Test wzmacniacza zintegrowanego dual-mono klasy D i streamera z przetwornikiem cyfrowo-analogowym Aurender AP20 w Dagogo.com

Recenzja wzmacniacza zintegrowanego dual-mono klasy D i streamera z przetwornikiem cyfrowo-analogowym Aurender AP20
Autor i źródło recenzji: Constantine Soo, Dagogo.com, sierpień 2025 r.
Oryginalną recenzję można przeczytać TUTAJ.
Aurender, południowokoreański producent wysokiej klasy systemów odtwarzania cyfrowego, ma w swojej ofercie wiele modeli, które doczekały się recenzji na łamach Dagogo. Wśród nich znalazły się m.in. buforowany serwer muzyczny i streamer N100SC za 3300 dolarów, referencyjny odtwarzacz sieciowy z wyjściem analogowym A20 za 16 500 dolarów oraz transport cyfrowy o ultra-wysokiej wydajności N20, wyceniany na 13 750 dolarów. Firma już we wczesnym etapie działalności zyskała renomę dzięki swoim buforowanym transportom cyfrowym, które łączyły rzemiosło z najwyższej półki i precyzyjne wykonanie z innowacyjnym interfejsem użytkownika oraz wzorcowym projektem i jakością brzmienia – przykładem może być model N100.
Wzornictwo Aurendera trafia w gusta wymagających melomanów, ceniących awangardowe podejście i wyjątkowy stosunek jakości do ceny. Produkty marki przyciągają wyrafinowaną estetyką i dbałością o detale wykonania. Osobiście z dużą uwagą śledzę rozwój tej firmy – należy ona do wąskiego grona producentów, którzy łączą kompleksową wiedzę technologiczną z dopracowanym interfejsem użytkownika oraz świadomością rynkową. Zarząd Aurendera od lat konsekwentnie ustala ceny swoich urządzeń poniżej poziomu konkurencji – często znacząco – oferując przy tym porównywalną jakość brzmienia. To podejście świadczy o dużej dyscyplinie i strategicznym myśleniu.
Referencyjny, zintegrowany serwer muzyczny Aurender AP20, wyceniany na 24 200 dolarów, trafił do mnie w czasie intensywnych odsłuchów czterech innych zintegrowanych wzmacniaczy cyfrowych. Dwa z nich należały do budżetowego segmentu, natomiast pozostałe – obok Aurendera – reprezentowały klasę flagową, z cenami przekraczającymi 10 000 dolarów.
Choć konstrukcje budżetowe nie wyróżniły się niczym szczególnym, Technics SU-R1000 z układem GaN-FET zrobił na mnie duże wrażenie – do tego stopnia, że doczekał się osobnej recenzji w ubiegłym roku. Drugi z testowanych modeli klasy referencyjnej nie spełnił jednak oczekiwań – mimo przyjemnego, nasyconego średniego zakresu, jego barwa była na tyle obecna we wszystkich nagraniach, że zakłócała wierne odwzorowanie brzmienia instrumentów, co ostatecznie wykluczyło go z publikacji recenzji.
Aurender AP20 był trzecim i zarazem ostatnim urządzeniem, które pozytywnie przeszło testy odsłuchowe – i jako jedyne z całej grupy oferuje zintegrowany buforowany odtwarzacz plików.
Aurender AP20 oferuje wyłącznie wyjścia analogowe — na jego pokładzie znajdziemy zarówno zbalansowane wyjścia XLR typu Preamp Out, jak i klasyczne terminale głośnikowe. Model ten stanowi rozwinięcie referencyjnego serwera z wyjściem analogowym A20, wycenionego na 16 500 dolarów i ważącego 14 kg. Wzrost ceny o 7 700 dolarów oraz dodatkowe 12 kg masy wynika z zastosowania nowego stopnia końcowego w klasie D.
Pod obudową AP20 pracuje para duńskich modułów analogowych klasy D — Purifi 1ET400A — w konfiguracji dual-mono, z całkowicie liniowym układem zasilania. Każdy kanał oferuje moc 200 watów, a przy obciążeniu 4 omów – aż do 350 watów. Wydajność energetyczna tych modułów przekracza 90%, co czyni je jednymi z najbardziej zaawansowanych konstrukcji w swojej klasie.
Zasilanie dwóch modułów Purifi 1ET400A oparto na w pełni liniowym układzie dual-mono, którego sercem są wysokiej klasy transformatory toroidalne audio-grade, dostarczone przez polską firmę Toroidy. To ten sam producent, który odpowiada za nowo zaprojektowany układ zasilający w nadchodzącym flagowym streamerze/serwerze Aurendera – modelu N50.
