Test wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio – Watt/Puppy w Hifi Statement

Recenzja wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio – Watt/Puppy
Autor i źródło recenzji: Thomas Heinemann, hifi statement, maj 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Z okazji 50-lecia istnienia firmy Wilson Audio na rynek powraca jeden z najbardziej legendarnych zestawów głośnikowych na świecie – Watt/Puppy. Ale niech nie zwiedzie Was sama nazwa – to nie jest model retro. Choć konstrukcja opiera się na klasycznej, dwukomorowej architekturze swoich poprzedników, nowa wersja została całkowicie dostosowana do współczesnych standardów – zarówno pod względem doboru materiałów, procesu produkcji, jak i możliwości brzmieniowych.
I oto stoi w moim pokoju odsłuchowym – nowa Watt/Puppy. Jak na kolumnę tej klasy prezentuje się wyjątkowo zgrabnie i elegancko: zaledwie 30 centymetrów szerokości i 111 centymetrów wysokości (wliczając system kolców) sprawiają, że doskonale wpisuje się w przestrzeń mieszkalną. Do tego dochodzi perfekcyjne wykończenie – lakier dostępny w wielu wariantach kolorystycznych, nienaganna jakość wykonania i dbałość o każdy, nawet najmniejszy detal. Krótko mówiąc: wszystkie cechy, jakich oczekiwałbym od głośnika tej klasy – i tej ceny – bo przypomnijmy, mówimy tu o kwocie 50 000 euro.
Już na samym początku nasuwa się kilka kluczowych pytań: czym nowa Watt/Puppy różni się od swoich poprzedników? Co je łączy? I przede wszystkim – co skłoniło firmę Wilson Audio do ponownego sięgnięcia po klasyczny projekt? Po 50 latach historii marki warto się na chwilę cofnąć i spojrzeć wstecz. Wszystkie dotychczasowe konstrukcje łączyła jedna idea: maksymalne zbliżenie słuchacza do muzycznej prawdy. Niezaprzeczalnie, ogromne znaczenie mają tu wiedza techniczna i głęboka ekspertyza inżynierska. Ale patrząc dokładniej, w centrum pozostają ludzie – to ich doświadczenia, kompetencje i nieustanne zaangażowanie nadają kształt marce.
W przypadku modelu Watt/Puppy mamy do czynienia z konstrukcją, która jak żadna inna oddaje historię Wilson Audio – zarówno w sensie technicznym, jak i emocjonalnym. To właśnie w niej zawarta jest pasja, która od początku stanowi fundament marki – jej DNA. A to prowadzi nas prosto do założyciela firmy, Davida A. Wilsona.
Początki pasji – i nowego standardu
Historia Wilson Audio zaczęła się w latach 70. David A. Wilson był inżynierem dźwięku, zapalonym melomanem – i człowiekiem coraz bardziej sfrustrowanym. Nie z powodu braku odpowiedniego sprzętu – miał dostęp do najlepszych mikrofonów i magnetofonów szpulowych. A jednak, za każdym razem, gdy wracał z nagrania i odtwarzał materiał, miał wrażenie, że brakuje w nim czegoś istotnego. Jak ujął to później w jednym z wywiadów: „To nie było złe, ale też nie było prawdziwe.”
Żaden z ówczesnych głośników nie potrafił oddać tej pełni brzmienia, które słyszał na żywo. Dlatego postanowił stworzyć własny monitor odsłuchowy – zaprojektowany nie z myślą o rynku audiofilskim, ale na potrzeby własnych nagrań. Tak narodził się model WATT – skrót od „Wilson Audio Tiny Tot” – kompaktowy, niezwykle sztywny, precyzyjny monitor, wykonany z materiałów, które rzadko wtedy stosowano w konstrukcji kolumn: aluminium, żywice, tworzywa kompozytowe. Liczyło się tylko jedno – wierność i naturalność brzmienia.
