Test systemu muzycznego klasy ultra hi-end dCS Varese w HiFi.nl

Recenzja systemu muzycznego klasy ultra hi-end dCS Varese
Autor i źródło recenzji: Ruud Jonker, HiFi.nl, czerwiec 2025 r.
Oryginał możesz przeczytać TUTAJ.
W ostatnich miesiącach przez redakcyjne studio przewinęła się niemal pełna czołówka przetworników cyfrowo-analogowych, które można dziś nazwać „state-of-the-art”. Być może istnieją jeszcze pojedyncze egzemplarze warte uwagi, lecz to, co nie trafia do testów – pozostaje nieznane zarówno recenzentowi, jak i czytelnikom. Tym większym zaszczytem była możliwość zapoznania się z dCS Varèse.
Zanim emocje czytelnika osiągną poziom alarmowy na wieść o cenie przekraczającej 250 000 euro, warto spróbować zdystansować się i zrozumieć, czym ten produkt naprawdę jest. W świecie audio istnieją dwa rodzaje firm: te, które żyją z marketingu, i te, które prowadzą rzeczywisty dział badań i rozwoju. Pierwsze sprzedają obietnice. Drugie – przesuwają granice i popychają cywilizację naprzód.
dCS należy bezsprzecznie do tej drugiej grupy. To firma z korzeniami w sektorze wojskowym i studyjnym, która dopiero później zwróciła się ku rynkowi konsumenckiemu. Nad technologią zastosowaną w Varèse pracowało kilku doktorów nauk technicznych. Tacy specjaliści kosztują – nie tylko w zakresie wynagrodzeń, ale i infrastruktury, podróży, zaplecza badawczego. Pięć lat prac nad nową platformą konwersji to proces obejmujący projektowanie, prototypowanie, testowanie, rozwój oprogramowania, marketing i uruchomienie produkcji. To ogromna inwestycja.
Jej owocem nie jest tylko Varèse, lecz także technologie, które stopniowo przenikają do bardziej przystępnych modeli. Trzeba zrozumieć, że ten przetwornik to także projekt badawczy – jego rozwiązania znajdziemy już w aktualizacjach APEX oraz w serii Lina. Sam Varèse jest limitowany, wytwarzany w małej liczbie sztuk, a jego sprzedaż – oprócz celów wizerunkowych – ma na celu częściowy zwrot poniesionych nakładów. Z biegiem czasu wiele z tych technologii pojawi się w kolejnych, bardziej dostępnych urządzeniach.
Punkt wyjścia: recenzent wobec luksusu
Ważnym założeniem każdej recenzji powinna być uczciwość wobec siebie samego. Zbyt często spotyka się opinie, w których wysoka cena automatycznie oznacza zachwyt i użycie patetycznego języka. Nie da się ukryć, że widok zestawu Varèse wprowadza umysł w stan, który nie odbiega od emocjonalnych reakcji na spotkanie z osobą, o której śnimy po nocach. Trzeba jednak uważać, by nie popaść w przesadne uniesienie czy myślenie tunelowe. Prawdziwym wyzwaniem staje się tu trzeźwa analiza – rzetelne opisanie tego, co naprawdę wnosi do systemu to urządzenie, niezależnie od jego ceny.
Warto też pamiętać, że postęp w dziedzinie konwersji cyfrowo-analogowej, choć rzeczywisty, przebiega powoli. Nadal wiemy niewiele o tym, jak ludzki mózg przetwarza dźwięk cyfrowy i które czynniki sprawiają, że postrzegamy go jako „naturalny”. Firmy takie jak dCS podejmują fundamentalne badania, które poszerzają naszą wiedzę, i pozwalają stopniowo wynosić jakość reprodukcji dźwięku na nowe poziomy.
Nie tylko DAC – funkcjonalna rozbudowa
Varèse to nie tylko przetwornik – to również pełnoprawny streamer. Firma dCS zapowiedziała już towarzyszące mu napędy CD i SACD, a także opcjonalne moduły rozszerzeń cyfrowych. Wśród dostępnych interfejsów znajdują się wejścia AES, wyjścia SPDIF, RS232, 12V trigger, wyjście zegara taktującego oraz port USB-B. Varèse może działać jako klasyczne źródło liniowe, jak również pełnić rolę przedwzmacniacza z regulacją głośności. Co ciekawe, producent dopuszcza scenariusz, w którym zastosowanie zewnętrznego preampu może przynieść korzyści dźwiękowe – i choć tego nie testowano w przypadku Varèse, takie doświadczenia bywają cenne przy strojeniu systemu.
Pięcioczęściowa wieża – piękno masy i proporcji
Zestaw Varèse to układ pięciu luksusowo wykończonych komponentów, które razem ważą około 100 kilogramów – imponująca masa jak na warunki domowe. Sercem całego systemu jest jednostka Core, odpowiedzialna za przetwarzanie sygnału. Core wyposażono w złącze Ethernet (dla streamingu i usług sieciowych) oraz port USB-A do podłączania zewnętrznych nośników.
