Test wzmacniacza zintegrowanego Dan D'Agostino Pendulum Integrated w HiFi News

Recenzja wzmacniacza zintegrowanego Dan D'Agostino Pendulum Integrated
Autor i źródło recenzji: Ken Kessler, HiFi News, maj 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Czy możemy na początek odłożyć na bok spór o to, co właściwie oznacza „drogi sprzęt”? Tak jak „luksus” to wszystko, co wykracza poza nasze potrzeby, tak „drogi” oznacza po prostu coś kosztowniejszego, niż jesteśmy gotowi lub w stanie zapłacić. Nie zamierzam ignorować faktu, że 18 000 funtów za stereofoniczny wzmacniacz to nie są drobne, nawet w świecie urządzeń kosztujących trzydzieści razy więcej.
Jednak w kontekście oferty Dan D’Agostino Master Audio Systems i tego, co dziś uchodzi za standard w świecie high-endu, model Pendulum Integrated Amplifier prowokuje do wypowiedzenia tego, czego recenzentowi nie wolno mówić, jeśli nie chce potem utonąć w fali protestów. A więc powiem to wprost: to okazja. Jeśli zawsze marzyliście o jednym z projektów Dana D’Agostino — może jeszcze z czasów jego działalności w Krellu — ale nie mogliście sobie na nie pozwolić, lub były one tuż poza zasięgiem, Pendulum zmienia wszystko.
Opcje dodatkowe
W wersji podstawowej, oferującej wyłącznie wejścia liniowe, Pendulum kosztuje wspomniane 18 000 funtów. W testowanej tu wersji „w pełni wyposażonej” za 22 000 funtów otrzymujemy zintegrowany wzmacniacz o poważnej mocy użytkowej, który spełnia wszystkie współczesne oczekiwania: pilot Bluetooth, integracja z automatyką domową, obsługa źródeł strumieniowych, aplikacja do zarządzania funkcjami — słowem, komplet nowoczesnych udogodnień.
W najprostszej konfiguracji, bez opcjonalnego przetwornika cyfrowo-analogowego (2850 £) i modułu phono MM/MC o stałym wzmocnieniu 60 dB (1150 £), Pendulum prezentuje się jako minimalistyczne urządzenie z ascetycznym, ale stylowym frontem. Dwa pokrętła i centralny wyświetlacz — i tyle. Wybór źródła oraz dostęp do menu realizowane są za pomocą lewego pokrętła; prawe odpowiada za poziom głośności i funkcję „mute”. Pomiędzy nimi umieszczono ekran LCD inspirowany zegarkami Breguet, znany z innych urządzeń D’Agostino. Wirtualna „wskazówka” na ekranie podąża za ruchem pokrętła głośności i pierścienia na pilocie, opadając do zera przy wyciszeniu, a także wskazuje aktywne wejście.
Stylowy, dwukierunkowy pilot Bluetooth ma własny wyłącznik zasilania i ładowany jest przez port USB-C.
Nowy świat
Przejdźmy zatem do modułu cyfrowego, który oparto na energooszczędnej wersji najnowszego przetwornika DAC firmy ESS – modelu ES9039. Dodaje on po jednym wejściu optycznym Toslink, HDMI eARC oraz sieciowym: przewodowym (RJ45) i bezprzewodowym (Wi-Fi). Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Pendulum (którego nazwa, jak lubię sądzić, nawiązuje do albumu Creedence Clearwater Revival) jest dostarczany z antenami zarówno do łączności Bluetooth (dla pilota), jak i Wi-Fi.
Ich zastosowanie jest niezbędne, by cieszyć się pełnią możliwości tego wzmacniacza — zarówno jeśli chodzi o funkcje cyfrowych wejść, jak i korzystanie z usług strumieniowych. Przyznaję jednak, że 90% czasu korzystałem z Pendulum jako klasycznego urządzenia analogowego, z wejściami liniowymi — z wyjątkiem tego nieprzyzwoicie dobrego pilota Bluetooth.
Mimo wszystko należy pamiętać, że bez względu na to, jak wybitny okaże się Pendulum, jest to konstrukcja nastawiona na oszczędność — choć na podwyższonym poziomie cenowym. I nie mam na myśli kompromisów dotyczących jakości komponentów czy osiągów, bo ten wzmacniacz w każdym calu sprawia wrażenie bardzo kosztownego. Chodzi raczej o to, że oferuje użytkownikowi wejście do świata prawdziwego high-endu, przez pryzmat sprzętu D’Agostino.