Szybko okazało się, że WATT to nie zabawka. Brzmiał uczciwie. Wręcz porażająco uczciwie – dokładnie tak, jak chciał tego David Wilson. I tak, w sposób niemal nieunikniony, pojawili się pierwsi zainteresowani: klienci, przyjaciele, muzycy. Wszyscy chcieli mieć taki sam, kompaktowy monitor. Z jednorazowego projektu powstała pierwsza, niewielka seria. A gdy do WATT dołączono moduł niskotonowy nazwany Puppy, świat ujrzał jeden z najbardziej rozpoznawalnych i odnoszących sukcesy zestawów głośnikowych w historii hi-endu – WATT/Puppy. Tak rozpoczęła się historia Wilson Audio.
Pięćdziesiąt lat temu David wspólnie ze swoją żoną Sheryl Lee założył firmę z jednym jasnym celem – zrobić to lepiej niż inni. Ale co właściwie sprawia, że głośniki Wilsona są tak wyjątkowe i rozpoznawalne? Dlaczego brzmią inaczej?
W jednym z nagrań wideo David dzieli się doświadczeniem, które może być kluczem do zrozumienia tej filozofii. Opowiada: „Kiedy słyszę muzykę na żywo, wiem, że to muzyka na żywo”. Przywołuje wspomnienie spaceru ulicami Nowego Orleanu – wraz z Sheryl Lee przechodzili obok klubów jazzowych, z których dobiegały różne dźwięki. I choć drzwi były zamknięte, od razu było jasne, z którego klubu płynie muzyka grana na żywo, a z którego – odtwarzana z nagrania. To przeżycie zapadło mu głęboko w pamięć. I – być może – to właśnie ono stało się impulsem do późniejszych odkryć i decyzji projektowych, które na stałe wpisały się w DNA marki Wilson Audio.
Na tropie brzmienia na żywo – fundament filozofii Wilson Audio
David Wilson wskazywał dwa kluczowe elementy, które – jego zdaniem – decydują o tym, czy dźwięk możemy uznać za „żywy”, naturalny i autentyczny.
Po pierwsze: kontrast dynamiczny. Nie chodziło mu jednak o „zakres dynamiczny” w technicznym znaczeniu tego pojęcia, lecz o słyszalny kontrast w zmianach natężenia dźwięku – innymi słowy: o zdolność przetwornika do błyskawicznej reakcji, przejścia z ledwo słyszalnego niuansu do pełnego, potężnego szczytu głośności. Można to określić również mianem „żywotności” czy „impulsowości” przekazu.
Po drugie: wyraz harmoniczny. Wilson podkreślał wagę precyzji i kompletności harmonicznych – czyli alikwotów – które budują barwę i unikalny charakter instrumentu czy głosu. To ich obecność, proporcja i rozkład definiują tzw. timbre – a więc cechę, która odróżnia skrzypce od saksofonu, nawet gdy grają tę samą nutę.
Te dwa filary – szybkość reakcji i bogactwo harmoniczne – leżą u podstaw wszystkich konstrukcji Wilson Audio na przestrzeni ostatnich 50 lat. To właśnie dążenie do naturalności i prawdy dźwięku sprawia, że wielu audiofilów odnalazło w tej marce spełnienie swoich poszukiwań.
Dlaczego zatem powrót do modelu Watt/Puppy?
Przecież w tej klasie cenowej firma miała już model Yvette (obecnie wycofany), a powyżej – aktualną Sashę V. W tym miejscu trzeba oddać uznanie Darylowi Wilsonowi, synowi Davida, za jego odwagę i otwartość na eksperymenty – oraz za to, że zdecydował się ponownie sięgnąć po koncepcję Watt/Puppy i tchnąć w nią nowe życie.
To dowód na to, jak spójnie i konsekwentnie rozwijane są konstrukcje Wilson Audio – także dziś.
Za decyzją o reaktywacji modelu stało jednak więcej powodów. Daryl Wilson dostrzegł możliwość stworzenia kolumny, która – dzięki najnowszym technologiom – byłaby tańsza, a jednocześnie wypełniłaby lukę między modelami Sabrina X a Sasha V.
