Test serwera muzycznego z wyjściem analogowym Aurender A1000 w Sound + Image

Recenzja serwera muzycznego z wyjściem analogowym Aurender A1000
Źródło recenzji: Sound + Image, listopad 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Aurender to producent serwerów muzycznych klasy high-end. Jego debiutancki model, zaprezentowany około 15 lat temu, był opartym na dysku twardym serwerem audio, zaprojektowanym przez założyciela firmy, Harry’ego Lee – inżyniera i pasjonata muzyki, rozczarowanego ówczesnymi, komputerowymi rozwiązaniami, które jego zdaniem nie uwzględniały specyfiki transmisji sygnału audio.
Zbudował więc urządzenie, które traktowało jakość odtwarzania muzyki jako absolutny priorytet.
Z czasem kolejne modele Aurendera zaczęto wyposażać w przetworniki cyfrowo-analogowe (DAC) oraz wyjścia analogowe, a także rozbudowywać o możliwość strumieniowania muzyki zarówno z popularnych serwisów online, jak i z lokalnych bibliotek plików.
Jednym z kluczowych elementów, które – według producenta – decydują o wyjątkowej muzykalności urządzeń Aurendera, jest sposób buforowania sygnału audio: pliki są wczytywane do wewnętrznej pamięci urządzenia przed rozpoczęciem odtwarzania, natomiast w przypadku streamingu – do pamięci RAM. Ma to na celu redukcję jittera, opóźnień i hałasu mechanicznego, a także zapewnienie odporności na chwilowe zakłócenia transmisji danych.
Równie istotnym czynnikiem, który zadecydował o sukcesie Aurendera, jest pełna kontrola, jaką firma sprawuje nad projektowaniem zarówno hardware’u, jak i oprogramowania swoich urządzeń. Zewnętrznie produkty tej marki zyskały solidną, dopracowaną formę – z dużymi, czytelnymi wyświetlaczami na froncie i przemyślanym zestawem wejść oraz wyjść cyfrowych. Wnętrze natomiast skrywa oprogramowanie w pełni zoptymalizowane pod kątem wykorzystania możliwości sprzętu, a obsługa odbywa się głównie za pośrednictwem aplikacji Aurender Conductor, która łączy funkcjonalności serwera i streamera w przejrzystym, przyjaznym interfejsie.
W redakcji Sound+Image od dawna podchodzimy z pewną rezerwą do serwerów konsumenckich – zarówno wideo, jak i audio – właśnie ze względu na obecność klasycznych dysków twardych. Tradycyjne HDD potrafią dość łatwo ulec awarii, a po czterech, pięciu latach ich niezawodność znacząco spada. Obecność komponentów typowych dla komputerów osobistych skraca żywotność takich urządzeń do poziomu charakterystycznego dla elektroniki użytkowej – trzeba być na to przygotowanym.
Od naszej ostatniej recenzji urządzenia Aurender w systemie referencyjnym minęło sporo czasu. W 2017 roku testowaliśmy model A10 – streamer i serwer z tradycyjnym dyskiem twardym, oferującym 4 TB wewnętrznej pamięci na pliki muzyczne. Urządzenie było dopracowane, brzmiało znakomicie, ale wciąż opierało się na klasycznym HDD.
Dziś sytuacja wygląda inaczej – do gry weszła pamięć półprzewodnikowa, czyli SSD. To rozwiązanie znacznie bardziej niezawodne, szczególnie w dłuższej perspektywie, choć nadal droższe. W modelu A1000 użytkownik może zainstalować dysk SSD o pojemności do 8 TB – samodzielnie, o ile nie uzgodni inaczej z dealerem. Do testu otrzymaliśmy skromny, 2,5-calowy dysk SSD o pojemności 500 GB. Montaż trwał dosłownie chwilę – wystarczyło wsunąć nośnik do komory z tyłu urządzenia i przykręcić klapkę. Po sformatowaniu do dyspozycji mieliśmy solidne 434,55 GB – wystarczająco dużo, by załadować go wysokiej jakości plikami muzycznymi. Warto jednak pamiętać o regularnym tworzeniu kopii zapasowej.
