Test wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio The WATT/Puppy w Audiophile Style

Recenzja wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio The WATT/Puppy
Autor i źródło recenzji: Chris Connaker, Audiophile Style.
Oryginał recenzji można przeczytać TUTAJ.
Jestem audiofilem, odkąd sięgam pamięcią. Przez lata przewinęło się przez moje ręce wiele systemów – od boomboxa Toshiby, który dwa razy lądował w serwisie, przez mój pierwszy prawdziwy zestaw stereo z amplitunerem Technics i głośnikami Kenwood (mamo, tato, wiem, że wciąż jestem wam winien 64 dolary za te głośniki), aż po mój obecny, zaawansowany, dwunastokanałowy system immersyjny. To była fascynująca podróż – od prostego boomboxa po dźwięk otaczający z każdej strony – i jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeszcze długo się nie skończy.
W tej podróży jeden przedmiot wyróżnił się jako najbardziej niezapomniany – produkt, który dostarczył mi wyjątkowych wrażeń, a także komentarz, który na zawsze utkwił mi w pamięci.
Ukończyłem studia w 1998 roku i zacząłem odkładać pieniądze na ulepszenie moich głośników Klipsch KG5.5, które towarzyszyły mi w studenckim mieszkaniu. Ponad rok później odwiedziłem lokalny sklep Hi-Fi, by posłuchać dostępnych tam systemów i z nadzieją znaleźć dobrze brzmiące komponenty, na które w tamtym czasie mogłem sobie pozwolić.
Tego popołudnia przesłuchałem kilka systemów, których dziś już nie pamiętam. Potem wszedłem do głównego pokoju i zobaczyłem coś, co przedstawiono mi jako Wilson Audio WATT/Puppy 6 – w zachwycającym, głębokim odcieniu niebieskiego – podłączone do wzmacniaczy Audio Research. Usiadłem w czarnym fotelu odsłuchowym, wręczono mi pilota i zostawiono samego na dwadzieścia minut.
Nie byłem zupełnie przygotowany na to, co usłyszałem. Gdy właściciel sklepu wrócił, zdezorientowany zapytałem go, dlaczego nie słyszę pewnych aspektów muzyki. Jego odpowiedź była szczera i zarazem przełomowa: te detale prawdopodobnie nigdy nie były częścią nagrania – po prostu byłem przyzwyczajony do subtelnych upiększeń i redakcji, jakie wnosił mój dotychczasowy system.
Spędziłem kolejne czterdzieści minut w tym pokoju, zastanawiając się, czy istnieje jakiś limit czasowy i czy w końcu ktoś każe mi wyjść. Nie chciałem odchodzić. Otworzył się przede mną zupełnie nowy świat – usłyszałem, do czego naprawdę zdolny jest system Hi-Fi.
WATT/Puppy 6 zrobiły na mnie tak ogromne wrażenie, że wychodząc, powiedziałem sprzedawcy: „Pewnego dnia będę właścicielem pary WATT/Puppy.” Wszedłem do sklepu z zamiarem znalezienia czegoś w zasięgu moich możliwości, ale to, czego tam doświadczyłem, sięgnęło znacznie głębiej – zamiast tego odkryłem cel aspiracyjny, do którego chciałem dążyć.
Ponad dekadę później, gdy w końcu mogłem pozwolić sobie na zakup WATT/Puppy, model ten został już wycofany z produkcji. Miałem jednak szczęście – moimi pierwszymi głośnikami Wilson Audio stały się Alexia 2. Gdyby tylko moje dwudziestopięcioletnie ja mogło zobaczyć mnie w chwili, gdy te głośniki dotarły do domu… To był wyjątkowy moment, możliwy dzięki tamtemu odsłuchowi WATT/Puppy 6.
WATT/Puppy 2024
Gdy zaoferowano mi możliwość zrecenzowania The WATT/Puppy, natychmiast powróciły do mnie wspomnienia sprzed lat. Towarzyszyła mi jednak pewna obawa – a co, jeśli spotkanie z moim „bohaterem” nie okaże się tak magiczne, jak w moich audiofilskich snach? Nie chciałem burzyć eterycznych wspomnień związanych z WATT/Puppy 6, ale jednocześnie nie mogłem przepuścić takiej okazji.
