Test wzmacniacza zintegrowanego Dan D'Agostino Pendulum Integrated w HifiClube.net

Recenzja wzmacniacza zintegrowanego Dan D'Agostino Pendulum Integrated
Autor i źródło recenzji: José Victor Henriques, HiFiClube.net, maj 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Niewiele gwiazd świeci tak jasno na firmamencie high-end audio jak Dan D’Agostino. Twórca legendarnych konstrukcji od lat jest synonimem doskonałości brzmieniowej. Wraz z premierą nowego wzmacniacza zintegrowanego Pendulum, Dan D’Agostino Master Audio Systems prezentuje rozwiązanie, które — choć pozycjonowane jako produkt „entry-level” — stanowi swoisty manifest audiofilskiej „demokratyzacji”. To odważny krok w stronę uczynienia brzmienia high-end bardziej dostępnym dla szerszego, ale równie wymagającego grona odbiorców. W relatywnie „umiarkowanej” cenie 22 000 euro (bez opcjonalnych modułów), Pendulum ucieleśnia DNA marki w kompaktowej formie, z natychmiast rozpoznawalną tożsamością wizualną.
Precyzja jak w zegarmistrzostwie szwajcarskim
Pendulum od razu przyciąga uwagę. Jego obudowa ze szczotkowanego aluminium w połączeniu z wyrazistymi akcentami z miedzi nadaje eleganckiej, choć powściągliwej formie poziom wyrafinowania godny prawdziwego produktu luksusowego. Centralny ekran LCD to nie tylko element użytkowy — stanowi również hołd dla analogowych wskaźników VU znanych z droższych urządzeń D’Agostino, łącząc cyfrową estetykę z analogowym urokiem retro. Wyświetla on w czasie rzeczywistym informacje takie jak źródło, poziom głośności, balans kanałów, polaryzacja oraz metadane odtwarzanej muzyki, a wybór funkcji odbywa się za pomocą obrotowych pokręteł po bokach. Pilot Bluetooth z wbudowaną anteną, pokryty tworzywem Delrin i wyposażony w ekran LCD odwzorowujący panel frontowy wzmacniacza, to naturalne przedłużenie filozofii D’Agostino — precyzji, zamysłu i luksusu. Przy wymiarach 43,2 × 11,8 × 35,6 cm i wadze 15,9 kg, Pendulum stanowi doskonałą syntezę innowacyjnego designu przemysłowego i najnowocześniejszej inżynierii.
DNA Dana
W swojej istocie Pendulum to dyskretne arcydzieło technologiczne. Wzmacniacz wykorzystuje wejściowy układ JFET zapożyczony z przedwzmacniacza C2, wynosząc go do tej samej ligi co flagowe konstrukcje marki — Momentum i Relentless. Dźwięk jest czysty, transparentny i precyzyjny, bogaty w niuanse brzmieniowe. Jednocześnie zachowuje rzadką gładkość i swobodę, przypominającą najlepsze wzmacniacze lampowe — takie jak ten pierwszy, który Dan kiedykolwiek zbudował. Topologia sygnałowa to w pełni zbalansowana architektura, z bezpośrednim sprzęganiem i układem komplementarnym, eliminującym wszelkie ślady zniekształceń bez konieczności stosowania negatywnego sprzężenia zwrotnego jako „plastra”. Sercem urządzenia jest toroidalny transformator o mocy 750 VA, wspierany przez bank kondensatorów o pojemności 25 000 μF, co zapewnia wystarczający zapas energii do napędzenia nawet najbardziej wymagających kolumn. Z mocą 120 W na kanał przy 8 Ω i podwajaną do 240 W przy 4 Ω, Pendulum łączy autorytet z finezją: bas uderza z impetem, a mikrodynamika oddycha naturalnością.
Wszechstronność i nowoczesność
Tym, co naprawdę wyróżnia Pendulum, jest jego kameleonowa wszechstronność. Analogowi puryści docenią cztery dostępne wejścia — jedno niezbalansowane RCA (z możliwością konfiguracji jako wejście gramofonowe po instalacji modułu phono) oraz trzy zbalansowane XLR, w tym jedno z funkcją theater pass-through do integracji z systemami kina domowego.