Aurender zdaje sobie sprawę, że dziś wielu użytkowników równie chętnie streamuje muzykę, co buduje własne biblioteki plików. Dlatego A1000 pełni jednocześnie funkcję streamera, serwera oraz DAC-a, oferując analogowe wyjścia audio. Stąd też nieco mylące określenie „analogowy odtwarzacz”, którym producent odróżnia ten model od wersji wyposażonych wyłącznie w wyjścia cyfrowe.
Wszystko jasne? No to gramy.
Budowa i funkcjonalność
A1000 to źródło o solidnej, masywnej konstrukcji – na zdjęciach może sprawiać wrażenie mniejszego, niż jest w rzeczywistości. Obudowę wykonano z precyzyjnie frezowanego aluminium, a całość mierzy 34 cm szerokości, co czyni ją nieco węższą od standardowego komponentu rackowego. Front w wykończeniu srebrnym zdominowany jest przez duży, kolorowy wyświetlacz LCD o przekątnej 7 cali, zestaw przycisków funkcyjnych oraz umieszczone po prawej stronie, przyjemnie pracujące pokrętło.
To ostatnie służy jako regulacja głośności – choć w wielu systemach może pozostać nieużywane, szczególnie jeśli wyjścia analogowe podłączone są do klasycznego wzmacniacza zintegrowanego. Aurender umożliwia jednak przełączenie wyjść między trybem stałym (pełny sygnał wyjściowy) a zmiennym, sterowanym właśnie tym pokrętłem. Dzięki temu A1000 może pracować nie tylko jako DAC, ale również jako przedwzmacniacz, bezpośrednio zasilając końcówki mocy. W takim przypadku warto jednak zachować ostrożność – przypadkowe podanie pełnego poziomu sygnału mogłoby zaszkodzić zestawowi głośnikowemu.
Wejścia i wyjścia
Jeśli planujesz wykorzystać A1000 jako przedwzmacniacz, musisz zrezygnować z analogowych źródeł – urządzenie nie posiada bowiem żadnych wejść analogowych. Dla źródeł cyfrowych możliwości jest za to całkiem sporo.
Użytkownicy komputerów mogą przesyłać dźwięk bezpośrednio przez port USB-B. Do dyspozycji jest również złącze HDMI ARC, umożliwiające odtwarzanie dźwięku z telewizora, a także wejścia cyfrowe: koncentryczne (SPDIF) oraz optyczne. Obok nich znajdziemy port USB-A – można do niego podłączyć pendrive’a lub zewnętrzny dysk z plikami muzycznymi. Nie zapominajmy także o wnęce dyskowej, w której zainstalowaliśmy wcześniej dysk SSD, oraz o porcie Ethernet (z obsługą gigabitową), niezbędnym do połączenia A1000 z siecią domową.
To istotna kwestia: A1000 wymaga przewodowego połączenia Ethernet – nie posiada modułu Wi-Fi. Teoretycznie można zastosować zewnętrzny adapter, jednak producent wyraźnie stawia na stabilność i pewność, jaką daje połączenie kablowe.
Wyjścia analogowe zrealizowano na solidnych, złoconych gniazdach RCA. Jeśli jednak użytkownik zechce wykorzystać zewnętrzny DAC, Aurender oferuje również wyjścia cyfrowe: koncentryczne SPDIF (najpewniej ograniczone do standardowego maksimum 24 bity / 192 kHz) oraz USB Audio 2.0, które pozwala przesyłać sygnał w pełnej rozdzielczości – aż do 32-bit / 768 kHz PCM oraz natywnie DSD512. Takie wartości A1000 potrafi zarówno przetwarzać, jak i wysyłać przez odpowiednie porty USB.
Streaming
Oczywiście możliwe, że nigdy nie skorzystasz z fizycznych wejść A1000 – bo urządzenie doskonale sprawdza się jako platforma streamingowa.
Aurender obsługuje Spotify Connect, Tidal Connect oraz – od niedawna – Qobuz Connect. Wszystkie te serwisy pozwalają sterować odtwarzaniem bezpośrednio z telefonu lub tabletu, podczas gdy sama transmisja sygnału przebiega bezpośrednio do urządzenia.
