Test strumieniowego odtwarzacza plików i przetwornika cyfrowo-analogowego dCS Lina DAC X w HiFi.nl

Recenzja strumieniowego odtwarzacza plików i przetwornika cyfrowo-analogowego dCS Lina DAC X
Autor i źródło recenzji: Max Delissen, Hifi.nl, październik 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Nawet dla doświadczonego recenzenta sprzętu audio są marki, które niezmiennie pobudzają wyobraźnię – dCS bez wątpienia do nich należy. Skrót ten oznacza Data Conversion Systems Ltd. (pisane z małą literą „d”), co doskonale oddaje istotę działalności tego brytyjskiego producenta, wyspecjalizowanego w zaawansowanej konwersji sygnału cyfrowego. Firma słynie z przełomowych rozwiązań technologicznych oraz oprogramowania opracowywanego we własnym zakresie. Opisywany tutaj model dCS Lina DAC X to nowa, pełnowymiarowa wersja przetwornika Lina DAC, który od jakiegoś czasu jest częścią eleganckiej, kompaktowej linii produktów cyfrowych dCS Lina – urządzeń wyróżniających się szerokością zaledwie 22 centymetrów.
Możliwość przetestowania najnowszego modelu z ich podstawowej serii we własnym systemie audio była prawdziwym prezentem, który przyjąłem z entuzjazmem. Choć jestem zagorzałym miłośnikiem analogu i odtwarzania płyt winylowych, z równym zaangażowaniem korzystam ze streamingu. Pomimo zapowiadanego przez niektórych „renesansu” płyt CD, swoją obszerną kolekcję dawno już zripowałem i odłożyłem na strych – głównie z powodu narastających trudności logistycznych związanych z porządkowaniem i katalogowaniem tysięcy płyt w plastikowych pudełkach. Mój własny streamer nie wrócił jeszcze na swoje miejsce po recenzji innego, znakomitego zestawu do streamingu – o którym być może jeszcze kiedyś wspomnę – jednak dla urządzenia marki dCS z przyjemnością zrobiłem dla niego przestrzeń.
dCS Lina DAC X – konstrukcja i technologia
dCS Lina DAC X to okazałe i dość ciężkie urządzenie. Przy szerokości 444 mm jest ponad dwa razy szerszy od modelu Lina DAC bez oznaczenia X, dzięki czemu wizualnie lepiej wpisuje się w klasyczne systemy high-end, oparte zazwyczaj na komponentach o standardowej szerokości. Nowa wersja jest również zauważalnie cięższa i nieco głębsza, co sprawia, że najlepiej sprawdzi się w meblach z otwartym tyłem lub z głębszymi półkami – w przeciwnym razie może zabraknąć miejsca.
Po zdjęciu górnej pokrywy widać, że wnętrze obudowy wypełnione jest zaledwie w połowie. Byłoby jednak dużym uproszczeniem sądzić, że mamy tu do czynienia jedynie z „rozdmuchaną” wersją standardowego Lina DAC-a w większej obudowie.
Zwiększenie wymiarów obudowy Lina DAC-a umożliwiło wprowadzenie kilku istotnych usprawnień. Przede wszystkim dodano wysokiej klasy regulator głośności. Ponadto sekcja przetwarzania sygnału została odseparowana od układu zasilającego za pomocą masywnej metalowej przegrody. Większa obudowa zapewnia także lepsze tłumienie rezonansów oraz stabilniejszą temperaturę pracy, co może korzystnie wpływać na trwałość komponentów i – przynajmniej teoretycznie – zapewniać bardziej spójną charakterystykę brzmieniową w dłuższej perspektywie. Warto jednak zaznaczyć, że pod względem charakteru dźwięku, technologii konwersji cyfrowo-analogowej oraz funkcji streamingowych, Lina DAC X nie różni się od standardowego modelu Lina DAC.
Sztywność i elastyczność w jednym
Lina DAC X wykorzystuje płytki drukowane w technologii Flex-Rigid PCB, opracowanej pierwotnie na potrzeby referencyjnego systemu dCS Vivaldi. Ta zaawansowana struktura składa się z dwunastu warstw i łączy w sobie sztywne segmenty, na których umieszczono komponenty elektroniczne, z elastycznymi połączeniami zastępującymi tradycyjne przewody i złącza. Dzięki temu uzyskano nie tylko maksymalnie skróconą, ale przede wszystkim nieprzerwaną ścieżkę sygnałową, co przekłada się na najwyższą możliwą integralność sygnału.
