Test wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio Sabrina V w Stereophile

Recenzja wolnostojących zestawów głośnikowych Wilson Audio Sabrina V
Autor i źródło recenzji: Sasha Matson, Stereophile, listopad 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Wilson Audio z Provo w stanie Utah realizuje kilkuletni proces odświeżania swojej oferty produktowej, którego efektem są głównie nowe wersje istniejących modeli, oznaczone symbolem „V”. Najnowszą konstrukcją z tej serii jest Sabrina V, zastępująca wcześniejszy model SabrinaX. Litera „V” odnosi się do firmowego materiału tłumiącego V-Material, po raz pierwszy zastosowanego w topowym modelu Chronosonic XVX. Sabrina V to już trzecia generacja tej kolumny. Inne aktualne modele Wilsona z oznaczeniem „V” to Alexx V, Alexia V oraz Sasha V. Warto dodać, że choć Chronosonic XVX wykorzystuje materiał V-Material, powstał jeszcze przed wprowadzeniem serii „V”. Z kolei jubileuszowy, rocznicowy model WATT/Puppy również korzysta z tego materiału, ale nie otrzymał oznaczenia „V”.
Dla wielu audiofilów „więcej znaczy lepiej” — to częsty i w pełni uzasadniony kierunek aspiracji. Większe kolumny, o ile są właściwie zaprojektowane, potrafią zaoferować większą skalę brzmienia oraz głębszy i bardziej obfity bas, co przekłada się na sporą dawkę frajdy i satysfakcji. Osoby zaznajomione z ofertą Wilson Audio Specialties wiedzą, że producent ten potrafi budować naprawdę duże konstrukcje — ale nie tylko takie. Na drugim biegunie oferty znajduje się dwudrożny model TuneTot, przeznaczony do ustawienia na standach lub półkach, oraz Alida CSC, kolumna przewidziana do montażu na ścianie. Ostatecznie o wyborze decydują nie tylko gust, ale też warunki lokalowe i budżet. Hi-fi to przecież sztuka kompromisu — i wykorzystania tego, co możliwe.
Sabrina V (28 500 dolarów za parę w standardowym wykończeniu) to trójdrożna kolumna podłogowa o konstrukcji jednobryłowej. (Każda większa kolumna Wilsona składa się z co najmniej dwóch oddzielnych modułów, łączonych ze sobą.) To najmniejsza podłogówka w aktualnej ofercie firmy i jednocześnie najbardziej przystępna cenowo. Jednak wielkość, cena i masa mają tu charakter względny — Sabrina V to w pełni „wilsonowska” konstrukcja: dopracowana, rzeźbiarska i solidna.
W przeszłości recenzowałem, a następnie zakupiłem i używałem modele Sasha DAW oraz Sasha V. Rok temu przeprowadziliśmy się, a ja musiałem zaadaptować system odniesienia do wielofunkcyjnego pokoju muzycznego. Wówczas zamieniłem model Sasha V na nieco mniejsze — i całkowicie nowe — kolumny WATT/Puppy w wersji 50th Anniversary. Różnica gabarytów nie jest ogromna, ale wystarczająca: zestaw idealnie wpasował się w nową przestrzeń. Mam teraz więcej swobody podczas gry na fortepianie akustycznym. W dodatku nowe kolumny ważą o 85 funtów mniej, co ułatwia ich przestawianie.
Możliwość przetestowania modelu Sabrina V stanowi kolejny etap moich eksperymentów z pomniejszaniem systemu, choć obecnie nie planuję wymiany moich WATT/Puppy.