Są to najbardziej zaawansowane transformatory toroidalne, jakie kiedykolwiek zastosowano w urządzeniach tej marki. Zostały wybrane ze względu na wyjątkowo niski poziom szumów oraz doskonałą stabilność napięciową, co czyni je – według producenta – idealnym rozwiązaniem dla wzmacniaczy klasy D.
Jak przekazuje Kelly Scheidt, dyrektor sprzedaży Aurendera na Amerykę, powołując się na głównego projektanta produktów firmy, Justina Janga: „każdy kanał wyposażony jest w sześć kondensatorów Nichicon o pojemności 6800 µF, co daje łącznie 40 800 µF na kanał. Tak duża pojemność zapewnia nie tylko płynne i stabilne napięcie stałe, ale również głębokie rezerwy prądowe, umożliwiające swobodne oddanie dynamiki i pełni energii nawet przy trudnym obciążeniu głośnikowym. Połączenie liniowego zasilacza z solidnym bankiem kondensatorów pozwala w pełni wykorzystać potencjał modułów Purifi, oferując wyjątkową przejrzystość i muzykalność.”
Technics, który recenzowałem w zeszłym roku, był prawdziwym majstersztykiem – zarówno pod względem oferowanej jakości, jak i ceny, którą może zaoferować jedynie globalny koncern dysponujący przewagą skali produkcji. Niemniej jednak przetwarzał sygnały analogowe na postać cyfrową, co – mimo że brzmienie było znakomite i mogłoby uchodzić za referencyjne – dla wielu audiofilów pozostaje kontrowersyjne. Aurender, choć kosztuje ponad dwukrotnie więcej niż Technics, przesyła sygnał analogowy bezpośrednio do końcówki mocy, bez żadnej konwersji, co dla purystów stanowi istotną różnicę.
Co więcej, Aurender oferuje o 50 watów mocy więcej niż Technics – zarówno przy obciążeniu 8, jak i 4 omów. Sekcja DAC oparta jest na 32-bitowym przetworniku cyfrowo-analogowym Asahi Kasei Microdevices z serii „Velvet Sound” – modelu AKM 4497. Wbudowany analogowy przedwzmacniacz dysponuje dwoma parami wejść RCA oraz jedną parą XLR. Co istotne, także i tutaj nie występuje żadna konwersja A/D.
Za pewne ograniczenie konstrukcyjne można uznać fakt, że Aurender nie dysponuje taką wiedzą i doświadczeniem w zakresie projektowania analogowych przedwzmacniaczy, jak Technics. Z drugiej strony, wielu użytkowników i tak będzie przede wszystkim skupiać się na jakości pracy DAC-a w modelu AP20 — co jest w pełni zrozumiałe.
AKM 4497 to 32-bitowy, dwukanałowy układ DAC z około 2016 roku. Mam bardzo dobre wspomnienia związane ze słuchaniem muzyki z odtwarzaczy CD i przetworników cyfrowo-analogowych z początku lat 2000, w których stosowano układy AKM. Równie obiecujące były konstrukcje oparte na chipach firm Burr-Brown, Analog Devices czy Wolfson — każdy z tych producentów był swego czasu chętnie wybierany przez producentów sprzętu audio.
Współczesne układy ESS to już zupełnie inna filozofia – ich konstrukcja jest tak zintegrowana, że wielu producentów wykorzystuje je w swoich urządzeniach z minimalnym nakładem własnej inżynierii. Skutkiem tego wiele produktów różnych marek brzmi dość podobnie. Oczywiście istnieją wyjątki, jak chociażby Audio Research DAC 9, który udowadnia, że przy odpowiednim podejściu można wycisnąć z tych chipów znacznie więcej.
Warto zwrócić uwagę na kontekst wyboru przetwornika AKM 4497 przez Aurendera. W październiku 2020 roku pożar w fabryce AKM poważnie zakłócił dostawy najnowszego flagowego układu – AKM 4499EQ. Jak wyjaśnia Harry Lee, dyrektor Aurendera: „Gdy około dziesięciu lat temu rozpoczynaliśmy prace nad serią A (z wyjściami analogowymi), zawęziliśmy wybór do przetworników DAC firm AKM i ESS. Ostateczna decyzja zapadła na korzyść AKM, ze względu na charakterystykę brzmieniową, która zdobyła uznanie naszego zespołu projektowego. To właśnie ten dźwięk stał się podstawą charakterystycznego brzmienia serii A. [W połączeniu z problemami z dostępnością układu 4499EQ] zdecydowaliśmy się pozostać przy sprawdzonym AKM 4497 i skoncentrować na tym, by z każdą nową wersją wycisnąć z tego chipu maksimum możliwości.”