Warto dodać, że do obsługi menu można również wykorzystać bezpłatną aplikację dCS Mosaic Control. Aplikacja ta służy przede wszystkim do zarządzania ustawieniami urządzenia, ale oferuje też podstawowe funkcje streamingu – obsługuje m.in. tryb Connect dla popularnych serwisów strumieniowych oraz dostęp do radia internetowego. Wszystkie funkcje konfiguracyjne, włącznie z regulacją fazy absolutnej (dla tych, którzy chcą eksperymentować), są dostępne z poziomu fotela – bez potrzeby dotykania samego urządzenia.
Łączność i złącza
Tylny panel zaprojektowano w sposób przejrzysty i logiczny. Po lewej stronie znajduje się gniazdo zasilania IEC z mechanicznym włącznikiem, natomiast po prawej – wyjścia analogowe: niezbalansowane (RCA) i zbalansowane (XLR). Obok umieszczono dwa złącza Power Link, umożliwiające włączanie i wyłączanie wzmacniacza słuchawkowego Lina oraz zegara głównego Lina Master Clock za pomocą pilota do Lina DAC X – swoją drogą nowego, stylowo zaprojektowanego.
Sekcja wejść cyfrowych obejmuje dwa złącza S/PDIF (RCA i BNC), dwa AES/EBU, wejścia USB typu A i B, dwa dedykowane porty dla zegara Lina Master Clock, wejście optyczne Toslink oraz port sieciowy RJ45. Szkoda, że zabrakło obsługi eARC – dla mnie to nie problem, ale warto wspomnieć, że jest to funkcja coraz częściej spotykana w sieciowych odtwarzaczach innych producentów.
Trochę przyciemnić...
Wyświetlacz można zarówno przyciemnić, jak i całkowicie wyłączyć – również z poziomu aplikacji. To istotne rozróżnienie, ponieważ po wyłączeniu znika jedynie prezentowana na ekranie informacja, natomiast podświetlenie pozostaje aktywne. Przy najwyższym poziomie jasności jest to szczególnie widoczne. Jeśli więc zależy nam na całkowitym wygaszeniu wyświetlacza, konieczne jest również jego przyciemnienie.
Całkowitej ciemności jednak nie uzyskamy – cztery białe punkty służące do nawigacji po menu pozostają stale podświetlone. Można to traktować jako nieco przesadnie widoczny wskaźnik stanu pracy urządzenia. Osobiście uważam, że przydałaby się możliwość ich wyłączenia – jako funkcja typu „nice to have” w przyszłej aktualizacji oprogramowania.
Streaming z dCS Lina DAC X
Lina DAC X to tzw. network-attached DAC – czyli przetwornik z dostępem do sieci – albo, trafniej mówiąc, pełnoprawny odtwarzacz sieciowy z wbudowanym DAC-iem i regulacją głośności. Określenie „odtwarzacz sieciowy” wydaje mi się dokładniejsze, ponieważ urządzenie korzysta z platformy StreamUnlimited Stream800, która umożliwia bezpośrednie odtwarzanie muzyki z serwisów takich jak Qobuz, Tidal, Deezer czy Spotify poprzez funkcje Connect, a także słuchanie stacji radiowych online, a nawet chińskiego serwisu QQ Music.
Platforma Stream800 oferuje również bezprzewodową łączność przez Apple AirPlay 2, jednak nie obsługuje Wi-Fi – urządzenie wymaga połączenia przewodowego, co zresztą w kontekście jakości dźwięku i stabilności transmisji jest zdecydowanie preferowanym rozwiązaniem. StreamUnlimited Stream800 umożliwia także odtwarzanie lokalnych plików audio za pośrednictwem funkcji UPnP, którą należy wybrać w aplikacji jako źródło sygnału.
Obsługa możliwa jest np. przez aplikacje takie jak BubbleUPnP, ale warto zaznaczyć, że urządzenie posiada certyfikację Roon Ready. Odtwarzanie radia internetowego również odbywa się przez aplikację dCS Mosaic Control – rozwiązanie stabilne, choć moim zdaniem nieco zbyt rozbudowane. Osobiście preferuję korzystanie z Roona, co – jak przypuszczam – dotyczy także wielu innych użytkowników Lina DAC X.
