Test wkładki gramofonowej SoundSmith Zephyr MIMC w The Ear

Recenzja wkładki gramofonowej SoundSmith Zephyr MIMC
Autor i źródło recenzji: Chris Beeching, The Ear, lipiec 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Jednym z kluczowych aspektów odtwarzania winyli jest dobranie wkładki do najbardziej odpowiedniego ramienia (i gramofonu), aby wydobyć maksimum potencjału z rowków, za którymi musi wiernie podążać igła. Warto zauważyć, że na różnych forach internetowych toczą się liczne dyskusje na temat tego, która wkładka „brzmi najlepiej” w danym przedziale cenowym.
Podobnie jak w przypadku kombinacji wzmacniacz/głośniki (/pomieszczenie), dopasowanie tych elementów należy traktować jako pracę zespołową. Ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział, że zespół to grupa graczy, którzy najlepiej współpracują w określonym kontekście – a niekoniecznie zbiór najlepszych jednostek. Tak samo jest z wkładkami, ramionami i gramofonami.
Moim gramofonem referencyjnym jest SME Model 20 – urządzenie, które uważam za wyjątkowo neutralne. Pozwala mi w dość spójny sposób identyfikować różnice między ramionami i wkładkami. Można powiedzieć, że działa dla mnie trochę jak autor krzyżówek – kiedy już zrozumiesz jego sposób myślenia, łatwiej rozszyfrować, jak zachowują się różne elementy na tym samym gramofonie. A dla recenzenta taka konsekwencja jest nie do przecenienia.
Soundsmith
Produkowane w USA wkładki Soundsmith od lat goszczą na najdoskonalszych gramofonach świata, zbierając liczne pochwały. Bohaterem tego testu jest zasłużony model Zephyr MIMC – niskonapięciowa wkładka typu fixed-coil (MIMC oznacza "moving iron for moving coil inputs"), plasująca się mniej więcej w środku oferty producenta.
W przypadku uszkodzenia zespołu wspornika igły (na co narażeni są niestety wszyscy użytkownicy), koszt jego odbudowy jest stosunkowo niewielki – co z pewnością docenią posiadacze wkładek typu MC, w których wymiana igły zazwyczaj nie jest prosta ani tania. Układ otworów montażowych oraz konfiguracja wyjścia są zgodne ze standardami branżowymi, co ułatwia podłączenie do okablowania ramienia. Producent zaleca obciążenie w zakresie od 470 do 1000 omów, ostrzegając jednocześnie, że ustawienie poniżej 470 omów może skutkować spadkiem wysokich tonów.
Wkładka została ekranowana ze wszystkich sześciu stron, co – według Soundsmith – czyni Zephyr MIMC jedną z najbardziej odpornych na zakłócenia elektromagnetyczne i radiowe wkładek na świecie.
Aby zminimalizować szumy i wyeliminować pętle masy, Zephyr MIMC wyposażono w szczeliny w górnej części obudowy, w które można wsunąć cienkie płytki z tlenku glinu – materiału przypominającego aluminium, lecz nieprzewodzącego. Ich zadaniem jest elektryczne odizolowanie wkładki od główki ramienia (jeśli ta jest w jakikolwiek sposób połączona elektrycznie z przewodami ramienia), co eliminuje ryzyko powstania pętli masy. Wkładka dostarczana jest z kompletem takich przekładek.
Dodatkowo, w centralny rowek można włożyć cylindryczny pręt z tlenku glinu, który pozwala na lekkie odsprzężenie górnej powierzchni wkładki od główki ramienia. Dzięki manipulacji śrubami montażowymi – ich dokręcaniu i luzowaniu – możliwa jest drobna korekta azymutu igły poprzez delikatne obracanie korpusu wkładki, wykorzystując wspomniany pręt jako oś obrotu. Choć nie miałem takiej potrzeby, przetestowałem to rozwiązanie i działa ono bardzo dobrze, nie wpływając negatywnie na jakość dźwięku. Być może taki system mógłby stać się atrakcyjnym rozwiązaniem aftermarketowym dla osób mających trudności z ustawieniem igły w ramionach z nieruchomą główką, gdy wspornik nie jest idealnie prosty.