Dodatkowo, nowa Watt/Puppy oferuje ważną przewagę względem modelu Yvette – możliwość precyzyjnej regulacji kąta nachylenia modułu górnego względem słuchacza, co przekłada się na lepszą kontrolę propagacji dźwięku i optymalizację sceny.
Wbrew pozorom, nie mamy tu do czynienia z odświeżeniem klasyka, lecz z całkowicie nową konstrukcją. Bazuje ona na technologiach zastosowanych w Sasha V, które zostały niemal w całości przeniesione do zupełnie nowego korpusu. Bliskie pokrewieństwo z modelami Sasha widać również w umieszczeniu zwrotnicy w module niskotonowym oraz fizycznym połączeniu pomiędzy sekcjami Watt i Puppy.
Co więcej – obudowy X, S i V, jak również wszystkie przetworniki, są identyczne w obu modelach. Różnice między nową Watt/Puppy a Sasha V dotyczą zatem przede wszystkim rozmiarów, masy, konstrukcyjnych detali – oraz oczywiście ceny.
Nowa konstrukcja – klasyczne idee w nowoczesnym wydaniu
Choć nowa Watt/Puppy została zaprojektowana całkowicie od podstaw, wciąż opiera się na pierwotnym założeniu konstrukcyjnym: górna sekcja – WATT – działa niemal jak pełnopasmowy, kompaktowy głośnik, z jednym istotnym ograniczeniem – pasmo przenoszenia zaczyna się od około 230 Hz. Tak niska częstotliwość podziału między modułem WATT a sekcją niskotonową Puppy to charakterystyczne rozwiązanie Wilson Audio. Ma ono na celu eliminację zniekształceń i podbarwień w zakresie średnich tonów, jakie mogłyby być generowane przez głośniki niskotonowe.
Sekcja Puppy schodzi aż do 25 Hz, zapewniając potężny, głęboki i kontrolowany bas. Co ciekawe, zachowano nawet charakterystyczny pałąk transportowy na module WATT – pierwotnie zaprojektowany przez Davida Wilsona do wygodnego przenoszenia monitorów w trakcie sesji nagraniowych. Dziś nadal spełnia praktyczną funkcję – pomaga w precyzyjnej regulacji kąta nachylenia górnej sekcji względem pozycji odsłuchowej.
Nowa Watt/Puppy 2024 korzysta, jak już wspomniano, z trzech charakterystycznych dla Wilson Audio materiałów kompozytowych: X-, S- i V-Material. To zaawansowany zestaw tworzyw, których zadaniem jest stworzenie obudowy akustycznie neutralnej, zdolnej do wiernego odwzorowania dynamiki, klarowności i emocjonalnej ekspresji muzyki. Kluczowe znaczenie ma zarówno sam dobór materiałów, jak i ich rozmieszczenie w strukturze kolumny.
Każdy z przetworników – wysokotonowy, średniotonowy i niskotonowe – umieszczony jest w indywidualnie zaprojektowanej, akustycznie zoptymalizowanej komorze, zbudowanej z odpowiednio dobranej kombinacji materiałów. Dzięki temu osiągnięto idealne proporcje między masą a wewnętrznym tłumieniem, co pozwala niemal całkowicie wyeliminować rezonanse obudowy.
X-Material – to wysoko zagęszczony, wyjątkowo sztywny kompozyt stosowany jako szkielet konstrukcyjny całej obudowy.
S-Material – opracowany specjalnie na potrzeby przedniej ścianki modułu WATT; jego zadaniem jest optymalne połączenie z przetwornikiem średniotonowym, co przekłada się na wyraźniejszy i bardziej naturalny przekaz średnicy.