W kręgu... Ring DAC-a
Trudno mówić o produktach dCS, nie wspominając o ich unikalnej architekturze Ring DAC. Firma nie korzysta z gotowych układów konwersji (czy to typu R2R, czy Delta-Sigma), lecz projektuje własne, hybrydowe rozwiązania oparte na programowalnym układzie FPGA (Field Programmable Gate Array) – czyli „pustym” chipie, który można dowolnie zaprogramować – otoczonym przez pierścień złożony z 48 lub 64 precyzyjnych źródeł prądowych.
W każdej cyklicznej fazie pracy zegara system, wykorzystując autorską metodę randomized current-steering, w sposób kontrolowany, ale losowy, wybiera, które źródła zostaną aktywowane, tak by średnie napięcie wyjściowe dokładnie odpowiadało wartości cyfrowego sygnału audio.
Zastosowanie losowego algorytmu sterowania prądem sprawia, że ewentualne różnice w charakterystyce poszczególnych źródeł prądowych – które w innych rozwiązaniach mogłyby prowadzić do powstawania zniekształceń harmonicznych lub intermodulacyjnych – generują jedynie szum. Ten z kolei może być łatwo zredukowany za pomocą cyfrowego noise-shapingu. To właśnie druga połowa hybrydowego procesu konwersji. Dla tych, którym ta technologia wydaje się zbyt złożona: efektem końcowym jest wyjątkowo liniowa charakterystyka, niezwykle wysoka rozdzielczość mikrodetali, minimalna lub wręcz żadna koloryzacja dźwięku oraz ekstremalnie ciche tło – cechy, które sprawiają, że konwertery dCS słyną z czystości i naturalności brzmienia.
Regulacja głośności
Na koniec warto wspomnieć o samej regulacji poziomu sygnału w Lina DAC X – odbywa się ona w domenie cyfrowej. I zanim pojawią się wątpliwości dotyczące „utraty rozdzielczości czy głębokości bitowej”, należy jasno zaznaczyć, że regulacja głośności realizowana jest wewnątrz układu FPGA i działa całkowicie transparentnie. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek utracie jakości – nawet na poziomie pojedynczego „nano-bita”.
Co więcej, użytkownik ma możliwość regulacji napięcia wyjściowego. Oprócz standardowego poziomu 2V RMS, przeznaczonego dla domowego sprzętu hi-fi, dostępne są także ustawienia: 6V RMS (często wykorzystywane w środowiskach pro-audio poprzez wyjścia XLR) oraz 0,2 i 0,6V RMS. Choć wartości te mogą wydawać się zaskakująco niskie, ich zastosowanie ma swoje konkretne, praktyczne uzasadnienie.
Niektóre wzmacniacze słuchawkowe lub lampowe przedwzmacniacze liniowe mają wyjątkowo czułe wejścia, przez co napięcie sygnału rzędu 2V lub 6V może prowadzić do przesterowania. Zdarza się również, że niektóre przedwzmacniacze oferują zbyt wysoki współczynnik wzmocnienia – nawet ponad 30 dB – co przy standardowych poziomach sygnału skutkuje trudną do opanowania dynamiką. W takich przypadkach obniżenie napięcia wyjściowego już na poziomie źródła jest najbardziej efektywnym sposobem kontroli. Co więcej, zastosowanie niższego poziomu wyjściowego przy korzystaniu z cyfrowej regulacji głośności przekłada się na jeszcze lepsze wykorzystanie dostępnej rozdzielczości – to rozwiązanie zostało opracowane z dużą dbałością o każdy szczegół. Nie ma więc żadnych podstaw, by z audiofilskiego punktu widzenia podważać skuteczność cyfrowej regulacji w dCS Lina DAC X.
Odsłuch dCS Lina DAC X
dCS Lina DAC X podłączyłem do mojego zintegrowanego wzmacniacza lampowego PrimaLuna EVO 400, wykorzystując wyjście o stałym poziomie 2V. Do połączeń sygnałowych, zasilających i sieciowych użyłem kabli AudioQuest. W torze znalazł się także audiofilski switch marki English Electric, a do podłączenia prototypowych kolumn Kharma Ceramique wykorzystałem przewody Duelund DCA10GA.
Lina DAC X idealnie wpasował się w wolne miejsce na półce mojego stolika audio Creaktive – tam, gdzie zazwyczaj stoi mój AURALiC Altair G2.2. Ten jednak wcześniej ustąpił miejsca duetowi Vega i Aries G2.2, również od AURALiC. Czy recenzja tamtego zestawu się ukaże – tego w chwili pisania jeszcze nie wiem. Dało mi to jednak solidny punkt odniesienia, ponieważ był to jak dotąd najlepiej brzmiący streamer, jaki miałem okazję testować w swoim systemie – i kosztował mniej więcej tyle samo co Lina DAC X.
