Test wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio WATT/Puppy w fidelity-magazine

Recenzja wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio The WATT/Puppy
Autor i źródło recenzji: Sebastian Polcyn, fidelity-magazine.com, sierpień 2025 r.
Oryginał recenzji można przeczytać TUTAJ.
Czy można nazwać Wilson Audio „Ferrari” wśród producentów kolumn głośnikowych? Wiem, wiem – każda analogia w pewnym momencie się załamuje, a Provo to jednak nie Włochy, mimo że brzmienie tej nazwy może sugerować coś innego. Są jednak pewne uderzające podobieństwa, które łączą te dwie marki. I nie mam tu na myśli oczywistych kwestii, takich jak fakt, że obie działają w segmencie high-end, czy że ich brzmienie (albo jazda) definiowane jest przez połączenie mocy, dynamiki i kontroli – to banały, które można by przypisać wielu producentom.
Chodzi o coś znacznie bardziej ulotnego: o aurę, która otacza te marki. Na rynku nie brakuje prestiżowych nazw, ale niewiele z nich może się równać z legendą, jaką są Ferrari czy Wilson Audio – jeśli w ogóle jakakolwiek. Co jednak w tym kontekście szczególnie interesujące, to pewna prawidłowość w sposobie budowania oferty obu firm: wizerunek Ferrari zawsze opierał się na flagowych modelach z dwunastocylindrowymi silnikami. A jednak to te „bardziej przystępne” modele z silnikiem V8 – jak choćby 308 – na trwałe zapisały się w świadomości entuzjastów motoryzacji i, nie bez znaczenia, do dziś stanowią istotny filar rentowności firmy.
Nieprawdopodobna legenda
Sytuacja w Wilson Audio wygląda podobnie: od momentu wprowadzenia pierwszego modelu WAMM (Wilson Audio Modular Monitor) w 1976 roku amerykański producent technologicznie definiował się poprzez bezkompromisowe, monumentalne konstrukcje z możliwością precyzyjnej regulacji geometrii propagacji dźwięku dla każdego z przetworników. To podejście pozwoliło firmie w zaledwie kilka lat po powstaniu zyskać status legendy.
Prawdziwa ikona w ofercie marki miała jednak znacznie skromniejsze początki. Założyciel firmy, Dave A. Wilson, był tak głęboko oddany muzyce, że nie wystarczała mu perfekcja wyłącznie po stronie odtwarzania – z równą pasją podszedł do strony produkcyjnej, prowadząc własną wytwórnię płytową z repertuarem audiofilskim. Do pracy w studio potrzebował jednak niewielkiego, mobilnego monitora, który spełniałby najwyższe standardy w zakresie rozdzielczości i wierności brzmienia. A ponieważ mógł, po prostu zbudował go sam. A że urządzenie było tak kompaktowe i urocze, ochrzcił je pieszczotliwie mianem „Wilson Audio Tiny Tot”.
Pierwotnie zaprojektowany wyłącznie do własnych odsłuchów krytycznych, niezwykły poziom brzmieniowy tych miniaturowych monitorów szybko zwrócił uwagę otoczenia mistrza – i wkrótce zaczęły pojawiać się coraz głośniejsze głosy, by uruchomić produkcję seryjną. Dave Wilson nie potrzebował specjalnej zachęty, by spełnić to życzenie. Tak narodziła się pierwsza połowa legendy – było to w 1985 roku. Druga dopełniła się trzy lata później.
Jak na swoje rozmiary, WATT był konstrukcją niemal bezkompromisową – z jednym wyjątkiem: nie był w stanie odtworzyć głębokiego basu. A wielu klientów marzyło o pełnopasmowej kolumnie, która zachowałaby charakterystykę brzmieniową oryginału. Dave Wilson sięgnął po rozwiązanie najprostsze i zarazem najbardziej eleganckie: zamiast projektować „Dużego Totka” z większą liczbą przetworników, większą objętością i rozciągniętym pasmem niskotonowym, po prostu umieścił istniejący monitor na niskotonowej podstawie – osobnym module basowym wyposażonym w parę 8-calowych głośników, który pełnił jednocześnie funkcję standu. Tak powstał „Puppy”.