V-Material – zaawansowany technologicznie materiał pochłaniający drgania, stosowany w górnej płycie modułu Puppy oraz jako warstwa izolacyjna pomiędzy sekcjami WATT i Puppy. Jego rolą jest ograniczenie mechanicznego przenoszenia wibracji oraz poprawa zbieżności czasowej między przetwornikami, co sprzyja przejrzystości i spójności dźwięku.
Wszystkie te rozwiązania sprawiają, że kolumny są wyjątkowo ciężkie – jedna sztuka waży niemal 73 kilogramy, co jednak nie dziwi, biorąc pod uwagę gęstość i solidność zastosowanych materiałów.
Estetycznie również zadbano o szeroki wachlarz personalizacji. Użytkownik może wybierać spośród pięciu standardowych kolorów lakieru, siedmiu wersji typu „Upgrade” oraz aż jedenastu wykończeń perłowych. Dla maskownic przewidziano siedem wariantów kolorystycznych, co pozwala na harmonijne dopasowanie kolumn do niemal każdego wnętrza.
Dla miłośników unikatowych rozwiązań jest jednak drobna niedogodność: za specjalne wykończenia należy dopłacić, i to niemało.
Technika i precyzja – serce nowej Watt/Puppy
Wszystkie przetworniki zastosowane w modelu Watt/Puppy pochodzą od renomowanego producenta ScanSpeak, z którym Wilson Audio od lat ściśle współpracuje. Duńska firma odpowiada nie tylko za dostawy, ale i za realizację indywidualnych modyfikacji opracowanych przez inżynierów Wilsona.
Jednym z przykładów takiego podejścia jest 1-calowy głośnik wysokotonowy Convergent Synergy Carbon z jedwabną kopułką – zaprojektowany specjalnie z myślą o połączeniu wysokiej czułości z minimalnymi zniekształceniami i rezonansami. Efekt? Doskonała przejrzystość i detaliczność brzmienia.
Sercem sekcji średniotonowej jest 7-calowy przetwornik wykonany ze stopu aluminium, niklu i kobaltu. Skrywa on w sobie szereg innowacji i opatentowanych rozwiązań, mających zapewnić maksymalnie naturalne i pozbawione podbarwień odwzorowanie tonów średnich.
W module Puppy zastosowano dwa 8-calowe woofery z membranami z jednorodnego kompozytu celulozowego, znanego ze swojej sztywności i kontroli. Z tyłu kolumny widoczny jest wylot precyzyjnie frezowanego, aluminiowego tunelu bass-reflex.
Zwrotnica została umieszczona w dolnej komorze (sekcji basowej), a okablowanie łączące ją z modułem WATT prowadzone jest w przemyślany sposób – przez dwa porty, umożliwiające dostosowanie długości przewodów w zależności od ustawienia kąta nachylenia górnej sekcji.
Złącza głośnikowe to autorski projekt Wilson Audio – solidne, złocone zaciski typu trzydrożnego, zamontowane na płytce z zachowaniem odpowiednich odstępów dla łatwego dostępu i bezpiecznego podłączenia.
W górnej części tylnego panelu modułu Puppy znajduje się otwarta, starannie wykonana sekcja z rezystorami, wyposażona w „Golden Anniversary Medallion” – ekskluzywny emblemat rocznicowy. Po jej bokach umieszczono łatwo dostępne złącza śrubowe do wymiany rezystorów odpowiadających za tory wysokotonowy i średniotonowy. Pełnią one podwójną rolę – z jednej strony zabezpieczają przetworniki przed przeciążeniem, z drugiej umożliwiają precyzyjną korektę charakterystyki brzmieniowej.
Efektywność kolumn wynosi 89 dB, a minimalna rekomendowana moc wzmacniacza to 25 W. Impedancja nominalna to 4 Ω, przy czym może spaść nawet do 2,87 Ω – mimo to zestaw uważany jest za przyjazny dla większości wzmacniaczy.
Wilson Audio słynie z precyzyjnego strojenia i dostrajania swoich konstrukcji, a zdobyte w tym procesie doświadczenie firma przekazuje także swoim użytkownikom. Doskonale zdając sobie sprawę, jak istotne jest właściwe ustawienie kolumn w pomieszczeniu, Wilson opracował specjalną procedurę o nazwie WASP (Wilson Audio Setup Procedure).