Początkowo wydawało się, że A1000 nie wspiera Apple AirPlay, ale funkcja ta jest dostępna – trzeba ją jedynie aktywować w ustawieniach, obok konfiguracji dostępu do serwisów streamingowych. Urządzenie obsługuje również Google Cast, który według producenta umożliwia transmisję sygnału do 24 bitów / 96 kHz – potencjalnie z takich źródeł jak Qobuz, YouTube czy Deezer. W poprzednim wydaniu Sound+Image Stephen Dawson testował dokładność Google Cast i stwierdził, że przy plikach 24-bitowych przesył traci najmniej znaczący bit – najprawdopodobniej w wyniku ditheringu – co skutkuje poziomem szumu białego rzędu -144,5 dB. W praktyce jest to absolutnie niesłyszalne, a tym samym można uznać Google Cast za ścieżkę transmisji bit-perfect.
Do dyspozycji jest także odtwarzanie przez UPnP z dysków sieciowych NAS – to również potencjalnie bit-perfect metoda transmisji. Każdy z tych trybów korzysta z charakterystycznego dla Aurendera buforowania RAM, które zapewnia stabilne, wolne od jittera odtwarzanie bez zakłóceń.
Na koniec warto wspomnieć o Bluetooth – producent deklaruje obsługę kodeków „do aptX HD”, co najpewniej oznacza obecność SBC, prawdopodobnie również AAC, klasycznego aptX, być może aptX Low Latency, no i oczywiście aptX HD. Ten ostatni pozwala na przesyłanie sygnału 24-bitowego przy maksymalnym bitrate 576 kbps, jednak jest to transmisja stratna, nawet w odniesieniu do jakości CD. Jak zwykle, Bluetooth traktować należy jako funkcję wygodną, ale kompromisową – w przypadku A1000 dostępnych jest znacznie więcej ścieżek o dużo wyższej jakości.
Aplikacja Conductor
W przypadku różnych usług typu „Connect”, takich jak Spotify, Tidal czy Qobuz, do sterowania odtwarzaniem używa się natywnych aplikacji tych serwisów. Aurender oferuje jednak również własne rozwiązanie – aplikację Conductor. Gdy testowaliśmy model A10, aplikacja była dostępna wyłącznie na iPada i na tyle kluczowa w codziennym użytkowaniu, że zalecaliśmy uwzględnienie zakupu tabletu Apple w budżecie, jeśli ktoś takiego jeszcze nie posiadał – Aurender po prostu „wymagał” iPada.
Dziś sytuacja wygląda inaczej: dostępna jest już wersja na iPhone’a, a od 2023 roku także na urządzenia z systemem Android, co oznacza, że praktycznie każdy może teraz z niej korzystać. Mimo to, obsługa Conductor na większym ekranie iPada lub innego tabletu pozostaje znacznie wygodniejsza – i właśnie pod takie urządzenia aplikacja została pierwotnie zaprojektowana.
Conductor to nie tylko pilot do sterowania. To pełnoprawna platforma, która potrafi przeskanować dysk SSD (a teraz także podłączone dyski USB oraz – jak się zdaje – również udostępnione zasoby NAS, o ile pozostają aktywne w sieci), tworząc indeksowaną i przeszukiwalną bibliotekę plików. Obsługiwane formaty obejmują WAV, FLAC, AIFF, DSD (DSF, DFF), MQA oraz wiele innych, mniej popularnych.
Mieliśmy okazję niezamierzenie przekonać się o możliwościach tej aplikacji, gdy poleciliśmy jej przeskanować zarówno wewnętrzny SSD, jak i zewnętrzny dysk USB. Zapomnieliśmy, że ten ostatni zawierał kopię zapasową biblioteki iTunes. Ku naszemu zaskoczeniu, chwilę później aplikacja Conductor na iPhonie zaczęła synchronizować obszerną bazę danych, informując nas o dostępności... 5695 albumów gotowych do przeglądania i odsłuchu. Fantastyczne doświadczenie – zwłaszcza gdy trafia się na zapomniane perełki sprzed lat.
Czy ten ogrom plików przyćmił nagrania wysokiej rozdzielczości? Absolutnie nie – aplikacja pozwala filtrować zawartość biblioteki, na przykład pod kątem plików DSD lub materiału 16/24-bitowego, co odpowiada jakości płyty CD i wyższej.