Czuję się zobowiązany przedstawić zalety zakupu modułów wewnętrznych w porównaniu do korzystania z już posiadanych zewnętrznych DAC-ów i przedwzmacniaczy gramofonowych lub nabycia nowych komponentów. To bardzo prawdopodobne, że za podobne pieniądze da się znaleźć zewnętrzne przetworniki i stopnie phono oferujące lepsze parametry i większą elastyczność — jednak to należy zestawić z wygodą jednego, zwartego urządzenia.
Możliwość pełnej kontroli nad DAC-iem i poziomem głośności dzięki aplikacji, brak konieczności stosowania dodatkowych kabli zasilających i interkonektów — trudno to zignorować, jeśli jesteś audiofilem, który szuka prostszego życia.
Chociaż zasadniczo skupiłem się na odsłuchu Pendulum jako wzmacniacza liniowego z wejściami zbalansowanymi, miałem również okazję przetestować oba dostępne moduły, używając wkładek MC i MM w sekcji phono. Odtwarzając „Superstition” Steviego Wondera z kompilacji The Definitive Collection [Motown 006024751522729], byłem pod wrażeniem – szczególnie że wcześniej słuchałem tego nagrania przez przedwzmacniacz Nagra HD Phono za 68 000 funtów – naturalności wokalu i jego kontrastu z tym osobliwym, sprężystym brzmieniem syntezatora lub klawiszy. Perkusyjne intro było czymś absolutnie wyjątkowym: ostre, tłuste, otwarte i — cóż mogę powiedzieć? — hiper-funkowe.
Nie miejcie złudzeń: od strony brzmieniowej moduł phono wart jest swoich 1150 funtów, choć zewnętrzna konkurencja w podobnej cenie zapewni więcej opcji regulacji wzmocnienia.
Aplikacja i streaming
Jeśli chodzi o moduł cyfrowy i aplikację: oczywistym wyborem wydaje się iPhone, ale iPad Mini okazał się rozwiązaniem idealnym – lepszym niż wpatrywanie się w mały ekran telefonu i wygodniejszym niż dźwiganie pełnowymiarowego iPada po pokoju odsłuchowym.
Gdy zobaczysz ekran główny aplikacji, z takimi opcjami jak HDMI, inwersja fazy, tryb „Dark Mode” (wyłączający efekty świetlne), wybór słuchawek i inne funkcje, od razu docenisz większy wyświetlacz.
Interfejs graficzny jest przejrzysty i bardzo czytelny. Aplikacja pozwala na pełną kontrolę nad najważniejszymi platformami strumieniowymi — Spotify, Qobuz, Tidal — jak również nad muzyką przechowywaną lokalnie w domowej sieci. Obsługuje też okładki, informacje o utworach i inne metadane.
W moim przypadku — ponieważ nie daję ani pensa serwisom streamingowym — już dawno załadowałem na iPada pełną dyskografię The Beatles, skopiowaną z metalowego pendrive’a Apple z remasterami z 2009 roku (wciąż dostępnego online za mniej niż 300 funtów — unikajcie spekulantów, którzy żądają tysiąca!).
Ku mojemu zaskoczeniu, odtwarzanie z iPada praktycznie nie różniło się od słuchania przez wysokiej klasy transport CD z DAC-iem z wyjściem USB. Zwłaszcza gra Ringo w końcówce Abbey Road miała całą masę i energię, jakiej oczekiwałem, z perfekcyjnym atakiem. Kolejną niespodzianką była ciepła barwa wokalu – niemal przypominająca brzmienie lampowe (czego, sądzę, Dan D’ raczej nie chciałby usłyszeć!). Ten niemal organiczny ton błyszczał szczególnie w „Hey Jude” z Past Masters i podkreślał jedną z największych zalet Pendulum: zdolność do kreowania trójwymiarowej sceny dźwiękowej.
DAC czy nie DAC?
Jeśli stoicie przed wyborem tylko jednego z modułów, zamiast decydować się na oba, to właśnie DAC zapewni Wam więcej radości z obcowania z Pendulum. A skoro mówimy o relacji jakości do ceny — to najlepszy sposób, by rzeczywiście poczuć, że Wasze pieniądze zostały dobrze wydane. Aplikacja okazuje się tak integralnym elementem pełnego doświadczenia Pendulum — oczywiście, jeśli użytkownik korzysta z cyfrowych źródeł, a nie tylko z winyli czy taśmy — że podejrzewam, iż większość nabywców zdecyduje się właśnie na ten moduł.