To strukturalna metoda pozwalająca znaleźć dla kolumn tzw. „neutralne” położenie – czyli takie, które minimalizuje interakcje z akustyką pomieszczenia. Co ważne, WASP nie wymaga żadnych przyrządów pomiarowych – wystarczą dobre ucho i cierpliwość.
Ostatnie szlify – i pierwsze wrażenia
Miałem niebywałe szczęście, że sam właściciel niemieckiego dystrybutora Wilson Audio – Mansour Mamaghani z firmy Audio Referenz – osobiście przyjechał, by przeprowadzić instalację zestawu. Udowodnił przy tym, że ma nie tylko świetne ucho, ale też wyczucie i doświadczenie niezbędne do precyzyjnego ustawienia kolumn w idealnym miejscu.
Do wstępnej regulacji pozostawił kolumny na rolkach transportowych. Obie zostały umieszczone w wcześniej oznaczonym – przy pomocy taśmy – „neutralnym” obszarze i skierowane dokładnie na punkt odsłuchowy.
Zbyt bliskie ustawienie przy tylnej ścianie powodowało napuchnięty bas i zbicie sceny w centrum, natomiast odsunięcie kolumn za bardzo w stronę słuchacza prowadziło do osłabienia niskich tonów, rozmycia przestrzeni i utraty konturu instrumentów. Kluczowy okazał się także odstęp od ścian bocznych – miał on znaczący wpływ na timing.
Nawet niewielkie przesunięcia kolumn potrafiły diametralnie zmienić charakter brzmienia – od ospałego i płaskiego po rytmiczne, punktowe i energetyczne.
Po ustaleniu wstępnego położenia, rolki zostały wymienione na kolce (spikes). Dzięki wbudowanej poziomicy proces poziomowania przebiegł sprawnie i precyzyjnie. Efekty były natychmiast słyszalne: wyraźnie lepsza stabilność basu, większa ostrość obrazu dźwiękowego i lepsza przejrzystość całego przekazu.
Dla porównania: model Sasha V fabrycznie wyposażony jest w Wilson Audio Acoustic Diode – zestaw specjalnych elementów tłumiących, które można również zamontować w modelu Watt/Puppy jako opcjonalne ulepszenie. Koszt kompletu dla dwóch kolumn to ok. 4500 euro.
Na koniec przyszła pora na najważniejszy detal: precyzyjne ustawienie kąta nachylenia modułu WATT względem słuchacza. Wilson opisuje ten proces szczegółowo w instrukcji obsługi. Na podstawie specjalnej tabeli – uwzględniającej wysokość uszu i odległość od kolumny – ustala się optymalny kąt nachylenia.
Realizacja tej regulacji jest zaskakująco prosta dzięki specjalnym kolcom z grawerowanymi oznaczeniami. Jeśli widoczna liczba na kolcu odpowiada tej z tabeli, oznacza to, że ustawienie średnio- i wysokotonowego przetwornika jest idealne względem słuchacza. Efekt? Czasowo spójne, wyjątkowo naturalne i precyzyjne brzmienie z perfekcyjnym rozdzieleniem instrumentów i wokali.
Cały proces ustawienia wymaga nieco czasu i spokoju – ale warto. Ostateczny szlif w pozycjonowaniu postanowiłem wykonać samodzielnie. I choć kolumny nie były jeszcze ustawione idealnie, już pierwsze dźwięki wyraźnie wskazywały, że mam przed sobą konstrukcję, która potrafi wciągnąć słuchacza w sam środek muzyki.
To spójność tonalna, autentyczność przekazu, subtelna przezroczystość i plastyka źródeł dźwięku sprawiły, że natychmiast poczułem zachwyt. A co ważne – nawet poza idealnym punktem odsłuchowym brzmienie pozostaje bardzo dobre. To nie jest głośnik tylko dla „osamotnionego audiofila”.