Za konwersję odpowiadają dwa monofoniczne przetworniki, każdy z wyjściami XLR i RCA. Całość uzupełniają: zegar główny (Master Clock) oraz jednostka sterująca z ekranem dotykowym w pełnym kolorze – bez wątpienia jeden z najbardziej efektownych elementów całej wieży.
W przeszłości stacki dCS, takie jak Vivaldi, przypominały dżunglę przewodów. Varèse redukuje tę plątaninę do minimum, dzięki technologii ACTUS – systemowi łączącemu urządzenia za pomocą dedykowanego protokołu Tomix, który przesyła dane, sygnały taktujące i sterujące. Protokół ten został opracowany w celu perfekcyjnej synchronizacji dwóch przetworników mono, a ACTUS umożliwia także przeniesienie części przetwarzania z DAC-ów do jednostki Core. To nie tylko eleganckie rozwiązanie techniczne – to także realne korzyści dźwiękowe i uproszczenie instalacji.
Jak dCS zamierza wygrać wyścig?
Poniższy fragment, choć technicznie uproszczony, tłumaczy zasadę działania przetwornika drabinkowego (ladder DAC) oraz to, co dCS zrobił inaczej w konstrukcji Ring DAC-a. Jeśli należysz do osób mniej zainteresowanych aspektami inżynierskimi – możesz ten fragment pominąć. Warto jednak wiedzieć, że prace nad Varèse trwały ponad pięć lat.
Już sama decyzja o podzieleniu urządzenia na pięć niezależnych obudów, a także maksymalne ograniczenie okablowania, przynosi korzyści brzmieniowe. Kluczową rolę odgrywają tu zoptymalizowane zasilacze – ale nie tylko. dCS (i nie tylko dCS) odkrył, że jakość zegara taktującego ma ogromne znaczenie. Co więcej, niedawno jeden z naukowców dokonał odkrycia, które może mieć fundamentalny wpływ na jakość cyfrowego audio – choć nie wiadomo, czy firma dCS już to wdrożyła.
Ring DAC i mapper: serce Varèse
U podstaw systemu Ring DAC leży idea przetwornika drabinkowego. Klasyczny ladder DAC działa w ten sposób: każda sekcja ma przełącznik („latch”) i opornik, a kombinacje tych przełączników – zgodnie z kodem binarnym – generują odpowiednie napięcia, które składają się na analogowy sygnał wyjściowy. Problem? W tradycyjnych konstrukcjach oporniki nigdy nie są w 100% identyczne, a to skutkuje błędami liniowości i zakłóceniami.
W Ring DAC dCS zastosował inną filozofię. Zamiast opierać się na napięciach, używa źródeł prądowych (current sources), przełączanych między dwoma liniami wyjściowymi. Kluczowa różnica polega na tym, że ta sama wartość bitu nie zawsze trafia na to samo źródło prądowe. Dzięki temu możliwe jest uśrednianie błędów – bo różnice między elementami są statystycznie rozproszone. To prowadzi do znacznie niższej deformacji harmonicznej i niemal idealnej liniowości. To jak osiągnięcie „monotoniczności” znanej z jednobitowych przetworników DSD, ale przy znacznie większej precyzji.
Mapper – algorytmiczna inteligencja w służbie dźwięku
Tutaj wkracza mapper – specjalny kawałek oprogramowania, który decyduje, jak poszczególne bity mają być rozdzielane między dostępne źródła prądowe. To nie jest przypadek – mapper działa na podstawie reguł, które można modyfikować, by przesuwać ewentualne zniekształcenia poza słyszalne pasmo. Szum staje się wtedy niesłyszalny, a konwersja – bardziej przejrzysta. Co więcej, decyzje mappera są uzależnione od historii i bieżącego strumienia danych, co oznacza, że działa kontekstowo.
W rzeczywistości Ring DAC nie operuje na czterech, lecz na 48 źródłach prądowych – tak jak miało to miejsce w Vivaldi i innych konstrukcjach dCS. Z kolei aktualizacja APEX oznaczała m.in. poprawę zegara, zmianę latchów oraz redukcję impedancji źródła napięcia odniesienia, co przełożyło się na jeszcze niższy poziom szumu fazowego.
Varèse: dwa Ring DAC-i w konfiguracji różnicowej
Varèse idzie dalej: każdy z dwóch monofonicznych przetworników posiada parę Ring DAC-ów, co daje 2×48 źródeł prądowych na kanał. Układ pracuje w pełnej konfiguracji różnicowej, co eliminuje tzw. ripple (falowanie napięcia zasilającego) oraz minimalizuje jitter i zniekształcenia parzyste. Zredukowano także zakłócenia przełączania w matrycy przy bardzo wysokich częstotliwościach – szczególnie przy użyciu mapperów M1 i M3.