To powiedziawszy: podłączyłem do Pendulum, przez XLR, zestaw transport + DAC za 14 000 funtów — i to właśnie ten moment uświadomił mi, jak niezwykły jest ten wzmacniacz zintegrowany. Nieustannie przypominał mi o potędze swojego tytanicznego brata — Relentless 800 [HFN czerwiec ’24].
Pendulum, ważący zaledwie 15,9 kg i zajmujący jedynie 432 x 118 x 356 mm miejsca na półce, jest jak monster truck udający wózek golfowy. Żadne zdjęcie nie oddaje, jak bardzo kompaktowy jest ten wzmacniacz — a przecież „kompaktowy” to nie jest słowo, które kiedykolwiek łączyło się z projektami D’Agostino.
Surowy i zbuntowany
Nieczęsto zdarza mi się słuchać muzyki przez sześć, siedem godzin bez przerwy (poza nieuniknionym wezwaniem natury). Zazwyczaj dzielę odsłuch na dwie lub trzy sesje. Ale Pendulum zainspirował mnie do przesłuchania całego 12-płytowego boxu Mike Nesmith – Songs (Edsel) bez najmniejszej przerwy. Delikatność stalowej gitary Reda Rhodesa i żarliwość głosu Nesmitha w „Lady Love” z albumu And The Hits Just Keep On Comin’ zostały oddane z taką samą finezją, z jaką Pendulum poradził sobie z zupełnie innym żywiołem – tytułowym utworem z płyty Praise The Loud Anthony’ego Gomesa (RatPak Records).
Gomes to ogień. Blues i rock w stylu Steviego Raya Vaughana, Gibson Flying V traktowany bezlitośnie, a do tego zachrypnięty wokal, który nie zna pojęcia „przejrzystość średnicy”. To nie jest brzmienie pełne wdzięku — to tekstura pełna zadziorności. I właśnie dzięki temu odkryłem, że Pendulum ma nie tylko klasę, ale i jaja. Napędzając moje DeVore O/93 do poziomów, których zwykle unikam, wzmacniacz pozostał niewzruszony: zero kompresji, zero zniekształceń — czysty, nieokiełznany atak gitary i głos gdzieś pomiędzy Steve’em Marriottem a młodym Rodem Stewartem.
Nie mogę też nie wspomnieć o kolejnej rewelacji: Pendulum wydobył szczegóły z „Goldfinger” Shirley Bassey (kompilacja Dame Shirley Bassey – The Singles), które przez sześćdziesiąt lat umykały mojej uwadze. Scena rozciągała się od ściany do ściany, a uderzenia basowe były równie imponujące jak wzbijający się wokal Bassey. „Majestatyczny” to za mało, by to opisać.
Podsumowanie
Jeśli — jak wspominałem wcześniej — od zawsze marzyliście o własnym urządzeniu od Dana D’Agostino, od czasów jego projektów w Krellu, a dziś możecie przeznaczyć na ten cel 18 tysięcy funtów, to właśnie na Pendulum czekaliście. To szwajcarski scyzoryk w świecie wzmacniaczy: niebywale uniwersalny, zaskakująco przystępny, a przy tym oferujący jakość i możliwości na poziomie, o którym wielu może tylko marzyć.
Nie opierajcie się pokusie. Po prostu ulegnijcie.
Po doświadczeniu Relentless 800 zastanawiałem się, jakie jeszcze cuda może mieć D’Agostino w zanadrzu. Kto by przypuszczał, że kolejnym krokiem będzie zejście na drugi biegun cenowy i stworzenie jednego z najważniejszych wzmacniaczy zintegrowanych ostatniej dekady?
To urządzenie na nowo otwiera dyskusję o wyższości konstrukcji zintegrowanych nad klasycznym podziałem na przedwzmacniacz i końcówkę mocy. A przede wszystkim zmusza nas do postawienia pytania o sens dalszego mnożenia kosztów w imię „jeszcze trochę lepiej”.
Pendulum ruszył w drogę. I nie zamierza się zatrzymywać.