Na początek chcę wspomnieć Carlę Bley – wybitną amerykańską kompozytorkę jazzową, pianistkę i liderkę zespołów. Często określam ją jako intelektualną awangardę jazzu z głęboką, duchową wrażliwością. Ci, którzy mieli szczęście usłyszeć ją na żywo, z pewnością zrozumieją, co mam na myśli.
Z wyczuciem ironii, wyjątkową muzykalnością i nieustannym zaskakiwaniem słuchacza – przez dekady nadawała jazzowi własny, niepodrabialny kształt.
Jej album Life Goes On z 2020 roku (wydany przez ECM) to ciche, głębokie dzieło późnego okresu – zbudowane na niezwykle zgranym trio z basistą Steve’em Swallowem i saksofonistą Andym Sheppardem.
Już pierwszy utwór – tytułowa suita Life Goes On – rozpoczyna się kilkoma niemal nieśmiałymi dźwiękami fortepianu: oszczędnymi, jakby muśniętymi pędzlem, a jednak rytmicznie pulsującymi. Carla Bley co chwilę wplata pojedynczy, akcentowany ton – jakby prowadziła subtelny dialog ciszy i brzmienia.
Potem pojawia się śpiewna linia basu Swallowa i aksamitny ton saksofonu Shepparda. To mistrzowskie granie – i Watt/Puppy oddają je z zadziwiającą łatwością. Perfekcyjne tempo, cudownie oddychająca barwa fortepianu, głęboki, cielesny dźwięk gitary basowej Swallowa, a do tego eteryczne linie saksofonu Shepparda.
Gdyby w tej prezentacji zabrakło perfekcyjnego timingu – cała magia tej muzyki natychmiast by uleciała. Umknąłby dowcip, finezja, a utwór stałby się po prostu... nudny. Ale nie z Watt/Puppy – one nie pozwalają, by cokolwiek z tej intymnej sztuki zostało utracone.
Kolejny przykład – Vi Gnin autorstwa benijskiego gitarzysty i wokalisty Lionela Loueke, pochodzący z jego albumu The Journey (Aparté, AP184, 2018). To utwór, który niczym muzyczna podróż przenosi słuchacza w rodzinne strony artysty, do Afryki Zachodniej.
Loueke śpiewa w swoim ojczystym języku – wokale są płynne, zaokrąglone, nasycone naturalnym brzmieniem i bogactwem barw. Głos i gitara zdają się fizycznie obecne w pomieszczeniu, emanując spokojem i głębią. To muzyka, która potrafi wzruszyć do łez – a Watt/Puppy pokazują, jak blisko i bez zniekształceń mogą przenieść słuchacza w sam środek tej intymnej przestrzeni.
Aby przekonać się, na co stać Watt/Puppy w zakresie niskich tonów, sięgnąłem po album Musical Prophet Erica Dolphy’ego (Resonance Records), nagrany w 1969 roku w studiu MPS w Villingen i po raz pierwszy wydany w 1970 roku przez niemiecką wytwórnię MPS. Dla mnie to jedno z wybitnych dzieł jazzowej awangardy, które kilka lat temu doczekało się wznowienia nakładem Resonance Records.
Uwielbiam utwór tytułowy Muses for Richard Davis – to spokojna, niemal duchowa ballada, w której na pierwszy plan wysuwa się kontrabas Richarda Davisa – zarówno jego ton, jak i wrażliwość muzyczna. Cudownie oddany zostaje cielesny, aksamitnie ciepły, a momentami szeleszcząco-drewniany dźwięk kontrabasu, który Dolphy na bas-klarnecie raz łagodnie wspiera, innym razem kontrapunktuje ciemnym, bogatym w alikwoty frazowaniem. To prawdziwy muzyczny dialog dwóch wybitnych artystów, który wymaga doskonałości zarówno od elektroniki, jak i głośników.