W przypadku mojego ramienia Helius rzeczywiście miało to zastosowanie – wspomniane płytki zadziałały wręcz magicznie, eliminując (bardzo delikatne) szumy tła. Zalecana siła nacisku igły mieści się w zakresie 1,8–2,2 g, z optymalną wartością 2 g. Wkładka Zephyr MIMC waży nieco poniżej 10,3 g, a jej napięcie wyjściowe wynosi 0,4 mV – najlepiej współpracuje więc z przedwzmacniaczami gramofonowymi oferującymi wzmocnienie na poziomie około 63 dB.
Co ciekawe (i zapewne nie bez powodu), wiele uwagi poświęca się kwestii czyszczenia igły. Soundsmith zaleca stosowanie miękkiego pędzelka, ale sugeruje, że lepszym rozwiązaniem jest użycie masy czyszczącej Blu-stick (w Wielkiej Brytanii znanej jako Blu-tack). Przetestowałem obie metody – Blu-tack rzeczywiście dobrze usuwał zabrudzenia, choć zawsze miałem pewną obawę, czy drobinka masy nie pozostanie przyklejona do mikroskopijnego diamentu na końcu wspornika. Dlatego po każdym czyszczeniu kontrolowałem igłę, by mieć pewność, że wszystko jest w porządku.
Bardzo pomocne okazały się również szczegółowe instrukcje dotyczące ustawienia azymutu, kąta prowadzenia igły (stylus rake angle) i geometrii montażu.
Pojawia się też trafna uwaga (cytuję z pamięci), że nikt nie jeździ samochodem z niewyważonymi kołami – więc dlaczego korzystać z nieprawidłowo ustawionej wkładki? Podpisuję się pod tym w pełni. Przechodziłem przez cały proces kalibracji kilkakrotnie, ponieważ chciałem przetestować wkładkę w różnych konfiguracjach. Jedyną stałą był mój wysłużony, lecz wciąż niezawodny SME Model 20.
Brzmienie
Zephyr MIMC, w efektownej niebiesko-złotej kolorystyce, zamontowany początkowo na ramieniu Supatrac Blackbird, prezentował się naprawdę imponująco. Sam montaż okazał się wyjątkowo prosty – postępowałem dokładnie według instrukcji Soundsmith. (Później celowo nieco „rozstroiłem” ustawienie, by sprawdzić, jaki będzie efekt – o tym za chwilę). Gdy wszystko było już na swoim miejscu, mogłem rozpocząć odsłuchy.
Na pierwszy ogień poszła płyta Big Band Spectacular z wytwórni Chasing the Dragon, wyprodukowana przez Mike’a Valentine’a. Jak zwykle w jego przypadku – brzmienie zachwyca przestrzenią i rozmachem. Uderzenie i energia tego nagrania są imponujące. Zephyr doskonale oddaje nagłe kontrasty dynamiczne, a jednocześnie potrafi utrzymać klarowność układu orkiestry – coś, z czym nie radzi sobie wiele wkładek kosztujących znacznie więcej. Ciepło sekcji puzonów i ostrość trąbek stanowią prawdziwe wyzwanie, któremu Zephyr sprostał z imponującą swobodą. Całości dopełnia pełne, nasycone brzmienie, które potęguje wrażenie uczestnictwa w prawdziwym koncercie. To jedna z tych płyt, przy której bez obaw można podkręcić gałkę głośności i delektować się potęgą brzmienia big-bandu.
Następnie sięgnąłem po starą pozycję z katalogu Philipsa: Heinz Holliger grający sonaty obojowe Händla, Vivaldiego i Bacha (SAL3772). Choć dziś ta interpretacja może wydawać się nieco przestarzała, znakomicie oddaje ducha swojej epoki i świetnie pokazuje, jak bardzo wykonania zależą od czasu, w którym zostały zarejestrowane (wystarczy przypomnieć sobie wiktoriańskie wykonania muzyki dawnej z pełną orkiestrą i późniejsze rewolucyjne podejście Davida Munrowa).
Nostalgiczne brzmienie oboju jest wyjątkowo trudne do prawidłowego odwzorowania – jako instrument podwójnostroikowy, ma bardzo specyficzną barwę, którą wiele systemów odtwarzających niestety gubi. Zephyr poradził sobie z tym z ogromną muzykalnością i precyzją, z wyczuciem prowadząc słuchacza przez „pola minowe” starego tłoczenia z 1968 roku, gdzie techniki wykonawcze różniły się od współczesnych. Jednocześnie wkładka potrafiła oddać pełnię muzykalności i zaangażowania w grze Holligera, wspieranego przez wrażliwy akompaniament zespołu. Słuchanie tego nagrania było prawdziwą, nieskalaną przyjemnością.