Opcjonalny moduł phono (1 380 euro) oferuje wzmocnienie 60 dB dla wkładek MC oraz szeroki wybór ustawień obciążenia poprzez przełączniki DIP. Dla entuzjastów cyfrowych źródeł dostępny jest moduł streamingowy (3 420 euro), który zmienia Pendulum w centrum strumieniowania: PCM do 32-bit/192 kHz, DSD128 oraz kompatybilność z Tidal, Qobuz, Spotify i Roon (certyfikacja w toku).
Wejścia optyczne, Ethernet, Wi-Fi, a także — po raz pierwszy w urządzeniu D’Agostino — HDMI z eARC otwierają drzwi zarówno do świata audiofilskiego, jak i audiowizualnego. Aplikacja sterująca na iOS jest intuicyjna i dopracowana, choć jako użytkownik Androida czuję się nieco pominięty. Pendulum oferuje również dyskretne wyjście słuchawkowe, ukryte na tylnym panelu. Do tego wrócimy za chwilę.
Kod Morse’a
Ergonomia Pendulum wymaga chwili przyzwyczajenia. Na pierwszy rzut oka może wydawać się nieco zagmatwana, głównie ze względu na system wciśnij/wyciągnij zastosowany w obrotowych pokrętłach — szczególnie po lewej stronie, gdzie obsługujemy tryb czuwania, wybór źródeł, balans kanałów, polaryzację i metadane muzyczne. Prawa strona odpowiada wyłącznie za regulację głośności i funkcję wyciszenia. Pilot zdalnego sterowania odwzorowuje wszystkie funkcje, stawiając na intuicyjność i łatwy dostęp. Mimo to może wymagać pewnej wprawy: podobnie jak w kodzie Morse’a, krótki nacisk (kropka) i dłuższe przytrzymanie (kreska) wywołują różne akcje. Wzmacniacz nigdy nie przechodzi w pełne wyłączenie. W trybie czuwania ekran pozostaje podświetlony (pobierając 35 W), dumnie eksponując logo marki. Cyfrowy wskaźnik nie działa jak klasyczny miernik VU — pokazuje jedynie poziom głośności lub balans kanałów. W przypadku aktywacji trybu odwrócenia polaryzacji, kolor wyświetlacza zmienia się z zielonego na czerwonawy.
Uwaga: Niektórzy wciąż twierdzą, że nie da się usłyszeć różnicy między trybem „Inverted” a „Non-Inverted”. „Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią.”
Po wybraniu źródła lub funkcji za pomocą pokrętła, należy wcisnąć przycisk, by zatwierdzić wybór — ta sama zasada dotyczy pilota. Po wybraniu źródła „Network” (Ethernet RJ45 lub Wi-Fi), na wyświetlaczu Pendulum oraz pilota przez chwilę pojawiają się metadane odtwarzanego utworu z Tidal Connect, Qobuz, Spotify czy innych aplikacji (np. Audirvana). To przyjemny, dosłowny „touch”. Jedynym mankamentem jest okazjonalne opóźnienie i zakłócenia w transmisji Bluetooth z pilota.
Aplikacja na iOS oferuje jeszcze lepsze wrażenia. Jako użytkownik Androida musiałem pożyczyć iPada od żony. Niemniej jednak mój Samsung S25 bez problemu połączył się z Pendulum przez Tidal Connect i mConnect.
Roon – jeszcze nie teraz
Tak, wiem — jeszcze nie wspomniałem o Roonie. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, Pendulum wciąż nie uzyskał pełnej certyfikacji. Roon rozpoznaje urządzenie natychmiast, ale informuje, cytuję: „Niestety, producent nie zakończył jeszcze procesu certyfikacji dla tego urządzenia. Proces ten wymaga czasu, prosimy o cierpliwość.” Z powodzeniem korzystałem z Audirvany. Gorąco polecam. To rozwiązanie na poziomie Roona.
Cyfrowy Wszechświat
Zainstalowany fabrycznie moduł cyfrowy Pendulum oferuje jedynie wejścia HDMI (eARC), optyczne oraz Ethernet, rezygnując z bardziej audiofilskich złączy takich jak USB, AES/EBU czy koncentryczne SPDIF. Gdy plik przekracza rozdzielczość obsługiwaną przez Pendulum, Audirvana odtwarza go mimo wszystko, stosując downsampling — np. 384 kHz konwertowane jest do 192 kHz, a DSD256/512 do PCM 176,4 kHz. Nie żeby dało się to usłyszeć — gwarantuję.