Na początku 2024 roku Aurender zastąpił mój dotychczasowy transport sieciowy N100SC, wycofany już z produkcji, nowym modelem N200 — nieco wydajniejszym buforowanym transportem sieciowym. Co istotne, nowy egzemplarz korzysta z tego samego dysku SSD o pojemności 4 TB, który wcześniej pracował w N100SC. Znam osoby, których biblioteki muzyczne przekraczają 8 TB, jednak nawet te 4 TB wystarczą mi na bardzo długo — między innymi dlatego, że regularnie usuwam pliki, do których nie wracam. Jeśli nie słuchałem jakiegoś nagrania przez ponad rok, najprawdopodobniej nie ma ono dla mnie większego znaczenia — tylko zajmuje miejsce, a jego brak będzie niezauważalny.
Pomimo tego, że nadal posiadam pokaźną kolekcję płyt CD, coraz częściej sięgam po Aurendera jako główne źródło odsłuchu. Na potrzeby tej recenzji zainstalowałem osobny dysk SSD z 2 TB muzyki w jednym z dwóch tylnych slotów dyskowych modelu AP20. Nie zauważyłem żadnej różnicy w jakości dźwięku między odtwarzaniem plików z N200 przez kabel USB Audience frontRow, a odtwarzaniem z wewnętrznego dysku SSD w AP20.
Warto jednak zaznaczyć, że AP20 nie posiada wyjścia cyfrowego — jego buforowany odtwarzacz plików przesyła sygnał wyłącznie do wewnętrznego przedwzmacniacza. Oznacza to, że nie można go używać jako referencyjnego transportu zewnętrznego do połączenia z osobnym przetwornikiem cyfrowo-analogowym.
AP20 oferuje rozbudowane opcje strumieniowania — obsługuje serwisy takie jak Qobuz, Tidal i radio internetowe, a także opcjonalnie AirPlay, Qobuz Connect, Roon czy Spotify. Sam z tych funkcji praktycznie nie korzystam — Tidal i tym podobne nie leżą w kręgu moich zainteresowań. Należę chyba do tego pokolenia, które wciąż ceni sobie fizyczne nośniki i własność, a nie model subskrypcyjny. Wizja płacenia przez dekadę tylko po to, by finalnie nie mieć dostępu do niczego i „tracić” całą muzykę z chwilą rezygnacji z abonamentu, zwyczajnie mnie nie przekonuje.
Ulubione nagrania to dla mnie coś, co chcę posiadać na własność. Oczywiście rozumiem, że dla części słuchaczy — i zapewne w przypadku niektórych gatunków muzycznych — dostęp do ogromnej biblioteki w ramach streamingu może być kuszącą i wygodną opcją, pozwalającą słuchać muzyki praktycznie bez ograniczeń przez cały dzień.
Z własnego doświadczenia wiem, że w przypadku muzyki klasycznej — nagranej z konkretnymi dyrygentami i zespołami — różnice bywają na tyle istotne, że dane interpretacje zdecydowanie się wyróżniają i stają się preferowane. Dlatego ripuję swoje płyty CD i SACD, a także pobieram pliki od renomowanych sprzedawców internetowych. Subskrybuję również platformy Berlin Philharmonic Digital Concert Hall oraz Deutsche Grammophon Stage+, oferujące transmisje koncertów wideo na żywo.
Mimo to, coraz częściej zauważam, że forma transmisji wideo zaczyna mnie zniechęcać — zwłaszcza przez nadmierne skupienie kamer na dyrygencie, a nie na samej orkiestrze. Czasem trafi się reżyser, który zna muzykę i potrafi pokierować pracą kamer tak, by uchwycić istotne momenty w grze poszczególnych sekcji instrumentalnych — ale to wciąż rzadkość. Rozumiem, że organizatorzy chcą sprzedać więcej biletów i wprowadzają miejsca za orkiestrą, ale pomysł ten uważam za całkowicie chybiony. Oprócz tego, że patrzymy na plecy dyrygenta, to jeszcze słuchamy orkiestry „od tyłu”, z kotłami i bębnem basowym grającymi prosto w twarz.