Dzięki separacji kanałów możliwe było także zastosowanie osobnych, bardziej wyrafinowanych zasilaczy. Core Varèse przetwarza dane do postaci 4,6-bitowej – zarówno PCM, jak i DSD są upsamplowane, poddane dekymacji i dopiero potem rozłożone na źródła prądowe. Dodatkowo, dzięki ACTUS, część przetwarzania została przeniesiona z DAC-ów do Core – co również wpływa na jakość brzmienia.
Wrażenia odsłuchowe – system jako całość
Pisanie o urządzeniach tego kalibru wymaga pewnej odpowiedzialności. Ocena dźwięku wymaga nie tylko skupienia, ale i świadomości wpływu całego toru. Ze względów logistycznych Varèse nie mógł zostać odsłuchany w redakcyjnej sali testowej, gdzie dostępne są systemy pomiarowe i możliwość natychmiastowego porównania z innymi przetwornikami. Zamiast tego test przeprowadzono w salonie Alpha High End w Brasschaat – miejscu gościnnym, gdzie zapewniono pełną swobodę i prywatność.
Już pierwsze minuty pokazały, że system został doskonale zestrojony. Jedyną subtelną uwagę można było mieć do lekkiego zaokrąglenia w dolnym zakresie pasma – to jednak detal. Dźwięk był organiczny, spójny, z naturalnym rozmachem i precyzyjnie rozciągniętą sceną dźwiękową. Ostatnie poprawki kablowe zostały przeprowadzone tuż przed rozpoczęciem sesji – perfekcjonizm godny uznania.
W tak złożonym systemie zawsze trudno przypisać konkretną cechę jednemu komponentowi. W grę wchodzą kolumny, wzmacniacze, kable, listwy zasilające, akustyka... Jednak znając charakter użytych komponentów – a były to kolumny Wilson Audio Alexia V oraz monobloki Pass Labs XA160.8 – można z dużym prawdopodobieństwem wskazać, co wniósł Varèse.
Brzmienie – subtelne przesunięcie perspektywy
Najważniejsze pytanie brzmi: czy system przekazuje muzykę w sposób bardziej naturalny, swobodny i realistyczny? Odpowiedź brzmi: tak. Alexia V to kolumna neutralna, ale słynie z bogatej reprodukcji niższego środka i średnicy. Pass Labs to natomiast wzmacniacz klasy A o ogromnej rezerwie mocy, który nie gubi finezji. Gdy dźwięk z streamera Varèse popłynął w pełni, pojawiło się to szczególne wrażenie zmiany kąta spojrzenia – jakby znane utwory opowiadały swoją historię na nowo, z nieco innego punktu widzenia.
Średnica zyskała szczególną wyrazistość – na przykład w utworach „Lento” i „My Favourite Things” Youn Sun Nah. Głosy i instrumenty brzmiały momentami szczuplej, innym razem pełniej tonalnie niż zazwyczaj. To nie była wada – raczej odmienne, świeże spojrzenie. Czy to Varèse pokazuje prawdę, a inne systemy jedynie jej wersję? Tego nie sposób rozstrzygnąć jednoznacznie.
Przykłady muzyczne – od Brucha po Zimmera
Skrzypce Janine Jansen w koncercie Brucha zabrzmiały fenomenalnie, choć nieco „szczuplej” niż zazwyczaj. Natomiast głosy – Stef Bos w „De Eenzaamheid” i Madeleine Peyroux w „Tango Till They’re Sore” – okazały się wyjątkowo nasycone harmonicznie i obecne. W „Strawberry Fields” The Beatles wokale były lekko wycofane – dokładnie tak, jak na taśmie-matce z „Magical Mystery Tour”. Tu Varèse nie próbuje „upiększać” ani „dodawać emocji” – przekazuje prawdę.
Pianino? Bez zarzutu. „BWV1004” w wykonaniu Hélène Grimaud – to dźwięk o niesamowitej definicji, sile, naturalności i ekspresji. „Hungarian Rhapsody” Liszta w interpretacji C-Sisters zachwyca brzmieniem instrumentu. Jeszcze więcej przestrzeni i bogactwa harmonicznego przynosi „Kirken Den Er Et Gammelt Hus” Torda Gustavsona.
Skala i głębia
Wielkoorkiestrowe nagrania, takie jak „Gladiator II” i „Chevaliers de Sangreal” Hansa Zimmera, pokazują ogromną przestrzeń i dynamikę. Dzieła chóralne Arvo Pärta – pełne pogłosu i głębi. Organy w „Sonacie nr 1 Es-dur” Aarta Bergwerffa – trójwymiarowość na najwyższym poziomie. „The Saga Of Harrison Crabfeathers” Briana Bromberga – znakomita kontrola niskich rejestrów. Trio fortepianowe Beethovena (op.1 nr 2) w wykonaniu Van Baerle Trio – idealna mikrodynamika i separacja.