W obszernym wywiadzie, którego Dan uprzejmie mi udzielił, jasno określa siebie jako eksperta od wzmacniaczy, pozostawiając domenę cyfrową firmom takim jak dCS. Mimo to, cyfrowe moduły w jego wzmacniaczach zintegrowanych nie są kompromisem, lecz funkcjonalną odpowiedzią na współczesne trendy w streamingu.
Ruch Ciągły
W wywiadzie dowiecie się, że nazwy produktów Dana mają osobiste znaczenie. Momentum symbolizuje coś, co zostało wprawione w ruch i czego nikt już nie zatrzyma. Relentless to z kolei wyraz jego niezłomności wobec przeciwności. Progression oddaje ideę ciągłego ruchu w jego pracy. Nazwa Pendulum może być metaforą życiowych wzlotów i upadków Dana, ale równie dobrze odnosi się do ruchu wahadła — gdzie każdy krok technologiczny poprzedzony jest powrotem do emocjonalnych fundamentów muzyki i efektu „gęsiej skórki”, który towarzyszył pierwszym wzmacniaczom Krella. To właśnie czujemy, słuchając Pendulum — dreszcze. Podobne do tych, które wywołują Momentum czy Relentless. W wywiadzie Dan wiąże ten nieustanny ruch z dążeniem do równowagi: między ceną a jakością, analogiem a cyfrą, tradycją a nowoczesnością, pomiarami a muzykalnością.
Od Progression do Pendulum
W 2020 roku przeprowadziłem analizę brzmieniową wzmacniacza Progression, po wcześniejszych testach monobloków Progression i przedwzmacniacza Progression dla Hi-Fi News, pisząc wówczas: „Jeśli zawsze marzyłeś o Momentum Integrated, ale odstraszała Cię cena, oto najlepsza alternatywa za połowę kosztu...” Dziś mogę śmiało stwierdzić, że nowy Pendulum zbliża się zaskakująco blisko do brzmienia Momentum i Relentless 800, co czyni go naprawdę atrakcyjną propozycją.
Wahadło Foucaulta
Pendulum bez problemu napędza dowolne kolumny, niezależnie od ich trudności. Ktoś zapewne uśmiechnął się, gdy podłączyłem go do niewielkich monitorów Sonus faber Concertino 4G. Testowany egzemplarz miał zainstalowany moduł cyfrowy, więc korzystałem z biblioteki muzycznej Tidal oraz własnych plików hi-res odtwarzanych przez Audirvanę (więcej o tym wcześniej). Jednak najlepsze brzmienie uzyskałem z odtwarzacza SACD Oppo, podłączonego za pomocą zbalansowanych kabli Transparent. Dla miłośników analogu dostępny jest opcjonalny moduł Phono (1 380 euro). Sprawdziłem także tor słuchawkowy z kilkoma modelami różnych marek: Austrian Audio The Composer, Dali iO12, Meze Poet oraz Hifiman HE1000. Wyjście słuchawkowe Pendulum jest solidne, choć z wymagającymi HE1000 wzmacniacz miał już pewne trudności (co nie dziwi, te słuchawki to prawdziwy potwór). To może sugerować kierunek kolejnych kroków Dana — dedykowany, potężny wzmacniacz słuchawkowy, o którym wspomniał zresztą w wywiadzie.
Jeszcze raz — Pendulum zbliża się zaskakująco do brzmienia Momentum i Relentless 800. To naprawdę dobry interes.
Dan przyznał, że nie dąży już do technicznej perfekcji w postaci zniekształceń z wieloma zerami po przecinku. Podobnie jak wykrywacz kłamstw można oszukać, tak i negatywne sprzężenie potrafi „oszukać” aparaturę pomiarową. Dobry wzmacniacz musi mieć dobre pomiary — ale wynikające z przemyślanej konstrukcji, a nie stosowania sprzężenia jako technicznego plastra. Zniekształcenia rzędu 0,01% są w pełni wystarczające dla ludzkiego ucha. Dla Dana najważniejsza jest muzykalność, nie pomiary. Jego ostatecznym celem jest emocja, nie zera.