Zapytałem, czy mógłbym przetestować kolumny w jednym z najlepszych salonów audio na świecie – The Audio Salon w Santa Monica w Kalifornii. I tak miałem tam lecieć na uroczystość 50-lecia Wilson Audio, więc jeśli The WATT/Puppy miałyby być dostępne właśnie tam, byłoby to korzystne dla obu stron.
Przy okazji zapytałem również – pół żartem, pół serio – czy mógłbym posłuchać kolumn o numerach seryjnych 0001 i 0002 oraz czy mogłyby zostać podpisane przez prezesa Wilson Audio, Daryla Wilsona. Oczywiście nie prosiłem o to na poważnie... ale The Audio Salon i Wilson Audio i tak to zrobiły.
Do The Audio Salon przybyłem w czwartek, 30 maja, świadomy, że wielkie wydarzenie z okazji 50-lecia Wilson Audio zaplanowano na sobotę, 1 czerwca. Dzięki temu mogłem z bliska śledzić cały proces – dobór komponentów, skrupulatne ustawianie zestawów głośnikowych, dążenie do perfekcji.
Z natury wolę pozostać w cieniu, niczym niewidoczny obserwator, ale zespół Audio Salon otoczył mnie gościnnością godną pięciogwiazdkowego hotelu i zapragnął, bym stał się częścią tego procesu. Wkrótce kolumny znalazły swoje miejsce, a ja zasiadłem w fotelu odsłuchowym. Zmierzona została wysokość na jakiej znajdują się moje uszy oraz dystans od głośników, po czym dane te wprowadzono do nomografu WATT/Puppy. Nadszedł moment prawdy – rozpoczęliśmy odsłuch.
Gdy tylko nacisnąłem „play”, wiedziałem... Nie miałem cienia wątpliwości – Nie miałem cienia wątpliwości – WATT/Puppy to głośnik, który na zawsze zapisze się w historii. Wciąż pozostawało dostrojenie, niewielkie korekty ustawienia, ale już od pierwszych dźwięków stało się jasne, że obcuję z czymś wyjątkowym.
Głośnik wysokotonowy CSC, 7-calowy przetwornik średniotonowy AlNiCo QuadraMag – znany z najwyższych modeli Wilson Audio, takich jak Chronosonic XVX, Alexx V, Alexia V i Sasha V – dwa 8-calowe przetworniki basowe, które znajdziemy również w Sasha V, a także połączenie firmowych materiałów Wilson Audio: X, S i V. Wszystkie te elementy zostały tu wykorzystane z mistrzowską precyzją, by przekroczyć granice możliwości tej konstrukcji.
Innymi słowy – nie mogłem uwierzyć, że głośnik tej wielkości potrafi nie tylko podnieść ciśnienie w pomieszczeniu, ale i sprawić, że uderzenia bębnów dosłownie czułem w klatce piersiowej. A jednocześnie – tak delikatnie i precyzyjnie – potrafią umieścić motyle na główce szpilki...
Czwartkowy wieczór i cały piątek upłynęły nam na testowaniu różnych komponentów z The WATT/Puppy. Słuchaliśmy zarówno przy otwartych, jak i zamkniętych drzwiach, w obecności krzeseł w pokoju i bez nich, czerpiąc prawdziwą przyjemność z procesu wydobywania z systemu maksimum jego możliwości. Nadal nie miałem okazji spędzić czasu sam na sam z WATT/Puppy, ale zaplanowałem to już na niedzielę – dzień, w którym Audio Salon miał należeć wyłącznie do mnie. Ale o tym opowiem później.
Event w The Audio Salon
Miałem okazję uczestniczyć w całym wydarzeniu zorganizowanym w The Audio Salon z okazji 50-lecia Wilson Audio. Było naprawdę inspirujące usłyszeć Daryla Wilsona opowiadającego o historii firmy i poczuć ducha, który nią kieruje. Spędziłem też sporo czasu na rozmowach z innymi audiofilami o Wilson Audio i The WATT/Puppy. Nie mieli pojęcia, że pracuję nad recenzją tych głośników, gdy pytałem ich o opinie. Ba! Większość z nich prawdopodobnie nawet nie wiedziała, kim jestem – i bardzo mi to odpowiadało.
Wszyscy, z którymi rozmawiałem, byli zachwyceni brzmieniem. Nie usłyszałem ani jednego półgłosem wypowiedzianego komentarza, że czegoś brakuje albo że dźwięk nie spełnia oczekiwań. Samo to można uznać za cud – zadowolić grupę audiofilów to zadanie niemal karkołomne.
