany bez pamięci (Eternal Sunshine of the Spotless Mind). Historii, która zaczyna się od końca i kluczy w czasie, powoli odsłaniając to, co było na początku.
Zastosowane komponenty
Dwukanałowy system referencyjny
Grimm Audio MU1 Streamer
Grimm Audio MU2 Streaming/DAC
Switch internetowy Silent Angel Bonn NX
Zegar główny Silent Angel Genesis GX
Exasound s82 Streaming/DAC Bricasti Design MISE DAC/Streamer Lyric Audio Ti-100 MkII SET Integrated Vivid Audio Kaya 45 Głośniki Kubala Sosna
Kable/kable/kable zasilające RSX Kable zasilające (Beyond, MAX)
TORUS POWER AVR ELITE Zasilanie
Kondycjoner zasilania
Dźwięk
Są urządzenia, które plasują się „w czołówce”. I są takie, które są „w czołówce — i daleko poza wszystkim innym”.
Wielokrotnie wspominałem, że streamer Grimm MU1 pozostaje jednym z liderów cyfrowego streamingu. Tak jest nadal. Ale Grimm Audio MU2, będący połączeniem streamera i przetwornika cyfrowo-analogowego, sięga dalej — to szczytowe osiągnięcie zarówno w dziedzinie cyfrowego streamingu, jak i konwersji cyfrowo-analogowej. To nie lada wyczyn — a jednak został dokonany.
Gdy wpiąłem MU2 do systemu i sprawdziłem, czy wszystko działa jak należy, byłem zmuszony po prostu… usiąść i słuchać. Prosto z pudełka, jeszcze przesiąknięty chłodem zimowej Minnesoty, świeżo po transporcie w „zamrażarce” FedExu, Grimm MU2 rozprostował swoje cyfrowo-strumieniowe muskuły i dał występ, który — jak dotąd — nie znalazł sobie równych.
Referencyjne zestawy streamerów i DAC-ów, które przez lata stanowiły żelazny punkt odniesienia w AKRMedia, nagle zostały postawione w stan gotowości. Jakby ktoś wyszeptał: „W mieście pojawił się nieznajomy. I jego umiejętności mogą przewyższać wszystko, co znaliśmy dotąd.”
Wystarczy powiedzieć: synergia najnowocześniejszych technologii, które spotykają się w Grimm Audio MU2, oraz muzyka, jaka dzięki temu płynie — to doświadczenie zarazem potężne, jak i zapierające dech w piersiach.
Gdy MU2 pracował przez kilka tygodni w ramach przygotowań do tej recenzji, jego brzmienie zaczęło wymykać się standardowym kategoriom. Wydajność tego urządzenia wymagała nie tylko nowych opisów, ale wręcz nowego języka — by w ogóle spróbować oddać jego klasę i zdumiewające możliwości w porównaniu z całą resztą dostępnych rozwiązań.
Dowód na fenomenalną klasę Grimm Audio MU2 był trudny do przeoczenia. Jego transjenty i mikrodynamika — nieprawdopodobnie szybkie i precyzyjne — nadawały atakom dźwięków moc, impet i powagę, jakich dotąd nie słyszałem. Te właściwości sprawiły, że sposób prezentacji MU2 uwolnił się od ograniczeń, które, niestety, dotykają nawet bardzo kosztowne konkurencyjne urządzenia. Mowa o niezliczonych „zasłonach” – półprzezroczystych barierach, które tłumią muzykę, niezależnie od tego, ile pieniędzy się na nią przeznaczyło.
Ale przejrzystość MU2 to coś więcej niż tylko „zdejmowanie zasłon”. To byłoby niedopowiedzenie. Grimm MU2 w tym zakresie nie tyle uchylał firanki, co — obrazowo rzecz ujmując — demontował całe, szczelnie zamknięte, potrójne okno dźwiękoszczelne, oddzielające słuchacza od sali koncertowej za ścianą.
Czy pojawiły się nowe informacje? Tak — i to dosłownie. Strumień za strumieniem, muzyka, z którą byłem związany przez dekady, ukazywała się nagle jako coś niemal nowego, świeżego, niespodziewanie bogatego. Brzmienie Grimm Audio MU2 otworzyło te nagrania na nowo — tak, jakby do tej pory były tylko zaledwie naszkicowane.
Wyobraźmy to sobie jeszcze dokładniej: okno nie tylko zostało usunięte, lecz cały pokój nagle otworzył się na świat — bez barier, bez filtrów. A paleta barw tonalnych i timbralnych? Zamiast zredukowanego zestawu dźwięków, które z trudem przebijały się przez szklany filtr technologii cyfrowej, MU2 serwuje pełne spektrum: bogate, zróżnicowane, realistyczne i zachwycająco naturalne.