Sami dyrygenci rzadko są zresztą interesującymi „widowiskami” — wyjątkiem byli tacy giganci jak nieżyjący już Claudio Abbado czy Sir Georg Solti, znani z metodycznego, niezwykle komunikatywnego stylu prowadzenia zespołu. Nawet legendarny Karajan często dyrygował z zamkniętymi oczami. Dyrygowanie nie jest aktorstwem, a dyrygent nie jest aktorem. Tylko nieliczni potrafią rzeczywiście poruszyć słuchacza poprzez sam gest, bez teatralnych póz — i są to przypadki raczej wyjątkowe niż reguła.
A skoro już mowa o dyrygentach — w rękach mistrzów ubiegłego stulecia, takich jak Wilhelm Furtwängler, Arturo Toscanini, Bruno Walter, Herbert von Karajan, Georg Solti, Kirill Kondraszyn czy Ernest Ansermet, muzyka stawała się czymś żywym — nabrzmiałym od napięcia i dramatyzmu. Claudio Abbado (1933–2014), należący do późniejszej fazy tej wielkiej generacji, wnosił do swoich interpretacji niezwykłą witalność, ale i wyczuwalną dyscyplinę – swoisty trzon, z którego rozwija się muzyczna struktura. To właśnie z tego rdzenia wyrasta cała architektoniczna wspaniałość utworu — bez niego, nie da się jej uformować.
Niezależnie od opinii przeciwnych, zespół pozbawiony żelaznej dyscypliny nie jest w stanie osiągnąć prawdziwej wielkości. Berlińska Filharmonia, słynąca z doskonałości wykonawczej, zawdzięcza swoje mistrzostwo właśnie rygorowi, jaki przez lata wprowadzał Karajan. Muzyka orkiestrowa na najwyższym poziomie przypomina momentami wojskową precyzję — tyle że w służbie sztuki.
A jednak nawet potęga Berlina musi skłonić głowę przed dawną francuską szkołą – Orchestre de la Suisse Romande. Wystarczy posłuchać staccato smyczków w nagraniu „Nocy na Łysej Górze” Musorgskiego z 1959 roku pod batutą Ansermeta. To przykład dyscypliny w najczystszej postaci — i muzycznej perfekcji, której nic nie zastąpi.
Ważący niemal 27 kilogramów AP20 to największe urządzenie, jakie dotąd opuściło fabrykę Aurendera — zarówno pod względem masy, jak i rozmiarów. Jak wyjaśnia Kelly Scheidt: „Obudowę przeprojektowano tak, by pomieściła dodatkowe moduły wzmacniacza, kondensatory zasilające oraz dwa transformatory toroidalne. Zastosowane nóżki — frezowane z aluminium — są wyższe niż w jakimkolwiek innym modelu Aurendera. Umożliwiają one lepszy przepływ powietrza pod urządzeniem, co pomaga utrzymać temperaturę pracy na odpowiednim poziomie. Podobnie jak w innych modelach, zaleca się pozostawienie 8–10 cm wolnej przestrzeni po bokach i na górze obudowy, by zapewnić optymalne warunki chłodzenia.”
W codziennym użytkowaniu AP20 wydaje się stosunkowo ciepły w dotyku. Odniósł się do tego główny projektant firmy, Justin Jang: „AP20 powinien pracować bardzo chłodno — to jedna z kluczowych zalet zastosowania modułów klasy D. W rzeczywistości urządzenie nagrzewa się zauważalnie mniej niż nasze przetworniki strumieniowe, takie jak A15, A20 czy A30. Temperaturę pracy można sprawdzić przytrzymując przycisk PLAY na przednim panelu przez 7 sekund — na ekranie pojawi się wtedy aktualna wartość. Naciśnięcie lewego górnego przycisku przywraca poprzedni widok ekranu.”
Zasadniczo celem istnienia wzmacniacza zintegrowanego jest zaoferowanie bardziej opłacalnej alternatywy dla zestawów dzielonych. Pojawia się więc naturalne pytanie: jak to możliwe, że wzmacniacz zintegrowany kosztuje aż 24 200 dolarów — i to w klasie D, która przez samych producentów modułów promowana jest jako rozwiązanie bardziej przystępne cenowo, energooszczędne i równie muzykalne, co konstrukcje tradycyjne?