Podczas wydarzenia Daryl Wilson powiedział coś o produktach Wilson i rzemieślnikach, którzy je tworzą, co naprawdę trafiło w sedno. Dorastając w Minnesocie, wśród skromnych Skandynawów, oraz grając w hokeja pod okiem trenerów, którzy doskonale rozumieli siłę i nieodzowność pracy zespołowej, poczułem głęboką więź z jego komentarzem na temat nazwiska widniejącego na głośnikach.
Daryl zauważył, że choć to nazwisko jego rodziny znajduje się z tyłu głośników, wewnątrz każdego z nich kryją się cztery lub pięć innych nazwisk – rzemieślników, którzy wnoszą swój talent i pasję w ich budowę. To właśnie oni, wraz z zespołem około sześćdziesięciu osób, wspólnie projektują i produkują głośniki Wilson Audio w Utah.
Łącząc etos Wilson Audio z hokejową tradycją Minnesoty, nie sposób nie przywołać pewnego powiedzenia, które każdy hokeista – od pięciolatka stawiającego pierwsze kroki na lodzie po zawodowca – ma głęboko zakorzenione w świadomości. To słowa legendarnego trenera Herba Brooksa, który w 1980 roku poprowadził drużynę złożoną z uczniów college'u do złotego medalu olimpijskiego, pokonując wszelkie przeciwności. Herb mawiał: „Kiedy zakładasz koszulkę, nazwisko z przodu jest o wiele ważniejsze niż to z tyłu.”
Oczywiście, względy estetyczne nie pozwalają na umieszczenie nazwisk wszystkich rzemieślników na froncie głośników, dlatego ich dumnie złożone podpisy znajdują się wewnątrz. Ale prawda jest taka, że istnieje głęboka więź między nazwiskiem z tyłu głośnika a tymi, które skrywają się w jego wnętrzu. Stworzenie czegoś wielkiego wymaga zespołu utalentowanych, oddanych ludzi – i nikt, niezależnie od roli, nie jest ważniejszy od zespołu jako całości.
Poważna sesja odsłuchowa
W niedzielę, 2 czerwca, miałem The Audio Salon wyłącznie dla siebie. Dosłownie – Maier Shadi otworzył drzwi, upewnił się, że odpowiedział na wszystkie moje pytania, a potem wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z systemem. Po wcześniejszym odsłuchu w dużym gronie było to dokładnie to, czego potrzebowałem – tak samo postąpiłbym, gdyby te głośniki znajdowały się w moim własnym pokoju odsłuchowym.
System, poza WATT/Puppy o numerach seryjnych 0001 i 0002, składał się ze wzmacniacza stereo Halcro, wzmacniacza zintegrowanego Ypsilon Phaethon SE (działającego jako przedwzmacniacz), dCS Bartok, serwera XACT S1 Evo z przełącznikiem N1 oraz okablowania Transparent. Biblioteką muzyczną i wyborem utworów zarządzałem za pośrednictwem aplikacji JPLAY na iOS, tej samej, której dzień wcześniej używali wszyscy uczestnicy wydarzenia, przekazując sobie iPada z rąk do rąk.
Powiedzieć, że aplikacja działała bez zarzutu, to za mało. Wystarczy, że grupa osób, niezaznajomionych z aplikacjami audio, zacznie stukać i naciskać przyciski, a nietrudno o kłopoty. Jako komputerowy audiofil byłem niemal pewien, że prędzej czy później ktoś mnie wezwie, abym pomógł rozwiązać problem – ale ku mojemu zdziwieniu, nic takiego się nie wydarzyło.
Siadając w czarnym fotelu odsłuchowym, mając całe pomieszczenie tylko dla siebie, sięgnąłem po album HumanBeingKind Irlandczyka Dave’a McKendry’ego. Trzeci utwór, Islander, otworzył mi oczy i uszy. Miałem wrażenie, jakby McKendry śpiewał bezpośrednio przede mną – dźwięk był elektrostatycznie płynny, a jednocześnie imponująco solidny w reprodukcji podstawowych nut basowych. Przede wszystkim jednak poruszyło mnie to, jak wiernie WATT/Puppy oddały emocje wokalisty i jak silnie zarezonowały one we mnie. Głośniki przekazały przekaz McKendry’ego bez najmniejszego filtra – tak, jak niegdyś WATT/Puppy 6 podczas mojego aspiracyjnego odsłuchu ponad dwie dekady temu.