Pierwsze wrażenia
Pod względem charakteru brzmienia zestaw AURALiC VEGA/Aries G2.2 okazał się w zasadzie rozwinięciem i „starszym bratem” mojego prywatnego Altaira G2.2 – oferując mocniejsze, nieco cieplejsze i bardziej ekspresyjne brzmienie. dCS Lina DAC X wydał mi się z kolei odrobinę bardziej neutralny i nieco spokojniejszy w prezentacji. Muszę jednak wyraźnie zaznaczyć – może nawet zbyt dobitnie – że w rzeczywistości te różnice były znacznie subtelniejsze, niż mogłoby się wydawać na podstawie powyższego opisu. Ale były – i to słyszalne.
Nie do końca zgadzam się z niektórymi szanowanymi recenzentami, którzy z dużą pewnością siebie twierdzą, że różnice pomiędzy przetwornikami cyfrowo-analogowymi są „znikome”. Moim zdaniem to zależy przede wszystkim od punktu odniesienia. Jeśli porównam swojego Altaira G2.2 ze starym BlueSound Node 2, różnica jest wyraźna – i to bardzo, co zresztą znajduje uzasadnienie w poziomie cenowym. Ale stwierdzenie, że BlueSound zostaje „zmasakrowany” – byłoby przesadą. Różnica między Altair G2.2 a zestawem Vega/Aries była już mniejsza, lecz nadal wyraźna.
Czy warto dopłacać za tak relatywnie subtelne zmiany – to pytanie, na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam (moja odpowiedź brzmi: tak, gdybym dysponował odpowiednim budżetem). To samo dotyczy porównania zestawu AURALiC z dCS Lina DAC X. Ten ostatni brzmiał „inaczej” – ale na swój sposób równie spektakularnie.
Upsampling, DAC Mapper, filtry i faza
dCS oferuje szereg ustawień, które pozwalają użytkownikowi subtelnie dostosować brzmienie do własnych preferencji. Używam słowa „subtelnie” z premedytacją, ponieważ – przynajmniej w moim odczuciu – nie wszystkie opcje wpływają na dźwięk w równie wyraźny sposób.
Z poziomu menu (ja korzystałem z aplikacji) można wybrać upsampling do formatu DXD (czyli bardzo wysokiej rozdzielczości PCM), DSD x1 lub DSD x2. Po wielu odsłuchach, ku własnemu zaskoczeniu, uznałem, że DSD x2 brzmi najlepiej. Dlaczego mnie to zdziwiło? Ponieważ nie zawsze preferuję DSD – szczególnie w przypadku rocka czy muzyki elektronicznej, gdzie ten format bywa zbyt „grzeczny” i zbyt audiofilski w charakterze, podczas gdy PCM może zabrzmieć bardziej energetycznie i bezpośrednio. Jednak upsampling do DSD, jaki stosuje dCS, robi ogromne wrażenie – dźwięk zachowuje dynamikę i uderzenie, a zyskuje przy tym na barwie i przestrzenności.
Funkcja DAC Mapping decyduje o tym, z jaką częstotliwością taktowania oraz przy jakim poziomie randomizacji źródeł prądowych sygnał cyfrowy jest „podawany” do Ring DAC-a. Map1 to najnowsza wersja tego algorytmu – zapewnia nieco większą przejrzystość, ale jednocześnie bywa bardziej wymagająca wobec słabiej zrealizowanych nagrań. Map2 to wcześniejsza wersja, która oferuje delikatnie cieplejszy charakter brzmienia, ale przy tym nieco mniej precyzyjnie rysuje scenę. Map3 z kolei jest alternatywnym podejściem, tonalnie zbliżonym do Map1, jednak moim zdaniem obraz dźwiękowy wydaje się tutaj nieco bardziej rozproszony. Różnice pomiędzy poszczególnymi ustawieniami są subtelne i wymagają dłuższych sesji odsłuchowych, by wyrobić sobie preferencję – ja ostatecznie wybrałem Map1.