W rzeczywistości wzmacniacze zintegrowane, takie jak dwa egzemplarze PS Audio Stellar Strata Mk2 (po 3 500 dolarów każdy), recenzowane niedawno przez Douga Schroedera, czy wspomniany już wcześniej Technics SU-R1000 za 10 000 dolarów, to dojrzałe i dopracowane konstrukcje, których wydajność niejednokrotnie dorównuje — a czasem przewyższa — brzmienie urządzeń klasy A czy AB w podobnym przedziale cenowym.
Dla przykładu: para monobloków Orchard Audio Starkrimson Mono Ultra Premium, które recenzowałem w marcu tego roku (5 000 dolarów za komplet), gra obecnie z zauważalnie większą dynamiką niż w czasie samej recenzji, napędzając moje Sound Lab M945. To oznacza, że niektóre elementy wewnętrzne potrzebują więcej czasu na osiągnięcie pełnej równowagi brzmieniowej po okresie wygrzewania.
Charakter tonalny Aurendera cechuje się taką żywiołowością, że w niektórych aspektach przywodzi na myśl wzmacniacze klasy A. Błysk w brzmieniu rejestracji symfonii Brucknera nr 9 w wykonaniu Abbado z Lucerny z 2013 roku — nagrania, które w swoim czasie uznane zostało za jedno z najważniejszych wydarzeń fonograficznych dekady — w pełni zaspokoił moją potrzebę gładkiej, nasyconej faktury i blasku średnicy. Sposób, w jaki Aurender radzi sobie z wyjątkowo szeroką rozpiętością dynamiczną i kontrastami, przypomina intensywność i potęgę grania we wzmacniaczach klasy A o wysokim prądzie spoczynkowym.
Co więcej, precyzja w definiowaniu barw tonalnych okazała się przewyższać nawet możliwości Technicsa. W kolejnym teście sięgnąłem po remaster 24/192 tej samej symfonii w interpretacji Herberta von Karajana z cyklu z 1975 roku — i choć wersja ta zachwyca wrażliwością i głębią emocjonalną, zabrakło jej rozpiętości dynamicznej oraz szybkości narastania transjentów. Jeszcze mniej wyrafinowane okazały się tekstury i definicja barw w zremasterowanym do 24/192 nagraniu z 1959 roku, w którym Bruno Walter dyrygował Columbia Symphony Orchestra — choć samo wykonanie pozostaje kamieniem milowym interpretacyjnym.
Na ten moment nie jestem w stanie słuchać słabszych realizacji na Aurenderze — jego przejrzystość i rozdzielczość bezlitośnie obnażają wszelkie niedostatki. Ale wiem, że za jakiś czas znów do nich wrócę — z innej perspektywy, z nowym uchem.
Podobnie, odsłuch zripowanej wersji koncertowego nagrania Symfonii nr 1 Mahlera z 1989 roku — w wykonaniu Berlińskiej Filharmonii pod batutą Abbado, z płyty SACD Esoteric — stał się doświadczeniem klasy referencyjnej. Starannie zarejestrowane wydarzenie koncertowe pozwoliło panelom elektrostatycznym w pełni ukazać rzadki majstersztyk rejestracyjny — zapis o gigantycznym zakresie dynamicznym, od najdelikatniejszych niuansów po sejsmiczne crescendo, całkowicie wolny od kompresji.
Inżynierowie dźwięku Deutsche Grammophon, we współpracy z zespołem masterującym Esoteric, dokonali rzeczy wyjątkowej — uchwycili potęgę brzmieniową i emocjonalną, jaką może zaoferować tylko dzieło symfoniczne na miarę Mahlera. Głębia emocji zaklęta w tej muzyce nigdy nie została odtworzona z tak spektakularnym połączeniem precyzji technicznej i siły wyrazu.
Moc 200 watów na kanał przy 8 omach, jaką oferuje Aurender, robi znacznie większe wrażenie niż 250 watów z monobloków Starkrimson — i to nie tylko na papierze. Odtworzenie pliku Dotou Banri zespołu Ondekoza w rozdzielczości 24/196 pokazało, do czego naprawdę zdolne są panele elektrostatyczne Sound Lab. Transjenty były najszybsze, jakie kiedykolwiek słyszałem w swoim systemie — niezależnie od klasy wzmacniacza. Brzmienie osiągnęło poziom, przy którym wydawało się, że szyby lada moment pękną, dach oderwie się od więźby, a Aurender z nieustającą precyzją wyprowadzał cios za ciosem, oferując najbardziej klarowny i stanowczy przekaz w zakresie niższej średnicy i basu, jaki kiedykolwiek uzyskałem z tych paneli.