Spis treści
Osoby zaznajomione z produktami Wilson Audio odnajdą w nowym modelu Sabrina V wiele znanych cech, ale pojawiły się też istotne zmiany — zarówno w zakresie konstrukcji, jak i zastosowanych podzespołów. Zewnętrzne wymiary kolumn to 96,5 cm wysokości, 30,5 cm szerokości i 39,4 cm głębokości (dwa ostatnie pomiary dotyczą podstawy). W porównaniu do poprzedniej wersji różnice są niewielkie — model V jest wyższy od wersji X o niespełna cal (ok. 2,5 cm). Ta niewielka zmiana, w połączeniu z nowym przetwornikiem średniotonowym, skutkuje wzrostem masy o 5 kg, do 56 kg na sztukę.
Obudowa przypomina kształtem obelisk, choć zwężenie ku górze jest subtelne — głębokość zmniejsza się z 39,4 cm u podstawy do 16,5 cm na górze, a szerokość z 30,5 cm przechodzi w około 15°. Te umiarkowane proporcje sprawiają, że Sabrina V jest zdecydowanie mniej dominująca wizualnie w przestrzeni domowej niż większe konstrukcje Wilsona. Jednocześnie taka forma pozwala zoptymalizować objętość komory, w której pracuje woofer.
Jakość lakieru, jak zawsze u Wilsona, stoi na najwyższym poziomie. Testowana para w nowym wykończeniu Ethereal White (optycznie refleksyjnym) wyróżnia się delikatnym fazowaniem bocznych krawędzi, które tworzy ciekawe efekty świetlne. W ciągu dnia powierzchnia odbijała kolory ogrodu za oknem, a nocą — niebieskie podświetlenie wskaźników mojego wzmacniacza McIntosha. Zmysłowe wrażenie!
Do zauważalnych z zewnątrz zmian należy również system oporników montowanych z tyłu obudowy, które użytkownik może samodzielnie wymienić. Elementy te są częścią zwrotnicy, ale pełnią również funkcję zabezpieczeń — w razie nagłego skoku napięcia po prostu ulegną przepaleniu, chroniąc pozostałe komponenty. U podstawy kolumny zintegrowano nowy interfejs mechaniczny V-MCD (Wilson Mechanical Coupling Device), wykonany z materiału V-Material. Oferuje on jeszcze lepsze tłumienie drgań, niezależnie od użytych kolców czy podstaw.
Układ bas-refleks w modelu Sabrina V pozostał bez zmian — zastosowano tylny port dla woofera oraz tylną wentylację przetwornika średniotonowego. Na uwagę zasługuje solidnie wykonany, precyzyjnie obrobiony aluminiowy port bas-refleksu — to jeden z bardziej wyrazistych elementów hardware’u. Całości dopełnia para solidnych terminali głośnikowych, montowanych również z tyłu. Tradycyjnie dla Wilsona, kolumny nie wspierają bi-wiringu.
Wewnątrz zwrotnicy znalazły się dwa nowe kondensatory. Wilson Audio podkreśla: „Dusza modelu Sabrina V tkwi w jego zwrotnicy… W jej sercu pracują unikalne kondensatory AudioCapX-WA, nawijane ręcznie w naszej siedzibie. Odmiana tych kondensatorów, po raz pierwszy zastosowana w modelu Sasha V, poprawia detaliczność wysokich tonów oraz klarowność sceny dźwiękowej… Integrację basu natomiast wspomaga nowy kondensator dedykowany do obsługi woofera.” Dyrektor generalny i główny projektant Daryl Wilson zachowuje jednak konkretne wartości elementów zwrotnicy dla siebie — niczym szef kuchni strzegący sekretu przepisu.
Od lat Wilson Audio Specialties stosuje autorskie materiały obudów, oznaczane literami. X-Material wykorzystywany jest do budowy korpusów oraz wewnętrznych wzmocnień. V-Material służy do izolacji drgań w newralgicznych punktach konstrukcji. Zgodnie z logiką ostatnich „remasterów”, Sabrina nosi oznaczenie „V”, ale wprowadza również zupełnie nowy materiał — H-Material. Został on użyty w przedniej ściance, do której mocowane są przetworniki. Według producenta, H-Material to kompozyt o wysokiej gęstości, zawierający składniki organiczne i fenolowe. H-Material, choć podobny do X-Material pod względem sztywności, ma nieco inną strukturę i jest od niego minimalnie bardziej podatny mechanicznie, co — jak twierdzi producent — przekłada się na bardziej muzykalne brzmienie w zakresie średnich tonów.