Filtry rekonstrukcyjne w Lina DAC X podzielono na dwa zestawy – dla sygnałów PCM (7 opcji) oraz DSD (5 opcji). Opisywanie każdego z osobna wykracza poza ramy tej recenzji, ale mogę wskazać swoje faworyty. Dla PCM najlepiej sprawdziły się u mnie Filter 4 (minimal phase, slow roll-off) oraz nowo opracowany filtr M1, stworzony specjalnie do współpracy z Map1. W przypadku sygnału DSD moim wyborem był Filter 5, niedawno dodany w aktualizacji firmware’u. Brzmiał najbardziej przejrzyście, a dzięki łagodnemu opadaniu charakterystyki (slow roll-off) oferował detaliczność i przestrzenność bez nadmiernej ostrości.
Funkcja Crossfeed dotyczy wzmacniacza słuchawkowego dCS Lina Headphone Amplifier, więc nie była przedmiotem moich testów. Natomiast z ciekawości poeksperymentowałem z przełącznikiem Absolute Phase, który odwraca fazę sygnału analogowego o 180 stopni. Po co taka opcja? Otóż w czasach, gdy każda wytwórnia płytowa dysponowała własnym studiem nagrań, zdarzało się, że niektóre z nich pracowały w odwróconej fazie. A ponieważ w torze audio posługujemy się dwiema przeciwstawnymi fazami – aby kolumny mogły generować ruch powietrza – zmiana fazy powoduje, że przy impulsie (np. stopa perkusyjna) membrana zamiast wychylić się na zewnątrz, najpierw cofa się do środka. Czy to słychać? Niekiedy tak – i wtedy warto to sprawdzić.
Efekty odwrócenia fazy najlepiej widać (i słychać) na głośnikach niskotonowych, ale również średniotonowce i tweetery potrafią na to reagować. W praktyce może to wpływać na odbiór sceny dźwiękowej – niekiedy brzmienie staje się przez to cieńsze lub mniej dynamiczne. W takich sytuacjach zmiana fazy absolutnej może okazać się korzystna. Przez długi czas w środowisku audiofilskim krążyły nawet listy zawierające informacje o domyślnej fazie absolutnej stosowanej przez konkretne wytwórnie płytowe lub ich sublabele.
Problem polegał jednak na tym, że w przypadku wielu studiów nagraniowych nigdy nie ustalono jednoznacznie, jakiej fazy używano. Dodatkowo większość tych studiów została zamknięta w latach 90. z powodów ekonomicznych. Już wcześniej jednak rejestracje odbywały się coraz częściej poza ich murami – w niezależnych lokalizacjach nagraniowych, gdzie nawet pojedyncze kanały na stole mikserskim bywały odwrócone fazowo. W efekcie wspomniane listy przestały mieć jakiekolwiek praktyczne znaczenie.
Pozostawało więc tylko słuchać i próbować, ale przyznam, że w pewnym momencie sam z tego zrezygnowałem. Zbyt mocno skupiałem się na technicznych aspektach odsłuchu, zamiast po prostu słuchać muzyki. Dziś akceptuję fakt, że niektóre nagrania mogą brzmieć gorzej, niż mogłyby przy poprawnej fazie – i tyle. Zwłaszcza że różnice wynikające z jakości masteringu i tak są znacznie bardziej słyszalne niż wpływ samej fazy absolutnej. Mimo to, dla osób chcących eksperymentować i potrafiących potem wrócić do muzycznego odbioru – to ciekawa i wartościowa funkcja.
Arnalds i Talos
Przejdźmy zatem do muzyki. Lina DAC X pozwolił mi zanurzyć się głęboko w warstwy brzmieniowe utworu A Dawning autorstwa Ólafura Arnaldsa i irlandzkiego wokalisty Talosa (Eoina Frencha). Ten album, choć niezamierzenie, stał się poruszającym i melancholijnym hołdem – French zachorował w trakcie nagrań i zmarł tuż przed premierą płyty.
Oczywiście, aranżacje Arnaldsa – obok subtelnie zarejestrowanego fortepianu – obfitują w elektroniczne faktury, więc purystów poszukujących wyłącznie absolutnej „wierności rzeczywistości” może zastanowić, jak tego rodzaju materiał może służyć jako punkt odniesienia przy ocenie tak zaawansowanego urządzenia jak Lina DAC X (czy jakiegokolwiek sprzętu hi-fi). Ale dla mnie – łzy wzruszenia, które popłynęły po policzkach, gdy miałem wrażenie, że krystalicznie czysty głos Frencha dobiega do mnie spoza świata – stanowiły wystarczającą referencję.