Pozostając w irlandzkim klimacie, z poziomu JPLAY na iOS wybrałem album Rhythm and Repose Glena Hansarda z 2012 roku. Jestem jego fanem od czasów filmu Once z 2007 roku, w którym Hansard zagrał główną rolę u boku Markéty Irglovej. Jego piosenki, frazowanie i charakterystyczne brzmienie od zawsze trafiały w mój gust.
Podczas słuchania drugiego utworu, Maybe Not Tonight, przeszedł mnie dreszcz. Hansard śpiewa z taką szczerością i emocjonalnym napięciem, że trudno pozostać obojętnym, zwłaszcza gdy wybrzmiewają wersy:
Chociaż to, co mówisz, jest prawdą,
To może być to dla mnie i dla ciebie.
Może możemy narysować tę linię,
Może innym razem.
Cóż, chcę robić to, co słuszne,
Ale może nie dzisiaj.
Jego teksty, muzyka i sposób interpretacji niosą w sobie niezwykłe piękno – a The WATT/Puppy oddają to wszystko z pełnym realizmem. Brzmienie tych głośników to jak manifest: „You Want It, You Got It” – dostarczają muzykę taką, jaka została zapisana na albumie, bez kompromisów, bez upiększeń, po prostu prawdziwą.
Przełączając się na jeden z albumów z cyklu „I Bet You've Never Heard This”, postawiłem na debiutancki album Them Crooked Vultures. Przyznaję, miałem pewne obawy. Wiedziałem, że ta muzyka domaga się głośności – to w końcu hard rock 'n' roll, który powinien brzmieć donośnie i bez zahamowań. Ale co, jeśli przesadzę? Co, jeśli doprowadzę do katastrofy i rozwalę nowe WATT/Puppy z The Audio Salon – te z numerami seryjnymi 0001 i 0002?
Włączyłem utwór otwierający album, No One Loves Me & Neither Do I, ustawiłem głośność na poziom „myślę, że to jeszcze bezpieczne” i nacisnąłem play. W jednej chwili poczułem uderzenie – bęben basowy wbił się w klatkę piersiową, ciężka gitara i bas otoczyły mnie gęstą ścianą dźwięku. Sięgnąłem po pokrętło i dodałem jeszcze jeden stopień, tylko dlatego, że mogłem. I wtedy miałem wrażenie, że The WATT/Puppy spojrzały mi prosto w oczy i rzuciły wyzwanie: „To wszystko, na co cię stać?”
To był potężny, uderzający utwór, który dzięki The WATT/Puppy zabrzmiał wręcz absurdalnie dobrze i niewiarygodnie potężnie. Bez trudu mogłem sobie wyobrazić Dave'a Grohla podskakującego na swoim stołku perkusyjnym, gdy wbijał stopę w bęben basowy i dławił talerze przez cały utwór. Jakość dźwięku The WATT/Puppy i całego systemu sprawiła, że zobaczyłem to wyraźniej, niż kiedykolwiek mogłyby to oddać jakiekolwiek 4K UHD.
Uwaga: Okazało się, że ryzyko podkręcenia głośności powyżej rozsądnego poziomu nie było tak duże, jak początkowo przypuszczałem, a nagroda okazała się ogromna. WATT/Puppy poradził sobie ze wszystkim, nie gubiąc rytmu nawet wtedy, gdy Them Crooked Vultures rozbrzmiewało z natężeniem 93 dB – jak wskazywał wskaźnik na moim Apple Watchu.
Po tym, jak to moje uszy, a nie głośniki, zostały poddane większemu wysiłkowi, zrobiłem sobie przerwę, a następnie włączyłem Stravinsky Conducts Le Sacre du Printemps w wydaniu High Definition Tape Transfers. W recenzjach często wspominam o jednym lub dwóch utworach, ale ja osobiście jestem zwolennikiem słuchania całych albumów. Lubię to robić, bo 1. Tak mi się podoba, i 2. W ten sposób twórcy przekazali swoje dzieło. Przesłuchałem ten 31-minutowy utwór kilka razy. Kiedy spotykają się świetna muzyka i doskonała jakość dźwięku, efekty są naprawdę magiczne. Byłem oczarowany.