Po zdjęciu maskownic od razu rzuca się w oczy najważniejsza zmiana względem poprzednich wersji Sabriny: zastosowanie 7-calowego przetwornika średniotonowego QuadraMag, opartego na magnesie alnico (aluminium-nikiel-kobalt). To stożkowy głośnik z mieszanki pulpy papierowej, znany z innych podłogowych konstrukcji Wilsona. I nie jest to żadna „technologia z wyższej półki” w okrojonej wersji — to dokładnie ten sam przetwornik, co w droższych modelach. Wilson nie stosuje tańszych komponentów w niższych segmentach oferty. Jak ujął to ambasador marki Wilson, Peter McGrath: „Podejście Daryla (Wilsona) nadaje prawdziwe znaczenie frazie: 'Wszystkie modele są szyte z tej samej tkaniny.'”
Nowością w linii Sabrina jest również tweeter: 1-calowa kopułka wysokotonowa Convergent Synergy Carbon (CSC), wykonana z impregnowanego jedwabiu, zadebiutowała wcześniej w modelu Alexx V. Podobnie jak tam, w Sabrinie osadzona została w specjalnej, szczelnej komorze z włókna węglowego, której zadaniem jest pochłanianie tylnej fali i przekształcanie jej energii w ciepło. Bezpośrednio pod głośnikiem wysokotonowym znajduje się wspomniany wcześniej 7-calowy przetwornik średniotonowy, a poniżej — pojedynczy, 8-calowy woofer z papierową membraną. To ten sam przetwornik niskotonowy, który pracuje w modelach WATT/Puppy oraz Sasha V — z tą różnicą, że tam stosuje się dwa takie głośniki na kanał.
Sabrina nie jest kolumną typu point source — nie zastosowano tu współosiowych przetworników — ale jest bliżej tej koncepcji niż większość większych konstrukcji. Bliska fizyczna odległość pomiędzy wszystkimi przetwornikami oraz ich zgrupowanie na wysokości przeciętnie usytuowanych uszu słuchacza przekłada się na spójniejszą scenę dźwiękową i lepszą klarowność obrazu stereo. To przewaga, której nie mogą zaoferować większe kolumny — choć Wilson w większych modelach umożliwia ustawienie przetworników w precyzyjnie dostrojonych płaszczyznach, również w osi przód-tył. To nie tworzy źródła punktowego, ale daje zbliżony efekt akustyczny.
Wśród opublikowanych przez Wilson Audio parametrów modelu Sabrina V jedna wartość szczególnie się wyróżnia. W porównaniu do SabrinaX, dolna granica pasma przenoszenia przesunęła się o 4 Hz w dół — z 31 Hz do 27 Hz (±3 dB, jak wcześniej). Jak udało się osiągnąć ten dodatkowy zasięg w zakresie niskich częstotliwości? „Oprócz zewnętrznych zmian estetycznych wprowadziliśmy też pewne modyfikacje wewnętrzne” — wyjaśnia Daryl Wilson. „Zwiększając w subtelny sposób wymiary obudowy, zyskaliśmy dodatkową objętość komory woofera. Większa przestrzeń za przetwornikiem niskotonowym pozwoliła poprawić jego możliwości w zakresie basu.”
Dolna granica przenoszenia modelu Sabrina X z łatwością obejmowała najniższy dźwięk kontrabasu (E1 – 41,2 Hz). Ale najniższy dźwięk fortepianu — A0 — to 27,5 Hz. Dzięki temu Sabrina V pokrywa teraz pełne pasmo tego instrumentu. Choć już poprzednia wersja mogła uchodzić za konstrukcję pełnopasmową mimo kompaktowych rozmiarów, nowa Sabrina V jeszcze bardziej zasługuje na to miano — bez trudu radzi sobie z większością repertuaru muzyki klasycznej, jazzowej czy rockowo-popowej.