Oczywiście mógłbym sięgnąć także po nagrania z elektrycznym, mocnym basem – i tak zrobiłem, od Yellowjackets po… (zostawmy to). Wierzcie mi – Watt/Puppy radzą sobie z tym bez najmniejszego problemu. Ale gdy niskie tony mają mieć charakter, barwę i fizycznie wyczuwalną energię – szczególnie przy instrumentach akustycznych – Wilson Audio również przekonuje w pełni. Drewno, rezonans, masa i energia tworzą spójną całość, która sprawia, że nie tylko jazzowa awangarda, ale i każda inna muzyka staje się autentycznym przeżyciem.
Jestem przekonany, że to zasługa przemyślanej konstrukcji modułu WATT i świetnie dobranej częstotliwości podziału z sekcją Puppy, które wspólnie zapewniają spójność i naturalność brzmienia – bez podbarwień.
Już wcześniej wspominałem o zdolności nowej Watt/Puppy do realistycznej reprodukcji przestrzeni i brył dźwiękowych. Ale nagrania zrealizowane w dużych salach koncertowych, klubach czy filharmoniach stawiają jeszcze większe wymagania – zarówno podczas rejestracji, jak i odtwarzania.
Jednym z moich ulubionych testowych nagrań są kompletne koncerty fortepianowe Ludwiga van Beethovena w interpretacji Mitsuko Uchidy, z towarzyszeniem Berliner Philharmoniker pod batutą Sir Simona Rattle’a (wyd. BPHR). Uchida urzeka klarownością i elegancją swojej gry, podczas gdy Rattle prowadzi orkiestrę z precyzją, głębią i wrażliwością, która znakomicie oddaje ducha Beethovena.
Sala koncertowa – najpewniej Filharmonia Berlińska – daje się odczuć jako przestrzeń z naturalnym, delikatnym pogłosem i wyczuwalnym „powietrzem”. Grupy instrumentów rozlokowane są realistycznie – zarówno w szerokości, jak i głębi sceny, a fortepian Uchidy brzmi przezroczyście, ciepło, a jednocześnie z wyraźnym konturem na pierwszym planie.
Watt/Puppy oddają subtelności tej realizacji z niezwykłą przejrzystością i naturalnością. Niczego nie wyolbrzymiają, a mimo to potrafią całkowicie oczarować.
Dla porównania sięgnąłem po nagranie Marthy Argerich i Claudia Abbado z Mahler Chamber Orchestra. Zarówno interpretacyjne niuanse, jak i aspekty czysto audiofilskie są tu doskonale słyszalne.
To nagranie – z Argerich – brzmi bardziej intymnie i bezpośrednio, choć oferuje mniejszą głębię sceny. Różnice tonalne również są łatwo uchwytne: Uchida i Rattle prezentują większą przejrzystość i elegancję w formie, podczas gdy Argerich z Abbado oferują interpretację bardziej porywającą emocjonalnie, pełną życia – choć momentami kosztem idealnej równowagi tonalnej.
Ale właśnie na tym polega piękno odsłuchu przez Watt/Puppy: porównywanie interpretacji to prawdziwa przyjemność. Barwa, niuanse dynamiczne, drobne szczegóły wykonawcze – wszystko słychać.
A jeśli nagranie jest dobrej jakości, kolumny zachwycają także przestrzennością i plastycznością obrazu dźwiękowego.
Że Watt/Puppy potrafią zagrać także głośno – rocka czy pop – i to z zaangażowaniem, energią i radością, okazało się bardzo szybko. Choć przez swoją przezroczystość i analityczność mogłyby wydawać się zbyt „wyrafinowane” do takich gatunków – nic bardziej mylnego.
Sięgnąłem po klasykę – od Jimiego Hendrixa po Kraftwerk – i każda z tych płyt dostarczyła ogromnej radości ze słuchania: emocjonalnie, porywająco, żywiołowo. Na koniec włączyłem Made in Japan zespołu Deep Purple (EMI Music Switzerland AG, 2014) – i cóż… niesamowite, jak bardzo ten legendarny zapis koncertu potrafi poruszyć – dosłownie przechodzi przez ciało.