Domy z betonu zdecydowanie najlepiej oddają pełnię możliwości kolumn Sound Lab.
W końcu przyszedł moment, w którym należało zrobić to, co nieuniknione — przerwałem testy AP20 jako wzmacniacza zintegrowanego i podłączyłem jego wejścia analogowe XLR oraz RCA do przetwornika Bricasti Design M21 DSD DAC, wykorzystując kable Audience frontRow. Sięgnąłem po iPhone’a, uruchomiłem aplikację Conductor i kolejno wybrałem wskaźniki „RCA 1” oraz „XLR” na ekranie, aby aktywować odpowiednie wejścia. AP20 oferuje tylko jedną parę wyjść analogowych XLR.
Jak wyjaśnia Kelly Scheidt: „Wyjście z przetwornika DAC oraz zewnętrzne wejścia analogowe przełączane są za pomocą wysokiej klasy przekaźników, minimalizujących zniekształcenia sygnału. Wybrane wejście trafia bezpośrednio do tłumika przekaźnikowego, co umożliwia regulację głośności z precyzją do 0,25 dB — z wykorzystaniem wysokiej jakości rezystorów MELF oraz przekaźników.”
Sygnały zbalansowane poddawane są niezależnej regulacji tłumienia, a każdy etap posiada podwójne styki połączone równolegle, co redukuje opór styków i zapobiega degradacji jakości dźwięku.
Po regulacji głośności, sygnały przechodzą przez bufor wyjściowy oparty na ultra-niskoszumowej architekturze wzmacniacza instrumentalnego. Sekcja ta wykorzystuje dwa w pełni dyskretne wzmacniacze operacyjne pracujące w klasie A.
Blok przedwzmacniacza AP20 został zaprojektowany z myślą o całkowitym wyeliminowaniu zakłóceń cyfrowych i komponentów składowej stałej. Po regulacji głośności, sygnał przechodzi przez niskoszumowy, wysokiej jakości stopień buforujący oraz transformator audio dostrojony do wymogów referencyjnego toru analogowego.
I właśnie w tej sekcji — przedwzmacniacza liniowego — AP20 zaskakuje najbardziej. Pewna „pustka” w całym paśmie, która w praktyce oznacza brak jakichkolwiek artefaktów, szumów czy zabarwień — to jeden z najczystszych i najbardziej dynamicznych torów liniowych, z jakimi miałem ostatnio do czynienia.
Odtwarzając 45-obrotową płytę z serii Angel Sonic Karajan Conducts Wagner, przez przedwzmacniacz gramofonowy Pass Labs Xs Phono, z sygnałem wzmacnianym z wkładki Audio Note IO Ltd i napędzającym monobloki Orchard Audio SMUP, mogłem w pełni docenić fenomenalny kontrast dynamiczny, charakterystyczny wyłącznie dla tłoczeń 45 rpm. Był to jeden z najbardziej satysfakcjonujących momentów analogowego odsłuchu, jakie pamiętam w ostatnich latach.
Przedwzmacniacz AP20 jest całkowicie wolny od jakichkolwiek zanieczyszczeń czy zabarwień — potrafi przekazać charakter brzmienia Bricasti Design M21 DAC z najwyższą możliwą wiernością. Połączenie barwy i dynamiki, jakie ma miejsce wewnątrz AP20, osiąga taki poziom przejrzystości, że Aurender kreuje przestrzeń niczym ogromna, pusta sala balowa — gotowa, by wyeksponować każdy instrument, każdy zespół i każdą teksturę z należytą klarownością i światłem.
AP20 to zdecydowanie więcej niż tylko zintegrowany wzmacniacz klasy światowej — to „pusty” przedwzmacniacz najwyższej próby, choć wyposażony jedynie w jedną parę wyjść analogowych — i to w wersji XLR.
W kolejnych dniach rotowałem przez Aurendera wszystko — wkładki gramofonowe, przedwzmacniacze phono, przetworniki DAC, odtwarzacze CD i SACD z różnych epok — tylko po to, by przekonać się, co jeszcze ujawni ta nieskazitelna przezroczystość brzmieniowa. Czysta frajda! Już dawno nie miałem tyle przyjemności z testowania przedwzmacniacza. A fakt, że AP20 oferuje dodatkowo buforowany odtwarzacz plików, przetwornik cyfrowo-analogowy i wzmacniacz mocy, to wręcz niewiarygodna wisienka na torcie.