Możliwe jest również przeszukiwanie zasobów według utworu, wykonawcy czy albumu – wyniki obejmują wszystkie powiązane serwisy muzyczne (Spotify, Tidal i/lub Qobuz), a także pliki lokalne. Na tej podstawie można budować kolejkę odtwarzania, łącząc utwory ze streamingu i z lokalnych nośników. Co ciekawe, elementy dodane do kolejki pozostają w niej na stałe – chyba że użytkownik wybierze opcję ich automatycznego usuwania po odtworzeniu. Można więc z łatwością stworzyć rozbudowaną historię odsłuchu lub listę ulubionych nagrań, albo utrzymać bardziej minimalistyczną, tymczasową kolejkę. Obecną kolejkę można też jednym kliknięciem zapisać jako playlistę.
Nie będziemy jednak zbyt szczegółowo opisywać ustawień i metod odtwarzania w aplikacji Conductor, ponieważ wiemy, że wkrótce po zakończeniu naszej przygody z modelem A1000, obecna wersja Conductor 4 zostanie zastąpiona przez nową – Conductor 5. Można przypuszczać, że nowa odsłona przyniesie usprawnienia, choć przykład Sonosa sprzed kilku lat pokazuje, że nie zawsze „nowe” znaczy „lepsze”. Jedno jest pewne – interfejs ulegnie zmianie, więc zrzuty ekranu i opisy zawarte w tej recenzji szybko staną się nieaktualne.
A zatem... czas przejść do najważniejszego – jak brzmi Aurender A1000?
Sesje odsłuchowe
A1000 po prostu brzmi znakomicie. Rozpoczęliśmy odsłuch od streamingu z serwisu Qobuz – i już od pierwszych chwil Aurender zaprezentował się jako streamer z prawdziwego zdarzenia: z doskonałą detalicznością, separacją i przestrzenią. Od zaskakująco wyrazistego efektu flangeru po gitarowe frazy rozchodzące się po scenie dźwiękowej w utworze Symphony in Blue Kate Bush (z 24-bitowego remasteru albumu „Lionheart” z 2018 roku, który ujmuje delikatnością, ale i głębią), aż po energiczne, klarowne uderzenia klawiszy w pierwszej zwrotce Perfect Day Lou Reeda – na nowo odkrywaliśmy dobrze znaną muzykę.
Brzęczące struny lewej gitary w Hotel TV Folk Bitch Trio, niemal subsoniczny puls organowego basu otwierającego Koyaanisqatsi Philipa Glassa, krystaliczna czystość nowo wydanego nagrania live z WOMAD 1982 Petera Gabriela – moment za momentem, Aurender czarował i przyciągał uwagę kolejnymi muzycznymi odkryciami.
Czy jednak odtwarzanie z wewnętrznego dysku SSD Aurendera może brzmieć jeszcze lepiej? W końcu to właśnie plikowy odczyt z pamięci lokalnej jest jego specjalnością. Teoretycznie odtwarzanie z plików nie powinno przewyższać dobrze zaimplementowanego streamingu – publikacje Stephena Dawsona w naszym magazynie dowodzą, że Tidal potrafi dostarczyć sygnał w pełni bit-perfect. Przyjmujemy, że Qobuz również.
A jednak... po przejściu na odtwarzanie z dysku SSD wydarzyło się coś wyjątkowego. Do tylnego portu USB-A 3.0 podłączyliśmy nasz starszy dysk twardy z ulubionymi nagraniami hi-res, a następnie – za pomocą aplikacji Conductor 4 – wybraliśmy około 90 GB plików do skopiowania na wewnętrzny SSD Aurendera. Proces kopiowania trwał mniej więcej pół godziny; w tym czasie odtwarzanie nie było możliwe, a na zakończenie wymagany był restart.
Następnie Aurender przystąpił do skanowania plików. Z tego co wiemy, urządzenie odczytuje metadane zapisane w plikach i wykorzystuje strukturę folderów do określenia albumów oraz wykonawców. Nie wydaje się, by system korzystał z zewnętrznych baz danych, takich jak Gracenote czy MusicBrainz. Mimo to zdołał zbudować niemal kompletną bazę okładek dla naszych plików hi-res, oferując wygodną i przeszukiwalną bibliotekę według albumów, wykonawców i tytułów utworów – zintegrowaną z zawartością nośników USB.
Można przeszukiwać całą bibliotekę lub poruszać się po niej folderami. Aplikacja prezentuje informacje o kompozytorze i gatunku muzycznym (o ile zostały zawarte w metadanych), jednak brak tu dodatkowych treści – notek albumowych, okładkowych esejów czy rozszerzonych opisów, jak w przypadku Roona. Co prawda Aurender A1000 posiada oficjalny certyfikat Roon Ready i Roon Tested, więc można z niego korzystać z tym płatnym oprogramowaniem, choć – jak się okazuje – nie przez wyjście cyfrowe USB.