To tak, jakby Grimm Audio MU2 malował muzykę zestawem 152 kredek, podczas gdy inne przetworniki — nawet te cenione — zadowalały się zaledwie 24. Różnica? Niekwestionowana. Prezentacja dźwięku przez MU2 jest nie tylko wyraźnie lepsza — ona niebezpiecznie zbliża się do tego, co oferuje taśma-matka czy szczytowe osiągnięcia świata analogowego.
Po przesłuchaniu niektórych z najdroższych i najbardziej prestiżowych odtwarzaczy cyfrowych na rynku — urządzeń, które często oferują zaskakująco niewiele w stosunku do swojej ceny — porównanie ich z MU2 staje się wręcz niewygodne. Bo tu, w jednym pudełku, otrzymujemy znacznie więcej, za znacznie mniej.
I co równie ważne: Grimm MU2 nie tylko imponuje techniką. On porusza. Porywa. Chwyta za serce muzykalnością tak głęboką i wciągającą, że z łatwością deklasuje dotychczasowe referencyjne systemy cyfrowe. Wystarczy chwila, by recenzent zaczął się zastanawiać, co będzie musiało się zmienić w świecie audio, aby pomieścić ten jednoelementowy atak na samą definicję high-endowego brzmienia.
Przez długi czas żyłem w przekonaniu, że wybitna przejrzystość, rozdzielczość i szczegółowość dźwięku prowadzą co najwyżej do nirwany lewej półkuli mózgu — tej odpowiedzialnej za analizę i porządek — pozostawiając prawą, emocjonalną, w stanie uśpienia. Grimm Audio MU2 obala to założenie z rozmachem. Dostarcza dźwięk o takiej synergicznej równowadze, że obie półkule mózgu zostają zanurzone w równym stopniu: jedna w zadziwieniu nad precyzją i klarownością, druga w głębokim poruszeniu i zachwycie.
Doświadczenie z MU2 mogę bez wahania określić jako fundamentalne objawienie. To zupełnie nowy sposób słuchania muzyki — poziom wykraczający poza wszystko, co do tej pory oferowały inne formaty.
Możliwe, że jedynym prawdziwym odpowiednikiem jest tu taśma-matka. I mówię to z pełną odpowiedzialnością, jako ktoś, kto miał okazję słuchać winylowych systemów marzeń — gramofonów, ramion, wkładek, przedwzmacniaczy i transformatorów step-up, których łączna wartość przekraczała ćwierć miliona dolarów.
Te zestawy były bez wątpienia znakomite, ale nie poruszały się — i co ważniejsze, nie poruszały słuchacza — tak, jak robi to MU2. Nawet w ramach mojego relatywnie skromnego systemu referencyjnego, Grimm Audio MU2 wykracza poza kategorię urządzenia audio. To medium objawienia.
Brawo, Grimm.
Scena dźwiękowa i przestrzenność
Wolumetryczny sześcian przestrzeni dźwiękowej, jaki tworzy Grimm Audio MU2, nie tylko przewyższa MU1 — który przecież sam w sobie stanowił referencję w tej dziedzinie — ale wręcz pochłania jego scenę, przyćmiewając każdy przetwornik, jaki wcześniej został zestawiony z MU1. I nie chodzi tu o marginalne różnice. Mówimy o zupełnie nowym wymiarze reprodukcji przestrzeni: precyzyjne pozycjonowanie wykonawców na scenie, realistyczne odległości między nimi, a także niespotykana głębia i warstwowość przekazu.
MU2 nie tylko „rysuje” scenę – on ją materializuje. Faktura, atmosfera, powietrze – wszystko ma tutaj swoją masę, obecność i objętość. To, co wcześniej było jedynie „symulowane” przez inne urządzenia, teraz staje się niemal dotykalne. Żaden inny komponent – niezależnie od ceny – nie był w stanie zaoferować takiej holografii przekazu. W tej kategorii Grimm MU2 gra w zupełnie innej lidze.
Tony niskie
Bas generowany przez MU2 to klasa sama dla siebie. To nie tylko kwestia zejścia nisko czy precyzyjnego konturu – choć i jedno, i drugie prezentowane jest tu wzorcowo – ale również niespotykanej obecności. Bas ma gęstość, teksturę i energię, które czynią go absolutnie integralną częścią muzyki, nie dodatkiem.
Podczas gdy inne komponenty jedynie sygnalizują, że coś dzieje się w dolnym paśmie – delikatnie sugerują, że oto nadchodzi „grzmot” – MU2 po prostu go przynosi. Z MU2 dostajemy pełne spektrum tego, co dzieje się poniżej, nie tylko w sensie częstotliwości, ale i emocjonalnej masy. Dudnienie, które ma realny ciężar i wybrzmiewa w pomieszczeniu jak naturalny fenomen akustyczny.