Pozostałe parametry techniczne pozostały bez zmian lub różnią się jedynie nieznacznie względem wcześniejszej wersji. Czułość nadal wynosi 87 dB (1 W/1 m, pomiar przy 1 kHz). Impedancja nominalna to 4 Ω, jednak minimalna wartość spadła nieco niżej — do 2,23 Ω przy 121 Hz (w Sabrina X było to nieco więcej). Kiedy zapytałem o to Petera McGratha, odpowiedział: „Istnieją kolumny, które zbliżają się do tego poziomu jakości pod względem głośności i basu, ale żadna nie jest tak łatwa do wysterowania jak Sabrina V. Mimo licznych komentarzy — niska impedancja nie stanowi dziś wyzwania dla dobrego wzmacniacza. To kwestie, które rozwiązano już dwie dekady temu! Każdy autoryzowany dealer, z którym współpracujemy, dysponuje elektroniką zdolną do prawidłowego napędzenia modelu Sabrina.”
Do startu, gotowi...
Sabrina V dotarły do mnie w solidnych, podwójnych kartonach, szczelnie owiniętych folią i przymocowanych do drewnianej palety. To inny sposób pakowania niż w przypadku większych modeli Wilsona, które przyjeżdżają w surowych, ale niezwykle wytrzymałych skrzyniach drewnianych — niczym Arka Przymierza z Poszukiwaczy zaginionej Arki. Polecam dokupić do nich kółka transportowe montowane na gwint — są niedrogie i łatwo dostępne bezpośrednio u Wilsona. Znacząco ułatwiają ustawienie kolumn — można je wtedy swobodnie przetaczać i odsłuchiwać w różnych pozycjach, zanim zamontuje się dołączone kolce i przeprowadzi ostateczne strojenie ustawienia. Ja kółek nie miałem, ale z pomocą przyszedł mój starszy syn Peter, który akurat był w odwiedzinach. Choć każda Sabrina V waży o ok. 17 kg mniej niż WATT/Puppy, to konstrukcja dwuczęściowa tej drugiej w praktyce ułatwia jej przenoszenie — można rozdzielić górną i dolną sekcję i przestawiać osobno.
Naturalnym punktem wyjścia było ustawienie Sabrin w miejscu, w którym zwykle stoją moje WATT/Puppy — wcześniej dobrze sprawdzały się tam również Sasha V. Jednak po pierwszym uruchomieniu Peter trafnie zauważył, że „brzmią trochę zamknięcie”. I rzeczywiście — ale nie był to problem ustawienia. Po około półtora tygodnia kolumny zaczęły się „otwierać”. Trudno to wyjaśnić, choć przy tak ciasnych tolerancjach, z jakimi budowane są wysokiej klasy kolumny dynamiczne, można przypuszczać, że pewne elementy mechaniczne potrzebują czasu, by się ułożyć i osiągnąć optymalne brzmienie. Dlatego pozwoliłem Sabrinom grać przez kilka dni z internetowego radia, zanim rozpocząłem właściwe testy ustawienia i odsłuchy krytyczne.
Kiedy już się za to zabrałem, przesunąłem kolumny nieco dalej od miejsca odsłuchowego i jednocześnie ustawiłem je trochę bliżej siebie. Ostatecznie utworzyły trójkąt bardziej równoramienny niż równoboczny. Efekt? Bardziej spójna scena dźwiękowa i dobre zbalansowanie tonalne — szczególnie po lekkim skierowaniu kolumn do środka (toe-in).