Percepcja ma znaczenie. Wielu producentów wzmacniaczy klasy high-end celowo unika wejścia w świat cyfrowy, nie chcąc ryzykować sceptycyzmu ze strony społeczności audiofilskiej. Historia zna przykłady firm, które próbowały stać się „jednym źródłem wszystkiego” — i ostatecznie przestały istnieć. Umysł audiofila skłania się raczej ku marce, która specjalizuje się w jednej, wybranej kategorii produktów. Przekroczenie tej granicy może nie tyle wzbudzać zaufanie, co wręcz je osłabiać.
Są jednak wyjątki — jak chociażby Bricasti Design. Po pierwsze, firma ta wywodzi się ze środowiska profesjonalnych systemów studyjnych. Po drugie, audiofile darzą zaufaniem tylko jedną grupę ludzi bardziej niż samych siebie — realizatorów nagrań i inżynierów masteringu. Jeśli dane urządzenia są wykorzystywane w studiach nagraniowych, dla audiofila to sygnał o najwyższej wiarygodności.
Stworzenie wzmacniacza zintegrowanego, który dorównuje zestawom dzielonym, to zadanie niezwykle trudne. W praktyce kończy się to często konstrukcjami ważącymi ponad 45 kilogramów, kosztującymi więcej niż wiele świetnych komponentów osobnych, wymagającymi jednocześnie eksponowanego miejsca między kolumnami — w samym centrum systemu.
Tymczasem AP20 to konstrukcja imponująca inżynieryjnie, a przy tym waży zaledwie nieco ponad 27 kilogramów. Jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko cyfrowym dziełem sztuki — to formalna deklaracja Aurendera, że zamierza grać w najwyższej lidze hi-endu. Integracja pełnoprawnego toru analogowego w postaci przedwzmacniacza to krok milowy — i co tu dużo mówić, zrealizowany z absolutnym mistrzostwem.
Cele, jakie firmy stawiają przed swoimi produktami, bywają różne. W przypadku platform cyfrowych niektóre marki wolą grać bezpiecznie — projektując swoje urządzenia tak, by brzmiały łagodniej i mniej dynamicznie, licząc na to, że w ten sposób wyraźnie odróżnią się od masy typowych odtwarzaczy cyfrowych. Aurender AP20, choć należy do królów detalu, prezentuje brzmienie miękkie, nienachalnie eleganckie — nigdy nie narzuca się słuchaczowi.
Jego zdolność do wydobycia złożoności barwowej instrumentów na scenie muzycznej sprawia, że w pełni zasługuje na najwyższe uznanie — takie, jakie zwykle rezerwuje się dla wybitnych, dzielonych konstrukcji high-end.
Muszę zaufać własnemu osądowi i przyznać AP20 uznanie, na jakie zasługuje — nawet jeśli mówimy tu o wzmacniaczu pracującym w klasie D. Bo ilekroć Aurender zaczyna grać, mój mózg mówi jedno: „to brzmi jak klasa A”. I w tym momencie naprawdę przestaje mieć znaczenie, jaka to klasa pracy — liczy się tylko jakość realizacji. A ta tutaj stoi na absolutnie najwyższym poziomie.
W kontraście do klasycznych systemów złożonych z osobnych przetworników, przedwzmacniaczy i końcówek mocy, Aurender AP20 to produkt o zupełnie nowym podejściu — potrafi doskonale różnicować jakość realizacji nagrań, z precyzją dotąd zarezerwowaną dla najlepszych systemów dzielonych. Obecna generacja wzmacniaczy klasy D pokazuje, że dekady dążeń do miniaturyzacji obwodów zaowocowały czymś wyjątkowym — poziomem wyrafinowania, jaki prezentuje AP20. Potrzeba separowania poszczególnych sekcji urządzenia tylko po to, by uzyskać indywidualne zasilanie dla każdej z nich, przestaje mieć rację bytu.
To jeden z wzmacniaczy, które najbardziej oddają brzmieniowy charakter klasy A, spośród tych, które miałem okazję usłyszeć.
Dzięki modelowi AP20, Aurender przekroczył granicę pomiędzy światem analogowym a cyfrowym — i tym samym ugruntował swoją pozycję jako coś więcej niż tylko lider w dziedzinie cyfrowego odtwarzania. W jednym, przełomowym ruchu AP20 demonstruje referencyjny poziom zarówno w zakresie analogowej przedwzmacniaczy, jak i cyfrowej amplifikacji mocy. A fakt, że to właśnie cyfrowy wzmacniacz tak spektakularnie podporządkował sobie kolumny elektrostatyczne Sound Lab, wciąż pozostaje dla mnie czymś trudnym do ogarnięcia.