Varèse na tle innych – niewidzialne ogniwo
Nie było możliwe przeprowadzenie bezpośredniego porównania Varèse z innymi DAC-ami w systemie opartym na Wilsonach i wzmacniaczach Pass Labs. Czy takie porównanie byłoby potrzebne? W szczycie cyfrowej ekstraklasy różnice bywają z jednej strony subtelne, z drugiej – fundamentalne. Kto naprawdę rozważa zakup, i tak powinien posłuchać kilku urządzeń.
To, co można stwierdzić z pełnym przekonaniem: Varèse oferuje inne spojrzenie. Delikatnie przesuwa punkt odniesienia. Tę różnicę słychać od razu, ale opisanie jej wymaga uwagi i skupienia. Nie chodzi o efekciarstwo, nie chodzi o przerysowanie – chodzi o inny rodzaj prawdy. Varèse nie brzmi jak przetwornik, który „coś robi”. On raczej znika z toru, usuwa się w cień – stając się niemal niewidzialnym przekaźnikiem między nagraniem a głośnikiem.
To niezwykła cecha – bo większość DAC-ów, nawet tych bardzo dobrych, wnosi do systemu pewne cechy charakterystyczne. Varèse... nie. Nie daje się łatwo opisać, bo jego obecność nie polega na dodaniu czegoś od siebie, lecz na bezkompromisowej przezroczystości. Brzmi jak nic – i to właśnie jest jego największą siłą.
Epilog – muzyka bez filtra
System zbudowany wokół Varèse generuje brzmienie bogate harmonicznie, piękne w barwie, sugestywne. Lekkie ocieplenie, jeśli występuje, bierze się raczej z nagrań niż z urządzenia. Może słychać delikatny ślad klasy A z końcówek Pass Labs. Może Alexia V – choć zasadniczo neutralna – wnosi swoje bogactwo w zakresie średnicy i niższego środka. Dźwięk jest pełen detalu, ale nie męczy. Scena dźwiękowa jest precyzyjna, ale nie przesadnie analityczna. Wszystko jest – szybkość, dynamika, przejrzystość, równowaga, obrazowanie – ale obecne w sposób naturalny, niemal niezauważalny.
Nie pojawia się tu uczucie „słuchania cyfry”. I choć nie można po prostu powiedzieć, że „brzmi analogowo”, bo to byłoby uproszczenie – różnice między najlepszym analogiem a tym, co prezentuje Varèse, zaczynają się zacierać. Każda z tych domen ma swoje cechy i odrębne zalety. Ale Varèse zbliża się do granicy, po której cyfra staje się przeźroczystym medium, a nie przeszkodą.
Co czyni Varèse wyjątkowym?
Nie to, co robi. Ale to, czego nie robi.
Nie zniekształca, nie dopowiada, nie podbarwia. Nie buduje emocji – pozwala, by one płynęły prosto z muzyki. To urządzenie, które – choć kosztuje więcej niż niejeden dom – nie krzyczy swoją obecnością. Nie próbuje olśniewać, tylko z pokorą przekazuje prawdę nagrania. I właśnie dlatego staje się jednym z najbardziej muzykalnych i dojrzałych przetworników, jakie kiedykolwiek powstały.
Podsumowanie
dCS Varèse jest wyjątkowy właśnie dlatego, że nie robi niczego, co zwracałoby na siebie uwagę. Może się to wydawać absurdalne przy urządzeniu w tej klasie cenowej, lecz w rzeczywistości jest to największy komplement, jaki można wystosować wobec cyfrowego przetwornika. To urządzenie całkowicie przezroczyste sonicznie, pozbawione typowych cyfrowych artefaktów i jednocześnie niesamowicie przyjemne w odsłuchu. Dzięki temu powstaje niemal namacalne wrażenie, że słuchacz znajduje się jeszcze bliżej źródła muzycznego wydarzenia.
Zalety
– Nadzwyczajna przezroczystość i neutralność brzmienia
– Koncentracja na wciągającej i angażującej prezentacji
– Liczne odniesienia do charakterystyki dźwięku analogowego
– Wbudowany streamer wysokiej klasy
– Zapowiedziane przez dCS pasujące napędy płyt (CD/SACD)
– Cena wymusza świadomy, przemyślany wybór
– Obiekt o niezwykłej prezencji – idealny „rozmówca” w każdym salonie audiofilskim
Wady
– Trudno będzie przekonać doradcę w banku
– Potrzeba solidnego stolika z dodatkowymi półkami
– Niezbędna przemyślana konfiguracja całego systemu