Fink
Równie przekonująco wypadł znakomicie zrealizowany album Resurgam autorstwa Finka. Już pierwsze uderzenia w hi-hat w otwierającym płytę utworze tytułowym utwierdziły mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z urządzeniem najwyższej klasy. Fin Greenall – bo tak naprawdę nazywa się Fink – znany jest z dopracowanych realizacji, a Resurgam tylko to potwierdza.
Leniwa, sucha perkusja, nagrana na żywo, zabrzmiała niesamowicie realistycznie – czuć było zarówno naciąg bębna, jak i kontakt pałki z talerzem. Do tego palce basisty szarpiące struny dawały niemal wrażenie, że można rozpoznać markę użytych strun. dCS Lina DAC X po raz kolejny udowodnił, że należy do absolutnej czołówki, jeśli chodzi o oddanie tekstury dźwięku.
Utwór cechuje się świetnie poprowadzonym napięciem – szczególnie druga połowa kompozycji staje się dość gęsta brzmieniowo, co w przypadku słabszych źródeł często skutkuje utratą przejrzystości i sprawia, że po prostu przewijam dalej. Tymczasem Lina DAC X bez najmniejszego wysiłku zachował pełną kontrolę nad każdym elementem miksu i wciągnął mnie całkowicie w muzyczną narrację. Co więcej – coś, co zdarza się bardzo rzadko – po pierwszym utworze nie mogłem się oderwać i przesłuchałem całą płytę od początku do końca.
Arve Henriksen
Kolejnym albumem, który dosłownie mnie pochłonął, był Uncharted Waters – najnowsze wydawnictwo norweskiego trębacza Arve Henriksena, nagrane wspólnie z gitarzystą Eivindem Aarsetem i perkusistą Terje Isungsetem, również Norwegami. Płyta ukazała się nakładem wytwórni ECM. Henriksen od lat inspiruje się twórczością Jona Hassella, a jego charakterystyczny, eteryczny, pół-elektroniczny styl gry – przypominający oddech lub szept – jest na tym albumie wyraźnie obecny. Jednocześnie Aarset i Isungset nadają całości rozległe, przestrzenne i bardzo skandynawskie brzmienie, pod czujnym uchem producenta Manfreda Eichera.
Minimalistyczna, lecz niezwykle sugestywna perkusja Isungseta – znanego z używania naturalnych materiałów jak kamień, a nawet lód – robi ogromne wrażenie. Szczególnie uderzenia w wielki bęben o głębokim, rezonującym brzmieniu potrafią poruszyć membrany głośników niskotonowych. I znów: dCS Lina DAC X bezbłędnie oddaje wszystkie niuanse faktury dźwięku, barwy instrumentów i przestrzenność nagrania – wszystko na tle absolutnie czarnego tła, które nie tylko „odsłania kurtynę”, ale przenosi słuchacza wprost do wnętrza studia nagraniowego, obok samych muzyków.
Wnioski
Lina DAC X została odebrana wcześniej, niż bym sobie tego życzył – musiała wrócić na czas na Dutch Audio Event. Nie dlatego, że potrzebowałem jeszcze więcej czasu na zrozumienie, z jakim urządzeniem mam do czynienia – to było dla mnie jasne już po niespełna trzydziestu minutach odsłuchu – ale dlatego, że zdążyłem się uzależnić od tej naturalnej, płynnej, transparentnej i przez to niemal „właściwej” prezentacji każdego rodzaju muzyki. Lina DAC X nie wykazuje żadnych preferencji repertuarowych – czy słuchałem ostrej metalowej ściany dźwięku, czy eterycznego folku – wszystko brzmiało równie przekonująco.
Jeśli to jest „poziom podstawowy” w ofercie dCS, to wreszcie z własnego doświadczenia rozumiem, o co tyle szumu, gdy w grupach audiofilskich na Facebooku czytam niemal ekstatyczne wyznania właścicieli urządzeń tej marki. Nie, dCS Lina DAC X nie brzmi spektakularnie – i właśnie to jest w nim najpiękniejsze. Całkowicie usuwa się w cień, by oddać pełnię przestrzeni muzyce.
Poza kilkoma detalami z kategorii „fajnie by było mieć” nie mam do tego urządzenia żadnych realnych zastrzeżeń – również w kontekście ceny. To duży wydatek, oczywiście, i nie każdy będzie mógł sobie na niego pozwolić. Ale czy uważam, że to za drogo? Zdecydowanie nie. Dlatego moje ostateczne podsumowanie nie może być inne niż maksymalna nota – pięć gwiazdek. A gdyby było można, dałbym sześć. Albo dziesięć.