Kolejny był Desert Winds (Illinois Jacquet), z Kennym Burrellem, wydany przez Alto (AA014). W gruncie rzeczy jest to niemal popis Willie Rodrigueza i jego biegłości w grze na instrumentach perkusyjnych rodem z muzyki latynoskiej. Cały album to doskonały przykład na to, jak muzyka potrafi być po prostu radosna i pełna energii – i Zephyr z całą pewnością pozwala tej radości wybrzmieć w pełni. Blues for the Early Bird szczególnie przykuł uwagę, a You’re My Thrill wciągał bez reszty – w sposób, którego nie potrafiły osiągnąć niektóre inne wkładki. Być może jest to materiał specyficzny w odbiorze, ale w tym przypadku nie chodzi tylko o muzykę jako taką – chodzi o to, czy wkładka potrafi wydobyć z rowków płyty jej istotę. A Zephyr robi to absolutnie bezbłędnie.
Kolejne tłoczenie to klasyk – Graceland Paula Simona. Komercyjna płyta, ale na ogół dobrze zrealizowana, z nieśmiertelnym, dodającym energii utworem Diamonds on the Soles of Her Shoes, który po prostu pulsuje życiem. Trudno się powstrzymać od przytupywania – rytm jest zaraźliwy, a jak na występ na żywo z 1986 roku, realizacja dźwięku wypada znakomicie. Głos Simona wyraźnie kontrastuje z chóralnym tłem, które go wspiera, a perkusja i subtelne partie gitarowe zostały oddane z pełnym bogactwem detali. Zephyr pozwala słuchaczowi całkowicie zanurzyć się w tej realizacji – z odrobiną wyobraźni (i ogrzewaniem ustawionym na maksimum) naprawdę można poczuć się, jakby było się na tamtym koncercie.
Na koniec sięgnąłem po album Devil May Care Claire Martin z wytwórni Linn. Zmysłowa, napięta, ciepła, a momentami delikatna, lecz bezkompromisowa – wokalna ekspresja Martin obejmuje pełne spektrum emocji, przez które Zephyr prowadzi słuchacza z absolutną lekkością. Jednym z atutów tego nagrania są elementy rytmicznego „pstryknięcia”, nagłych pauz, po których następuje szybki atak, a zaraz potem – dramatyzm lub subtelność brzmienia głosu Martin. Zephyr nie pozostawia tu niedosytu w żadnym aspekcie. To kameralne nagranie z charyzmatycznym wokalem to dla mnie prawdziwy muzyczny punkt kulminacyjny. Mam wrażenie, że bez Zephyra za sterami moja przyjemność z odsłuchu byłaby wyraźnie mniejsza.
Wnioski
Jak wspomniałem wcześniej, w trakcie testów korzystałem także z innych ramion – obok Blackbirda były to SME 3012, Helius Aurum oraz Avid Altus. Zephyr okazał się niezwykle konsekwentnym partnerem – choć zmiana ramion wpływała na charakter prezentacji, wkładka zachowywała swoją wybitną neutralność i za każdym razem oferowała świetne brzmienie, o ile tylko ustawienie było przeprowadzone starannie.
Dla eksperymentu celowo ustawiłem SME 3012 z wyraźnym błędem geometrii, by sprawdzić reakcję systemu. Obrazowanie sceny i przezroczystość uległy pogorszeniu, ale charakter dźwięku Zephyra – zasadniczo neutralny, z lekkim chłodem – pozostał niezmieniony. Wkładka zachowała wysoką jakość przekazu i – co najważniejsze – pozostała całkowicie angażująca. Nawet moja żona zauważyła, że to jedna z najbardziej naturalnie brzmiących wkładek, jakich miałem okazję słuchać.
W swojej klasie cenowej Zephyr MIMC to absolutnie ponadprzeciętny zawodnik – powinien znaleźć się na liście życzeń każdego miłośnika analogu. Fakt, że odbudowa jest relatywnie niedroga, to także ogromny atut w razie nieszczęśliwego wypadku z igłą lub wspornikiem. W relacji jakość do ceny trudno o lepszy wybór – na podstawie moich doświadczeń wkładka ta trafia na moją osobistą listę faworytów. Zdecydowanie polecam.