Z elektroniką i bez kompromisów
Zadowolony z ustawienia kolumn, przeszedłem do eksperymentów z elektroniką. Mój przedwzmacniacz McIntosh C12000 pozwala na wybór wyjść tranzystorowych lub lampowych. Początkowo odniosłem wrażenie, że Sabrina V lepiej współpracuje z torami tranzystorowymi, zyskując na przejrzystości i detaliczności. Jednak z czasem — podobnie jak w przypadku moich WATT/Puppy — ostatecznie preferowałem wyjścia lampowe. Może i tutaj decydujące było wygrzewanie kolumn, które z czasem zaczęły grać pełniej i swobodniej. Wzmacniaczem mocy w moim systemie odniesienia był tranzystorowy McIntosh MC462, oferujący moc 450 W na kanał przy dowolnym obciążeniu.
Na pewnym etapie testów przeniosłem Sabriny z pokoju odsłuchowego do salonu, który jest nieco mniejszy i ma niższy sufit. W tej konfiguracji użyłem hybrydowego wzmacniacza zintegrowanego McIntosh MA252, znacznie mniej potężnego niż MC462 — jego moc to 100 W przy 8 Ω i 160 W przy 4 Ω. Ku mojemu zaskoczeniu, Sabrina V zagrały z nim znakomicie. Bez trudu osiągałem porównywalne poziomy głośności, bez wyczuwalnych kompromisów brzmieniowych. To potwierdza słowa Petera McGratha: Sabrina V nie wymaga ekstremalnie wydajnych końcówek mocy — dobry wzmacniacz poradzi sobie bez problemu.
W showroomie
Po raz pierwszy usłyszałem nowe Wilsony Sabrina V podczas oficjalnej premiery w salonie Innovative Audio w środkowym Manhattanie. Właściciel Elliot Fishkin prowadzi jeden z najdłużej działających sklepów audiofilskich w Nowym Jorku, a ja wielokrotnie miałem przyjemność uczestniczyć w prezentacjach organizowanych w jego podziemnych salach odsłuchowych, położonych niedaleko Central Parku. Podczas tej prezentacji obecny był Peter McGrath, który zaprezentował model Sabrina V w konfiguracji zintegrowanej ze wzmacniaczem D'Agostino Pendulum. Odsłuch odbył się w średniej wielkości sali z dość wysokim sufitem — jednej z trzech dostępnych w salonie Innovative Audio.
McGrath często wykorzystuje podczas demonstracji nagrania, które sam rejestrował przez lata. Obok kilku dużych, dynamicznych utworów, które bez trudu ujawniały potencjał energetyczny nowych Sabrin, prawdziwym punktem kulminacyjnym okazała się kameralna wersja ostatniej części Das Lied von der Erde Mahlera — zredukowana do fortepianu i żeńskiego głosu. Tylko dwa źródła dźwięku wystarczyły, by udowodnić, że Sabrina V to kolumna klasy referencyjnej — potrafi przekazać emocje i prawdę muzyki w sposób absolutnie przekonujący.
Powrót do domu – i do muzyki
Z powrotem w moim pokoju odsłuchowym, z parą w pełni wygrzanych Sabrin V, jednym z pierwszych utworów, do którego zrobiłem notatki, była Lyric Suite, Op. 54 Edvarda Griega, w wykonaniu WDR Symphony Orchestra Köln pod batutą Eivinda Aadlanda (album Edvard Grieg: Complete Symphonic Works, Vol. 3, plik 24/48 FLAC, Audite/Qobuz). Usłyszałem utwór, którego — jak mi się wydaje — nigdy wcześniej nie słyszałem: „Klokkeklang”, czyli „Dźwięk dzwonów”.
Grieg sam określił ten krótki utwór jako „zupełnie szalony”. Jeden z jego przyjaciół nazwał go „prawdziwą apoteozą kwint”. Delikatny, impresjonistyczny, w niektórych fragmentach niemal nutka w nutkę przypomina początek Billy the Kid Aarona Coplanda. Nietrudno sobie wyobrazić, że Copland widział ten zapis nutowy na stojaku fortepianowym swojej nauczycielki, Nadii Boulanger. Grieg cieszył się wielkim uznaniem w paryskim środowisku muzycznym na przełomie XIX i XX wieku. Teraz wiem, skąd Copland czerpał inspiracje.