To, co z początku wyglądało na dzieło przypadku, szybko okazało się jednym z najbardziej spektakularnych sukcesów w historii hi-endu: mówimy tu nie tylko o jednym z najlepiej sprzedających się modeli kolumn w tym segmencie, ale także o konstrukcji, która na szeroką skalę spopularyzowała koncepcję „modułu średnio-wysokotonowego na bazie niskotonowej”. Produkowany do 2011 roku zestaw WATT/Puppy wywarł ogromny wpływ nie tylko na świat audio jako taki, ale także – co oczywiste – na rozwój portfolio samej marki.
Cała średnia linia produktowa Wilson Audio – od modelu Sabrina X aż po Alexię V – opiera się do dziś na tej samej, fundamentalnej idei: ścięta piramida osadzona na podstawie basowej. Oczywiście dziś realizowana jest w znacznie bardziej zaawansowanej formie. I ma to głęboki sens – ta koncepcja znacznie lepiej wpisuje się w filozofię projektową dużych modeli Wilsona, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Najbardziej oczywistą zaletą takiego podejścia jest sposób połączenia modułu średnio-wysokotonowego z podstawą – następuje ono w punktach narożnych, czyli tam, gdzie występuje najmniejsze przenoszenie drgań. Dzięki temu górna sekcja może pracować praktycznie niezależnie od rezonansów modułu basowego. A skoro i tak stosuje się kolce jako elementy łączące, to aż się prosi, by wykorzystać je także do manipulowania geometrią połączenia – co z kolei umożliwia, w duchu w pełni modułowych konstrukcji, precyzyjne dopasowanie wyrównania czasowego między przetwornikami.
Prawdziwa gratka
Cóż mogłoby być bardziej adekwatnym sposobem uczczenia 50-lecia istnienia firmy niż nowa edycja najbardziej kultowego modelu Wilson Audio – tego, który uczynił markę legendą, towarzyszył jej przez niemal ćwierć wieku i do dziś kształtuje jej wizerunek? Od ubiegłego roku Wilson Audio ponownie oferuje kolumnę noszącą tę historyczną nazwę. Nowy WATT/Puppy, uplasowany pomiędzy modelami Sasha V i mniejszą Sabrina X, to najmniejsza konstrukcja z Provo wykorzystująca klasyczną, dwuczęściową architekturę.
Jak to zwykle bywa w przypadku Wilson Audio, „najmniejsza” to pojęcie względne. Różnicę w gabarytach dostrzeżemy właściwie tylko wtedy, gdy ustawimy ją tuż obok modelu Sasha – lub przyjrzymy się naprawdę uważnie. Wizualnie uwagę zwracają przede wszystkim nieco ostrzejsze linie oraz brak charakterystycznych „poręczy ochronnych” otaczających górny moduł w modelu Sasha – w WATT/Puppy sekcja średnio-wysokotonowa spoczywa swobodnie na podstawie basowej.
Poza tym obudowa uległa znacznemu „odchudzeniu” – i to wyraźnie: nowy model jest węższy, a przede wszystkim płytszy. Smuklejsza sylwetka przełożyła się również na sporą redukcję masy – aż o 40 kilogramów na stronę, co sprawia, że kolumnę da się (przynajmniej teoretycznie) ustawić w pojedynkę, o ile ktoś ma zacięcie do ryzykownych i fizycznie wymagających przedsięwzięć. Niemniej jednak zdecydowanie polecam mieć pod ręką drugą parę silnych rąk – najlepiej połączoną z bystrym okiem.
Podobnie jak w większych modelach, dawny system czteropunktowego montażu ustąpił miejsca trójpunktowemu, z charakterystycznym „schodkiem” pod tylnym kolcem, umożliwiającym pochylanie górnej sekcji. Poza brakiem regulacji wzdłużnej i uproszczeniem podstaw – zamiast referencyjnych stóp Acoustic Diode zastosowano klasyczne kolce – nowy WATT/Puppy oferuje pełen zestaw rozwiązań znanych z modelu Sasha.
Dotyczy to w szczególności konfiguracji przetworników, która jest identyczna jak w Sashy V: w module basowym pracują dwie 20-centymetrowe jednostki niskotonowe, a sekcja średnio-wysokotonowa składa się z tego samego tweetera typu CSC (pierwotnie opracowanego dla modelu Alexx V) oraz 18-centymetrowego głośnika średniotonowego z czterokrotnym systemem magnesów Alnico.