Nie chcę, by Aurender był „bardziej doskonały”, „bardziej potężny” czy „bardziej cokolwiek”. Nawet pliki zgrane z płyt CD Red Book brzmią tu tak, jakby były odtwarzane z taśm-matek. Oczywiście, audiofil we mnie nigdy nie będzie w pełni zaspokojony — zawsze pojawi się chęć testowania czegoś nowego. Ale AP20 to prawdziwy nośnik prawdy. I bez dwóch zdań zasługuje na miano punktu odniesienia.
Firmom, które żądają astronomicznych kwot za swoje produkty, mówię wprost: nie opowiadajcie mi o tym, jak genialna jest wasza konstrukcja — powiedzcie tylko, że słuchaliście AP20 i że wasze urządzenie gra lepiej za mniejsze pieniądze. W przeciwnym razie szkoda waszego i mojego czasu.
Oczywiście Aurender chciałby, aby AP20 postrzegano jako „ostateczną maszynę” — i dla wielu tak właśnie będzie. Ale jako audiofil — i znając samego siebie — wiem, że nigdy nie przestanę eksplorować nowych urządzeń i technologii.
Tyle że zawsze będę chciał wracać do AP20.
Słyszałem, do czego zdolne są przetworniki DAC zbudowane na dyskretnych komponentach, a nie popularnych chipsetach — takie jak Esoteric, Bricasti Design czy Technics. I właśnie dlatego każdorazowe doświadczenie z trzeciej generacji 32-bitowym przetwornikiem Asahi Kasei, zaimplementowanym w układzie o takiej finezji w różnicowaniu barwy, a przy tym tak czystym i promiennym brzmieniu, pozostaje prawdziwą ucztą dla zmysłów.
AP20 to kontynuacja długiej linii platform cyfrowych firmy Aurender — najbardziej dojrzała i przemyślana konstrukcja w historii marki. Każdy element tego urządzenia opiera się na sukcesie wcześniejszych flagowców, a kolejne generacje cechują się stopniowym, a nie gwałtownym wzrostem ceny.
Czy ktoś potrafi zaoferować coś lepszego — i to za mniej?
Historia firmy Aurender zaczyna się od przemyślanych systemów odtwarzania z buforowaniem pamięci, opartych na komputerowej architekturze, wyposażonych w zatoki na dyski SSD, na których przechowywane są pliki muzyczne. AP20 nie jest bardziej zaawansowany technicznie od Technicsa SU-R1000, ale jego brzmienie jest czystsze — a przy tym oferuje światowej klasy buforowany odtwarzacz plików.
Chciałbym, żeby AP20 kosztował mniej, ale nie przypominam sobie, bym w ostatnim czasie słyszał przedwzmacniacz o tak nieskazitelnej przejrzystości brzmienia. Czy urządzenie uzasadnia cenę 22 000 dolarów (24 200 dolarów według stanu na 6 sierpnia 2025 r.) — to kwestia indywidualna, zwłaszcza dla tych, którzy operują w tym lub wyższym przedziale cenowym. Warto przy tym pamiętać, że niedawno wprowadzono w USA 15-procentowe cło na import z Korei Południowej, co może w najbliższych miesiącach podnieść cenę AP20 nawet do około 26 000 dolarów.
Technics oferuje absolutnie referencyjną jakość brzmienia w postaci kompleksowego i zaawansowanego pakietu zintegrowanego — zawierającego m.in. wysokiej klasy przedwzmacniacz gramofonowy — za 10 000 dolarów, a obecnie 12 399,99 dolarów, również z powodu nowego 15-procentowego cła na import z Japonii. Tymczasem Aurender, debiutując w kategorii wzmacniaczy zintegrowanych, stworzył konstrukcję, która nie tylko obejmuje własną sekcję analogowego przedwzmacniacza, ale śmiało rywalizuje z innymi urządzeniami klasy referencyjnej.
Jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny, Technics pozostaje trudny do pobicia i nadal pełni rolę mojego osobistego punktu odniesienia. Jednak to Aurender oferuje najwyższy poziom brzmienia w najniższej cenie spośród konkurentów, których znam. To triumf zarówno w dziedzinie wzornictwa przemysłowego, jak i w relacji koszt–jakość dźwięku.
Odważny ruch, bez dwóch zdań.