Jeśli chodzi o dobór odpowiedniej mocy wzmacniacza, mogę od razu uspokoić: z moim Pass XA25 AC – pracującym w klasie A i oferującym 50 watów przy 4 omach – mogłem z pełnym zadowoleniem słuchać muzyki każdego gatunku.
Autentyczność tonalna tej konstrukcji Passa była źródłem nieustannej radości.
Pewnego dnia wpadł do mnie zaprzyjaźniony dystrybutor – w drodze do innego klienta – i przywiózł ze sobą wzmacniacz z demonstracji: zintegrowany Aavik I-880. Znając już wcześniej jego wyjątkowe możliwości, nie mogłem się oprzeć pokusie, by posłuchać go z Watt/Puppy.
Ostatecznie wykorzystaliśmy jedynie końcówkę mocy Aavika – zależało mi głównie na porównaniu przy znacznie większej mocy wyjściowej. A ta – wynosząca 2 x 400 W przy 4 omach – zapewniła jeszcze większą kontrolę, precyzję i kontur dźwięku.
Zyskała także dynamika – umiejętność szybkiej, czytelnej i naturalnej reakcji Watt/Puppy stała się jeszcze bardziej oczywista.
Późnym wieczorem, już przy niskim poziomie głośności, sięgnęliśmy po fortepianową muzykę z albumu Call On The Old Wise Nitai Hershkovitsa (ECM Records, 2023). I było to przeżycie – ten głośnik, nawet jako tło, potrafi niepostrzeżenie przyciągnąć uwagę z powrotem do muzyki.
To z pewnością również zasługa jego stosunkowo wysokiej efektywności, która pozwala w pełni rozwinąć skrzydła także przy delikatnym, cichym graniu.
Gdzie plasuje się Watt/Puppy w hierarchii Wilson Audio?
Patrząc na suchą specyfikację, nowa Watt/Puppy wydaje się konstrukcyjnie zbliżona do modelu Sasha V – oba zestawy opierają się na podobnej konfiguracji systemowej. Sasha V dysponuje jednak znacznie większą objętością sekcji basowej, co pozwala jej schodzić aż do 20 Hz.
Na temat pozostałych różnic trudno mi się wypowiadać, ponieważ nie miałem okazji dłużej słuchać Saszy. Za to model Sabrina X znam bardzo dobrze – to właśnie ona na co dzień zajmuje podobne miejsce w moim pokoju odsłuchowym. I bez wątpienia – to świetna kolumna, prawdziwa przedstawicielka szkoły Wilson Audio.
Ale już przy pierwszym kontakcie staje się jasne: Watt/Puppy przesuwa granice możliwości wyraźnie wyżej. Umożliwia znacznie głębszy, bardziej subtelny i zniuansowany wgląd w nagranie – niezależnie od tego, jaką muzykę preferujesz.
Przestrzeń, charakter tonalny i naturalne timbre są tu tak przekonujące, że wszystko, co słyszysz, staje się bardziej autentyczne, kompletne, po prostu... właściwe. Nie da się ukryć – naprawdę polubiłem nową Watt/Puppy!
Nowa Watt/Puppy – hołd, postęp i manifest
Nowa Watt/Puppy to jednocześnie hołd dla legendy, technologiczny postęp i wyrazista deklaracja: klasyk na nowo przemyślany, bezkompromisowo rozwinięty i w pełni osiągający poziom modelu Sasha V.
Zachwyca swoją kompaktową, przyjazną wnętrzom formą i brzmieniem, które zbliża do muzyki jak mało co – czaruje, porusza, dotyka... każdego dnia od nowa.
Dla mnie Watt/Puppy to jedno z najbardziej przekonujących oświadczeń, jakie może dziś złożyć konstruktor kolumn głośnikowych.
Witamy w przyszłości!