Zmiana błędnie zidentyfikowanych danych nie jest szczególnie prosta, choć możliwa – poprzez dostęp do Aurendera z poziomu komputera podłączonego do tej samej sieci (ponieważ urządzenia te udostępniają swoje pliki także w sieci lokalnej, nie tylko we własnym systemie odtwarzania). Z naszych informacji wynika, że łatwiejsza edycja metadanych będzie jedną z nowości w nadchodzącej wersji Conductor 5.
Po zakończeniu skanowania i załadowaniu plików na SSD, pierwszym odtworzonym utworem – dzięki przewadze alfabetycznej – był Marrakesh z albumu Roseland grupy Acoustic Alchemy. To instrumentalny utwór, który zawsze brzmi dobrze, ale wysokiej klasy źródła dźwięku potrafią wydobyć z niego coś więcej – precyzję rytmiczną i bogactwo detali sceny. I właśnie to zaoferował A1000: pełnię informacji z pliku 96 kHz/24 bit, wyraźnie słyszalne uderzenia strun, doskonale oddzielone linie basu, subtelne akcenty organowe. Lepszego zwiastuna możliwości Aurendera w trybie odtwarzania z SSD nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Zaraz potem wybrzmiał My Foolish Heart, otwierający utwór z albumu Girl Talk w wykonaniu Holly Cole Trio – z charakterystycznym westchnieniem przed wejściem fortepianu. Audiofile bywają wyśmiewani za opisy typu „atramentowa cisza tła”, ale wystarczy raz to usłyszeć, by zrozumieć, co mają na myśli – i właśnie tutaj to usłyszeliśmy: absolutna cisza, z której wyłaniają się fortepian i głos, zanim dołączy kontrabas. Czystość i przejrzystość – znak znakomitego nagrania. A w centrum uwagi: sama muzyka – prawdziwa i poruszająca.
To właśnie w takich momentach pliki wysokiej rozdzielczości przekonują, że dodatkowe bity i herce potrafią przekroczyć jakość płyty CD – niezależnie od tego, która z teorii jest prawdziwa: więcej informacji, wyższe pasmo, łagodniejsze filtry... Gdy gra się głośno i precyzyjnie, efekt jest po prostu zniewalający.
Właśnie taka cisza – absolutna, niemal namacalna – tworzy przestrzeń dla nagrań takich jak Fratres Arvo Pärta w wersji z Keithem Jarrettem (z albumu Tabula Rasa, ECM 1984). Fortepian zdaje się grać zza czarnej kurtyny, na tle której dynamiczne przejścia – od delikatności po ekspresyjną siłę – nabierają szczególnego wyrazu. Czasem miękki, kontrastuje z przeszywającym smyczkiem Gidona Kremera, by chwilę później uderzyć z pełną mocą. Przy odpowiednim poziomie głośności to nagranie staje się wręcz portalem do oryginalnego wykonania.
Podczas odsłuchów tworzyliśmy kolejkę utworów, a potem – po prostu słuchaliśmy. Jednym z wyborów była nieograniczona wersja 24-bitowa Band On The Run – remaster, który pod kontrolą Aurendera zabrzmiał wręcz olśniewająco. Bluebird zachwycał barwą, głębią i detalem: od rozlewającego się basu, przez mieniące się talerze typu China, po beatbox i pozornie niedbałe harmonie towarzyszące saksofonowemu solo – wszystko to tworzyło kompletny, fascynujący pejzaż dźwiękowy. Odsłuch stawał się nie tylko bardziej klarowny, ale po prostu bardziej angażujący i przyjemny.
Dlaczego to brzmi tak dobrze? Aurender nie chwali się swoją inżynierią tak szczegółowo, jak niektóre inne marki z najwyższej półki – ich strona internetowa posługuje się raczej ogólnymi określeniami synergii sprzętu i oprogramowania. Ale konkretne informacje są dostępne.
Zasilacz oparto na pełnowymiarowym transformatorze toroidalnym w topologii liniowej. Konwersją cyfrowo-analogową zajmują się dwa wysoko oceniane przetworniki AKM4490REQ z serii „VELVETSOUND” firmy Asahi Kasei, pracujące w konfiguracji dual mono. Te 32-bitowe układy znane są z szerokiego zakresu dynamiki i znakomitego stosunku sygnału do szumu.