To różnica nie subtelna, lecz fundamentalna.
Album Nightfall Charliego Hadena i Johna Taylora (wyd. Naim Records) zawsze uchodził za przykład subtelnej wrażliwości i kameralnej intymności. Przez lata sądziłem, że słyszę wszystko, co miał do zaoferowania – każdy niuans, każdy oddech przestrzeni między nutami. Ale pojawienie się Grimm Audio MU2 zakwestionowało to przekonanie w sposób tak radykalny, że wręcz nie sposób go zignorować.
Od pierwszych sekund otwierającego utworu „Chairman Mao” staje się jasne, że MU2 wnosi coś więcej niż tylko doskonałą przejrzystość – on demistyfikuje przestrzeń nagrania. Nie chodzi wyłącznie o lepsze rozdzielczości czy gładsze mikrodynamiki. MU2 obnaża interakcję między muzykami – rozmowę, która do tej pory była ledwie uchwytna, teraz jest prowadzona wprost w naszym pokoju.
To, co wcześniej było interpretowane jako „bliskość” czy „kameralność”, teraz staje się pełnokrwistą obecnością. Dwoje muzyków, dwoje ludzi, realnych i dotykalnych, pojawia się w przestrzeni między kolumnami – nie jako nagranie, ale jako wydarzenie. Ich frazowanie, wyczucie pauzy, echo przestrzeni między nimi – wszystko to buduje zupełnie nową narrację, której wcześniej nie byłem świadom.
Grimm MU2 nie tylko wydobywa to, co ukryte – on dodaje znaczenie tam, gdzie wcześniej była tylko estetyka.
Nightfall Charliego Hadena i Johna Taylora (Naim Records) to nagranie wyjątkowe — kameralne, subtelne, bogate emocjonalnie. Do niedawna byłem przekonany, że znam je na wylot, że wszystko, co zawiera płyta lub jej wersja strumieniowa, zostało mi już w pełni udostępnione. Aż do momentu, gdy do systemu wkroczył Grimm Audio MU2 i natychmiast dowiódł, jak bardzo się myliłem.
Już od pierwszych chwil otwierającego utworu „Chairman Mao” uderza mnie rozszerzona przejrzystość i rozdzielczość, jaką wnosi MU2. Ten przetwornik całkowicie odsłania przestrzeń między dwoma muzykami, uwidacznia ich wzajemne interakcje, zawiłości ich gry – każdy subtelny gest, każdą intencję, każdy oddech frazy. Co więcej, sprawia, że ci dwaj artyści stają się bardziej realni, bardziej obecni niż kiedykolwiek wcześniej – jakby zostali fizycznie wprowadzeni do mojego pokoju odsłuchowego.
Średnica
W zakresie oddania ludzkiego głosu Grimm Audio MU2 wyprzedza wszystkich rywali — i to bez cienia wątpliwości. Brzmi to, jakby sam MU2 darzył głos ludzki szczególnym uczuciem i czynił wszystko, by nie tylko oddać go w pełni, ale wręcz ucieleśnić — sprawić, by stał się obecny, fizyczny, realny, obecny w pokoju.
Co więcej, MU2 wnosi do średnicy ciężar i powagę, które obejmują cały zakres częstotliwości, nie zakrywając przy tym żadnego szczegółu. Wręcz przeciwnie — jego zdolność do wydobywania najdrobniejszych niuansów w tym właśnie paśmie pozostaje bezkonkurencyjna. Hiperbola? Wystarczy jedno odsłuchanie, by zrozumieć, że nie.
„Beautiful Love” Shirley Horn (album You Won't Forget Me, Verve) to mój utwór referencyjny od dekad — niezastąpiony przy ocenie możliwości wszelkiego rodzaju komponentów i kolumn, zawsze wtedy, gdy rozważałem kolejną zmianę w systemie. Innymi słowy, znam go niemal na wylot.
Gdy rozbrzmiewa „Beautiful Love”, harmonijka Tootsa Thielemansa — zawsze holograficzna — zyskuje teraz z MU2 masę i powagę, które dopełniają jej przestrzenny obraz. Jej barwa i brzmienie stają się bardziej organiczne, prawdziwsze. Kiedy dołącza Shirley, ta sama waga i powaga umiejscawiają ją jednoznacznie w przestrzeni odsłuchowej. Nie jest już jedynie głosem zawieszonym w powietrzu — każde jej słowo, każdy oddech i artykulacja są oddane z teksturalną dokładnością, z naturalnością i emocją, bez śladu sybilantów.
Czy była to Joan Shelley, Sarah Jarosz, czy Andy Bey — Grimm Audio MU2 prezentował ich interpretacje z gracją i wyjątkowym wyczuciem. Brawo!