Magia, detale i fortepian koncertowy
Sabriny wniosły magię: delikatne, długo podtrzymywane smyczki, odległa, melancholijna trąbka, potężne wybuchy dynamiczne — wszystko oddane z niezwykłą precyzją i ekspresją.
Peter Scott Lewis to amerykański kompozytor mieszkający w San Francisco. Studiowaliśmy razem w konserwatorium San Francisco Conservatory of Music. Niedawno ukazał się jego nowy album Pacific Triptych (plik 24/96 oraz CD, Sono Luminus SLE-70040), zawierający trzy utwory na fortepian solo. Motywem przewodnim wydaje się być ruch: tytułowa suita zawiera części Following the Sunrise i Travelling Music (trzecia to Toccata). Kolejnym utworem jest An American Travelogue, Book 1, w czterech częściach. Moją ulubioną pozycją na płycie jest Seven Nuggets — cykl krótkich miniatur, które kompozytor porównał do „nieoszlifowanych, lecz lśniących kamieni szlachetnych”. Większość z nich trwa poniżej trzech minut. Moją szczególną uwagę przykuł szósty fragment: Emerald, Uncut. Świetnie skonstruowany i spójny program muzyczny — sam chciałbym na to wpaść!
Muzyka Lewisa jest zwięzła, rytmiczna i pełna energii; nie ma tu miejsca na ambientowe rozmycie — to nie trans, tylko żywa, dynamiczna narracja. Pacific Triptych pierwotnie powstał jako utwór orkiestrowy, ale autor później przygotował wersję na fortepian solo. Pianista Blair McMillen wykonuje go z siłą i przekonaniem na 9-stopowym fortepianie koncertowym Steinway D (Hamburg, 1987), w studio Oktaven Audio w Mount Vernon, Nowy Jork. Właścicielem Oktaven jest realizator dźwięku Ryan Streber; to jedno z największych przestrzeni nagraniowych w metropolii nowojorskiej. Studio dysponuje dwoma modelami Steinwaya D — jednym z Hamburga i jednym z Nowego Jorku. Różnice między egzemplarzami są znaczące, ale generalnie instrumenty z Hamburga są znane z cieplejszego, bardziej nasyconego brzmienia, mniej bezpośredniego niż te z Nowego Jorku — idealne do nagrań solowych i kameralnych.
Sabrina V znakomicie oddały charakterystyczną barwę tego instrumentu — a co jeszcze bardziej imponujące, również skalę i potęgę brzmienia pełnowymiarowego fortepianu koncertowego. To znakomite współczesne nagranie muzyki klasycznej — warto je poznać.
Woodstock, winyle i koncerty
Jedną z zalet mieszkania obecnie w Woodstock w stanie Nowy Jork jest to, że znane zespoły muzyczne — które normalnie nie grają w małych salach — czasem jednak się tu pojawiają. Bo przecież… to Woodstock! Tak też się stało niedawno, gdy obecny skład Little Feat zagrał w Bearsville Theater, niegdyś założonym przez Alberta Grossmana. Choć Lowell George od lat nie żyje, kilku kluczowych członków zespołu z dawnych lat nadal trzyma formę — jak choćby klawiszowiec Bill Payne.
Niestety, podczas koncertu Sabrina V i płyty z łatwością przewyższyły to, co zespół zaprezentował na żywo. Brzmienie koncertu było fatalne. Nie znoszę tych prostokątnych modułów nagłośnieniowych zawieszanych pod sufitem. Z balkonu siedziałem dokładnie naprzeciwko jednego z nich — serwował ostrą, przesterowaną, białoszumową kakofonię. Wyszedłem wcześniej.