Wszystko, od subtelnych po potężne momenty, zostało odtworzone z równą finezją, kontrolą i nieskończoną łatwością. Ten głośnik emanuje pewnością siebie młodszego rodzeństwa, które dojrzało na tyle, by rywalizować ze starszym, zarówno na poziomie intelektualnym, jak i siłowym. WATT/Puppy z łatwością i elegancją przeszedł od Wstępu do Auguries of Spring, a następnie z niesamowitą mocą i kontrolą opanował sekcję perkusyjną, gdy muzyka przeszła do utworu 3, Mock Abduction, i dalej.
Po kilku przesłuchaniach tego albumu pomyślałem, że chciałbym być tym facetem sprzedającym The WATT/Puppy, ale nienawidziłbym być tym, który sprzedaje coś droższego. Wymagałoby to naprawdę poważnych odsłuchów, podważania każdego szczegółu i odnalezienia tych kilku nagrań, w których droższe modele mogą przewyższać The WATT/Puppy o głowę i ramiona.
Sesja odsłuchowa po godzinach
Po spędzeniu dnia samemu w The Audio Salon udałem się w stronę Santa Monica Pier, gdzie zasiadłem na kolację w Blue Plate Taco. Po jedzeniu, czekając na zachód słońca na plaży, obejrzałem na swoim iPhonie finał Konferencji Zachodniej Pucharu Stanleya. Świeże powietrze i widok były dla mnie jak odnowa. Co robi audiofil, który czuje się odnowiony, a nowe WATT/Puppy czekają kilka mil dalej? Zadzwoniłem do Maiera Shadiego z The Audio Salon i zapytałem, czy nie chciałby spotkać się ze mną w sklepie, by posłuchać jeszcze więcej. Po prostu nie miałem dość.
Do tego momentu miałem już nakreśloną znaczną część tej recenzji i gotowe notatki, ale wciąż chciałem dowiedzieć się więcej o WATT/Puppy oraz całym systemie. Podczas tej sesji „po godzinach” testowaliśmy nawet WATT/Puppy ze wzmacniaczem zintegrowanym Ypsilon, a nie Halcro. Nie byłem przygotowany na to doświadczenie – bujna średnica, jakiej nie słyszałem od dłuższego czasu, zaskoczyła mnie.
Dwa utwory, które naprawdę stanowią wisienkę na torcie, to „Low Light Buddy of Mine” Iron & Wine oraz „Living Proof” The War on Drugs. Są to prawdziwe perełki, których nie traktuję lekceważąco. W końcu nie ma nic gorszego niż przemieniać świetny utwór w znienawidzoną piosenkę poprzez jego nadmierne odtwarzanie. Kiedyś, milion lat temu, ustawiłem moją ulubioną piosenkę jako dzwonek i przekonałem się o tym na własnej skórze.
„Low Light Buddy of Mine” to utwór Iron & Wine z albumu Ghost on Ghost. Trudno uwierzyć, że ani ten utwór, ani cały album, nie znalazły się na żadnej liście „Must Listen”, ale nie mam nic przeciwko temu. Miło jest mieć w zanadrzu kilka utworów i albumów, których nikt nie zna. Od samego początku tego utworu, zestaw Xact S1 Evo > dCS Bartok > Ypsilon Silver Phaeton > WATT/Puppy zapewnił reprodukcję, która dosłownie przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Perkusja i bas brzmiały tak realistycznie, tworząc niesamowite połączenie z naprawdę fajnymi wibracjami.
Rob Burger grający przez ponad trzy minuty na niesamowitej liczbie instrumentów przenosi ten utwór na wyższy poziom, dając The WATT/Puppy okazję do ukazania się w zupełnie nowym świetle. W rytm basu i perkusji Burger wplata klawikord, cymbały, organy, harfę, a także saksofon, klarnet i ukulele. Choć mogłoby się wydawać, że stworzy to nieco chaotyczny efekt, The WATT/Puppy wyłożyły wszystko na srebrnej tacy, by uszy mogły to chłonąć, mózg mógł się cieszyć, a ciało poczuć. Wszystko to jest pięknie słyszalne, nieskończenie zapadające w pamięć, tak jak moje pierwsze wrażenie z WATT/Puppy 6 ponad dwadzieścia lat temu.