Góra pasma
„Take Five” Dave’a Brubecka (Time Out, Columbia-Legacy) — utwór, którego słucham od trzech, może czterech dekad — nigdy wcześniej nie brzmiał tak, jak teraz. Przeglądam swoje wcześniejsze recenzje, w których sięgałem po ten klasyk, i jestem zdumiony. Owszem, wszystko jest względne — wówczas brzmiało to dobrze, a czasem nawet świetnie — lecz w konfrontacji z tym, co słyszę dziś za pośrednictwem Grimm Audio MU2, tamte wcześniejsze interpretacje bledną. I to bez wyjątku, nawet te realizowane za pomocą wysoko cenionych przeze mnie elektrostatycznych słuchawek referencyjnych. Trzeba to jasno powiedzieć: to zupełnie inny poziom.
„Take Five” stało się przeżyciem niemal transcendentalnym. Joe Morello, jego perkusja i talerze — crash, ride, hi-haty — zostały ucieleśnione w moim pokoju odsłuchowym, lśniące i pełne ekspresji. Talerze wybrzmiewają wysoko, nieskazitelnie, z krystaliczną czystością. Saksofon Paula Desmonda zachwyca teksturą, bogactwem brzmienia, emocjonalną głębią. A Eugene Wright i jego kontrabas? Już nie jako cień w tle, nie jako nieokreślone dudnienie — ale jako przejrzysty, rozdzielczy, zwarty i pełen detalu fundament całego utworu.
Podsumowanie
Grimm Audio MU2, jako kompletny przetwornik cyfrowo-analogowy, jest konstrukcją bezkonkurencyjną w zakresie odtwarzania muzyki w sposób, który jednocześnie zachwyca techniczną precyzją oraz oferuje muzykalność porównywalną z najlepszymi, najdroższymi urządzeniami analogowymi. Jeszcze niedawno z powagą kwestionowałem, czy systemy strumieniujące kiedykolwiek będą w stanie przewyższyć płyty CD — nie wspominając już o winylu — w ich obecnej formie technologicznej. Tymczasem Grimm Audio MU2 skonfrontował mnie z rzeczywistością, której nie sposób zignorować.
Dziś z pokorą „zjadam własne słowa” — i to w tempie, które dorównuje historii samej ewolucji: od winylu, przez CD, aż po streaming. MU2 nie tylko przekroczył granice wyznaczone przez moje oczekiwania, ale zrobił to z takim rozmachem, że każdy porównawczy odsłuch pozostawia po sobie jednoznaczny wniosek. Ja swoje sesje już odbyłem.
Dość powiedzieć, że wewnętrzne zestawy streamerów i przetworników cyfrowo-analogowych w cenie niemal dwukrotnie wyższej niż MU2 nie były w stanie nawiązać z nim realnej konkurencji. Stało się to oczywiste już w momencie, gdy urządzenie — wyjęte prosto z „mroźniczej ciężarówki” FedExu i wpięte do mojego referencyjnego systemu — od razu wysunęło się na bezapelacyjne prowadzenie. To nie była subtelna różnica. W zakresie precyzji, głębi i prawdziwości przekazu, Grimm Audio MU2 pozostawił za sobą wszystko inne, w tym także znacznie droższe przetworniki, które miały teoretycznie grać lepiej.
To zintegrowane objawienie brzmieniowe, jakim jest Grimm Audio MU2, zdaniem autora tej recenzji wynosi każdy system, w którym zostanie umieszczony, na sam szczyt klasy urządzeń do streamingu, renderingu i odtwarzania muzyki. Prościej się nie da — i to również cecha dziedziczna, ponieważ wcześniejszy MU1 bez trudu deklasował streamery kosztujące ponad dwukrotnie więcej.
To, czego dokonali Eelco Grimm i jego zespół, jest naprawdę niezwykłe — i jestem przekonany, że MU2 zyska liczne grono zwolenników. Wystarczy zaledwie moment odsłuchu, by bezsprzecznie przekonać się o prawdziwości tych słów. I nie potrzeba do tego wiele czasu.
Grimm Audio MU2 to zdobywca Diamentowej Nagrody i produkt przełomowy. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że zostanie dodatkowo wyróżniony w listopadowym wydaniu Best of The Year 2024. Z całą pewnością. Brawo!
Plusy: Bezkonkurencyjna jakość brzmienia oraz zdolność przewyższania zestawów komponentów kosztujących dwa razy więcej — a nawet znacznie droższych. W jednej eleganckiej obudowie mieści się Roon Core, streamer i DAC o najwyższej klasie możliwości.
Minusy: Aby w pełni wykorzystać jego potencjał, warto dokładnie zapoznać się z instrukcją obsługi.