Na szczęście album to zupełnie inna historia. Prawdziwą przyjemność sprawiło mi wysłuchanie najnowszego winylowego remasteru Feats Don’t Fail Me Now (LP, Warner R1 726197), za który odpowiada Bernie Grundman. W utworze „Spanish Moon”, wyprodukowanym przez Van Dyke Parksa, basista Kenny Gradney buduje groove z niesamowitym wyczuciem. Sabriny od razu wpasowały się w ten puls — ten zespół gra z niezrównaną precyzją rytmiczną i swingiem. To taka muzyka, którą trzeba czuć fizycznie — pod warunkiem, że system audio to umożliwia. Sabrina V weszły w klimat bez zająknięcia — i zabrzmiały, gdy trzeba, brudno i bezpardonowo.
Zanim David Wilson zaczął projektować kolumny hi-end, zajmował się realizacją nagrań audiofilskich. Przeglądając katalogi, trafiłem na reedycję Sonatas for Violin and Piano (LP, Wilson Audiophile / Analogue Productions APC-8722), wydaną przez Analogue Productions Chad Kassema, wytłoczoną na 180-gramowym winylu przez Quality Record Pressings. To doskonały program: skrzypek David Abel i pianistka Julie Steinberg, zarejestrowani na taśmę analogową w sali koncertowej Mills College przy użyciu rozstawionej pary mikrofonów Schoeps. Steinberg gra na kolejnym znakomitym egzemplarzu fortepianu Steinway D z Hamburga, a Abel używa skrzypiec wykonanych przez Guarneriego w 1719 roku. To jedno z najlepszych nagrań muzyki kameralnej, jakie można znaleźć — prawdziwa referencja.
Referencja i skala możliwości
Kiedy wspomniałem Darylowi Wilsonowi, że słuchałem tego albumu, powiedział mi, że nadal jest on wykorzystywany w działach R&D oraz podczas demonstracji: „Rumanian Folk Dances wciąż służy jako materiał referencyjny do oceny wysokich tonów”.
Przez Sabriny V usłyszałem precyzyjne rozmieszczenie instrumentów, dokładnie tak, jak mogłyby zabrzmieć na scenie. Fortepian Steinway D oferował solidny, ciepły bas w wyższych rejestrach, a skrzypce Guarneriego – głęboką, satysfakcjonującą fakturę smyczkową. Sabrina V pozwoliły wychwycić niuanse stylistyczne w interpretacjach dzieł Brahmsa, Debussy’ego i Bartóka. To nagranie o jakości referencyjnej — warto je zdobyć, póki jest dostępne.
Ile tej „wydajności”?
Czy Wilson Audio Specialties Sabrina V dorównuje większym i droższym modelom z katalogu marki? Nie — ale i one nie dorównują jej… To kwestia zastosowania. Co najlepiej pasuje do Twoich preferencji, przestrzeni, stylu życia i budżetu? Oczywiście, dwa lub trzy woofery potrafią wygenerować więcej energii niż jeden — to fizyka.
Zapytałem Daryla Wilsona, jaką część brzmieniowego potencjału większych modeli przypisałby Sabrinie V, przy założeniu typowych poziomów odsłuchu (bo większe kolumny grają głośniej). Odpowiedział: „Powiedziałbym, że właściciel Sabriny V otrzymuje około 80–85% możliwości WATT/Puppy, zamkniętych w mniejszej formie tej kolumny.” I trudno się z tym nie zgodzić.
Czas spędzony z kolumnami Wilson Audio Sabrina V był dla mnie przyjemnością — zarówno pod względem odsłuchowym, jak i z perspektywy analizy ewolucji konstrukcyjnej marki. Niezależnie od tego, który model Wilsona wybierzesz, możesz mieć pewność, że dostajesz najlepszy efekt ich inżynierskiej kreatywności i rzemieślniczego kunsztu. Zero kompromisów — tylko przemyślane decyzje.