Niestety, dla nas — zwykłych śmiertelników — wciąż jest zbyt wiele zer… w cenie.
Pendulum zdaje egzamin celująco
Ale co tak naprawdę wyróżnia Pendulum spośród innych znakomitych tranzystorowych wzmacniaczy, kosztujących połowę lub jedną trzecią jego ceny? Odpowiem tak: Całkowity brak ziarnistości i sposób, w jaki muzycy są prezentowani na scenie; nasycone barwy i ich intensywność; głęboka czerń „ciszy”; trójwymiarowość połączona z rzeźbiarskim reliefem wszystkich elementów muzycznych oraz autentyczność detali; reprodukcja wybrzmień i naturalnego zanikania nut; szybka, ale nigdy szorstka reakcja dynamiczna; oraz atak, który – mimo skuteczności – pozostaje łagodny wobec muzyki, unikając ostrości. Cechy te są jeszcze bardziej wyraźne w modelu Relentless. Jednak choć aspiracje są stałym elementem ludzkiej natury, rzeczywistość często kieruje nas w stronę tego, co bardziej osiągalne — jak Pendulum.
Wrażenia brzmieniowe
Słuchanie Pendulum to jak przeniesienie się do Variety Playhouse, gdzie Sara Bareilles śpiewa „Let The Rain” (Tidal), akompaniując sobie jedynie gitarą i towarzyszeniem oklasków publiczności, która bezskutecznie próbuje nadążyć za jej rytmem. Całość kończy się czystymi brawami, brzmiącymi naturalnie, a nie jak biały szum.
Obecność Sary i jej emocjonalna więź z publicznością to najlepsze, co słyszałem od legendarnego koncertu Harry’ego Belafonte w Carnegie Hall, gdzie wszystko zdaje się materializować z oszałamiającym realizmem.
SACD Seiji Ozawy (wersja niehybrydowa) z Mito Chamber Orchestra grającą koncerty Mozarta na flet (Shigenori Kudo) i fagot (Dag Jensen) to dowód przewagi formatu SACD nad CD. Balans między orkiestrą a solistami, nagranie w DSD i wrażliwość artystyczna Ozawy sprawiają, że odsłuch tego albumu z Pendulum staje się ekscytującym doświadczeniem muzycznym.
„Waltz for Debby” Billa Evansa ukazuje najbardziej ulotne właściwości Pendulum. Kontrabas Scotta LaFaro pulsuje głębią i fakturą, a fortepian Evansa lśni z przejrzystością niczym krople rosy o świcie — każda nuta zawieszona w przestrzeni. Tymczasem szczotki Paula Motiana omiatają werbel jakby usuwały z niego suche liście nut spadających z góry.
W „Wicked Game” Chrisa Isaaka wzmacniacz uchwycił istotę utworu: wokal brzmi bogato, ciepło, z melancholijną głębią na scenie dźwiękowej, która jest zarazem szeroka i intymna. Pendulum nie tylko odtwarza muzykę — ono przekazuje artystyczną wizję z uderzającą szczerością.
Rozum i emocje
Dan D’Agostino Pendulum wykracza poza ramy klasycznego wzmacniacza zintegrowanego. Na nowo definiuje estetykę, technologię i emocjonalny przekaz. Niestety, wymaga także osobistego zaangażowania — i finansowego poświęcenia. Jednak to połączenie surowej mocy elektrycznej z mistrzowskim kunsztem rzemieślniczym dostarcza doznań odsłuchowych, które w tej klasie cenowej nie mają sobie równych.
Pendulum swoją wszechstronnością trafia w potrzeby zapalonego winylowego kolekcjonera, entuzjasty streamingu, kinomana i każdego prawdziwego melomana. To bez wątpienia odważna inwestycja — cena podstawowa to ok. 22 000 euro, a moduł cyfrowy to dodatkowe 3 420 euro. A jednak — w świecie, w którym niebo jest granicą (Relentless), Pendulum oferuje przedsmak audiofilskiego raju za „osiągalną” cenę. Może to być początek nowego rozdziału w Twojej muzycznej podróży. Rozdziału podpisanego przez żywą legendę, która nieustannie poszerza granice tego, co możliwe.
Chciałbym tylko, bym mógł sobie na niego pozwolić. Będzie mi przykro, gdy przyjdzie się z nim pożegnać.