Gdy Maier Shadi zajął swoje miejsce w pozycji odsłuchowej, a zegar właśnie przekroczył północ, włączyłem Living Proof. Kiedy Adam Granduciel zaśpiewał początkowy wers „Banging on a drum”, po którym Anthony LaMarca elegancko zagrał na bębnie, The WATT/Puppy odpowiednio dopasowały elegancję zarówno do faktury bębna, jak i sięgając w dół, aby z autorytetem odtworzyć najniższe dźwięki. Intymność tego utworu, ze wszystkimi wyraźnymi i szorstkimi detalami ujawnionymi przez The WATT/Puppy (i cały system), prawie doprowadziła nas oboje do łez. Nie zdarza się to często, ale kiedy system i utwór naciskają wszystkie właściwe przyciski, a słuchacze są gotowi pokazać swoją wrażliwość, jest to czysta emocjonalna magia. Dla mnie to właśnie sprawia, że nasze wspaniałe hobby jest tak cudowne i w ten sposób powstają niezatarte wspomnienia.
Maier i ja zostaliśmy w The Audio Salon długo po północy. Gdybym miał pięciocentówkę za każdym razem, gdy któreś z nas mówiło „czekaj, jeszcze jeden utwór”, to teraz pewnie byłbym na emeryturze w Kauai. Spirit Sensitive Chico Freemana brzmiał tak, jakby był z nami w pokoju w Santa Monica. Wokal Olivii Vedder w utworze My Father's Daughter zabrzmiał tak spektakularnie, że wysyłaliśmy SMS-y z nagraniami do znajomych. Bez względu na to, co graliśmy, WATT/Puppy wiernie to odtwarzał, a my świetnie się przy tym bawiliśmy. Ale w pewnym momencie musieliśmy zakończyć zabawę. Ustawiliśmy w kolejce utwór Audioslave Like A Stone, podkręciliśmy głośność znacznie powyżej bezpiecznego poziomu i daliśmy czadu. Kiedy piosenka się skończyła, oboje spojrzeliśmy na siebie i zgodziliśmy się, że nie da się tego przebić. „To” oznacza granie Like A Stone na poziomie koncertowym i jego niesamowite brzmienie, ale także całą czterogodzinną sesję odsłuchową. W tym momencie trudno było sobie wyobrazić, że życie może być lepsze.
Podsumowanie
Ta recenzja jest dla mnie bardzo ważna i bez wątpienia przywoła wspaniałe wspomnienia u osób ją czytających. Kiedy powiedziałem, że pewnego dnia będę posiadaczem pary WATT/Puppy, wierzyłem w to, ale nigdy nie sądziłem, że będę miał niesamowitą okazję zrecenzować numery seryjne 0001 i 0002 nowych WATT/Puppy w 2024 roku. WATT/Puppy to wyjątkowy głośnik. Tak wyjątkowy, że często jest naśladowany, ale nigdy nie powielany. To ikoniczny amerykański oryginał.
Po kilku dniach spędzonych z The WATT/Puppy – od wstępnej konfiguracji, przez drobne regulacje, aż po ostateczne ustawienie, uwzględniające wysokość i odległość od mojego ucha – mam poczucie, że to głośnik, z którym jestem już dobrze zaznajomiony. Z pewnością sprzyjało temu to, że byłem z dala od codziennych obowiązków i mogłem całkowicie skupić się na odsłuchu. Chciałbym jednak także podzielić się radością z chwili, gdy moja 12-letnia córka grała nowy album Billie Eilish w moim pokoju odsłuchowym. Na szczęście nic straconego – już w listopadzie wybieramy się na koncert razem.
Częściowo żałuję, że nie dokumentowałem każdej godziny spędzonej na słuchaniu, ale zdecydowana większość mnie cieszy, że po prostu usiadłem i oddałem się tej muzycznej podróży. Nie zwróciłem nawet uwagi na komplementy dotyczące przetworników czy dyskusję o niestandardowych kondensatorach Wilson Audio, która miała miejsce podczas wydarzenia z okazji 50-lecia. Takie szczegóły są łatwe do sprawdzenia dla tych, którzy się nimi interesują. Muzyka to dla mnie przede wszystkim emocje. System audio czy głośniki albo potrafią wydobyć je w szczególny sposób, albo nie.
WATT/Puppy jest wyjątkowy. Potrafi przenieść nagraną przeszłość w teraźniejszość, a wraz z nią wszystkie emocje, subtelności i energię naszej ulubionej muzyki. Sam WATT/Puppy ma jednak zasłużoną historię, której nie da się kupić ani łatwo odtworzyć. Na szczęście ci, którzy będą mieli wystarczająco dużo szczęścia, by nabyć te głośniki, będą mogli cieszyć się tym, co najlepsze z obu światów przez długi czas.