Klasyczne zalety, nowy poziom dopracowania
Przy takiej konfiguracji przetworników nie miałem najmniejszych obaw, że ten „średni” model Wilsona nie poradzi sobie w naszym 55-metrowym pokoju odsłuchowym. Z odpowiednio mocnym wzmacniaczem – jak choćby Burmester 216 – cztery 8-calowe woofery bez trudu wypełniają przestrzeń potężnym, nasyconym i sprężystym basem, z którego marka słynie.
Kolumny odwdzięczają się za precyzyjne ustawienie, ale wcale go nie wymagają – bas już przy wstępnym, niedbałym rozstawieniu imponuje autorytetem i bardzo dobrą równowagą tonalną. Oczywiście, żeby zapanować nad pojedynczymi modami pomieszczenia czy lokalnymi „dziurami” w paśmie, trzeba nieco poeksperymentować z pozycją, ale mówimy tu o wyraźnych, większych przesunięciach, które nie wpływają dramatycznie na ogólne brzmienie – poza problematycznymi częstotliwościami.
Co ważne, przestawianie 70-kilogramowej kolumny po dywanie, nawet z zamocowaną górną sekcją, okazuje się zaskakująco łatwe – kolce suną po podłożu zaskakująco płynnie, co czyni cały proces ustawiania wyjątkowo prostym, jak na sprzęt tej klasy i gabarytów.
Próba generalna na niskich rejestrach
Próba basowa odbywa się przy utworze „Tick-Tock” ze ścieżki dźwiękowej do Interstellar Hansa Zimmera. Ton organów, pojawiający się około trzeciej minuty, powraca cyklicznie i schodzi w otchłań, wysyłając przyjemne wibracje zarówno do żołądka, jak i ścian pomieszczenia. W takich momentach naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego ktokolwiek miałby potrzebować jeszcze większych kolumn. Ale to nie tylko bas zwraca uwagę – równie istotne są tu rejestry prezencyjne. Gęsta faktura dźwiękowa, która napływa do pokoju odsłuchowego falami, potrafi w niektórych systemach brzmieć ostro i męcząco – jednak w tym przypadku o takich cechach nie może być mowy.
Wysokie tony i zakres prezencji, mimo swojej przejrzystości, mają w sobie gładkość, jakiej wcześniej nie spotkałem w żadnym modelu Wilson Audio. Czyżby Amerykanie nieco złagodzili charakter sopranów? Ten potężny, bezpośredni przekaz, który w zależności od nagrania bywał czasem nieco szorstki i bezkompromisowy – co osobiście zawsze bardzo ceniłem w brzmieniu Wilsona – postanowiłem zweryfikować przy pomocy „Seoul Music” z albumu Technodelic zespołu Yellow Magic Orchestra.
Bogactwo syntetycznych i samplowanych instrumentów perkusyjnych rozpościera się w pomieszczeniu z imponującą swobodą, a szeptany głos, choć całkowicie niezrozumiały, wywołuje uczucie, że nie jest to nagranie dla dzieci. Najważniejsze jednak, że werbel ma to satysfakcjonujące, „smagające” uderzenie, które z energią napędza umiarkowanie szybkie tempo utworu – a WATT/Puppy dostarcza ten impuls z iście chirurgiczną precyzją i bez cienia zadyszki.
Oczywiście granie mocno i bezpośrednio to tylko część ich możliwości. W „Olden Days” autorstwa Shuteen Erdenebaatar (z debiutanckiego albumu Rising Sun) korpus fortepianu rozbrzmiewa pełnią barw, a saksofon snuje melancholijną opowieść, akcentowaną szorstkim atakiem dźwięku. Z noir’owymi progresjami akordów ten utwór trudno uznać za subtelny – jest raczej celowo przerysowany, ale właśnie dzięki temu buduje intensywny, dramatyczny klimat. A WATT/Puppy z oddaniem przekazuje tę emocjonalną intensywność prosto w muzyczne centrum słuchacza.
Cóż mogę powiedzieć? Gratulacje – oto prawdziwe Wilson Audio.