Aurender korzysta z buforowania odtwarzania – co zapewnia większą kontrolę nad sygnałem niż w czasie rzeczywistym – wspierając się 4 GB pamięci DRAM, 32 GB pamięci NAND flash dla systemu operacyjnego oraz 120 GB pamięci nieulotnej przeznaczonej na szybkie buforowanie danych audio. Urządzenie stosuje taktowanie zegarów w precyzyjnych wielokrotnościach częstotliwości plików (jak miało to miejsce już w modelu A10 – zakładamy, że w A1000 nic się nie zmieniło), co służy redukcji jittera do absolutnego minimum.
Całością zarządza czterordzeniowy procesor ARM Cortex A55 2,0 GHz – układ dobrze znany i sprawdzony, wprowadzony na rynek w 2017 roku.
Aurender A1000 działa w środowisku o bardzo niskim poziomie szumów – dzięki wysokiej jakości zasilaniu i całkowitemu wyeliminowaniu modułów Wi-Fi – generując starannie buforowany sygnał cyfrowy, który następnie trafia do najwyższej klasy konwersji cyfrowo-analogowej. I oto cała filozofia Aurendera w pigułce: inżynieria precyzyjna, nastawiona na jakość.
Na szczególną uwagę zasługuje również oferowany przez producenta poziom zdalnego wsparcia technicznego. Aurender, firma z siedzibą w Korei Południowej, posiadająca biura także w Kalifornii i Hiszpanii, oferuje swoim użytkownikom tzw. „white-glove service” – obsługę premium, obejmującą pomoc w każdym aspekcie konfiguracji i utrzymania systemu. „Zespół wsparcia technicznego Aurender jest gotowy, chętny i zdolny do pomocy. To jest filozofia Aurender” – głosi oficjalny komunikat.
Nie mieliśmy okazji skorzystać z tego wsparcia – głównie z powodu całkowitego braku problemów podczas testów – ale dystrybutorzy chwalą je bardzo wysoko, co zresztą trudno im się dziwić: to realna pomoc dla klientów, a także odciążenie dla sprzedawców. W razie potrzeby pomoc może wykraczać poza poradnictwo – technicy Aurendera są w stanie zdalnie połączyć się z urządzeniem i dokonać konkretnych zmian w konfiguracji systemu użytkownika. Świetna sprawa.
Nie wspomnieliśmy jeszcze o pilocie zdalnego sterowania – bo szczerze mówiąc, korzystaliśmy z niego dopiero podczas testowania wejścia HDMI pod koniec odsłuchów. Pilot jest lekki, plastikowy i nieco rozczarowujący wizualnie w zestawieniu z imponującą jakością wykonania samego urządzenia. Model A10 z 2017 roku miał znacznie bardziej elegancki kontroler. Z drugiej strony pilot działa przez Bluetooth, a nie podczerwień, więc nie trzeba celować w urządzenie, a większość użytkowników i tak będzie korzystać z tabletu. Pilot może zatem pełnić rolę pomocniczą – do włączania urządzenia z trybu standby czy zmiany wejść. W tym kontekście sam fakt, że jest w zestawie, należy uznać za plus – bo brak pilota w produktach tej klasy irytuje.
Czy coś nam się nie podobało? Proces identyfikacji plików mógłby zyskać na integracji z zewnętrzną bazą danych (np. MusicBrainz), a interfejs aplikacji mógłby być nieco bardziej dopracowany wizualnie – choć tu z pomocą przyjdzie zapewne aktualizacja do Conductor 5. Nawet cena nie wydaje się wygórowana: oczywiście można znaleźć streamery za kilkaset dolarów, ale gdy oceni się jakość wykonania, użyte komponenty i – przede wszystkim – brzmienie A1000, kwota 6495 dolarów australijskich wydaje się wręcz zaniżona. Spodziewalibyśmy się wyższej wyceny.
Podsumowując – nie znajdujemy żadnych realnych wad, które moglibyśmy przypisać Aurenderowi A1000.
Werdykt
Aurender A1000 to prawdziwy cyfrowy „scyzoryk szwajcarski” – pełni funkcję przedwzmacniacza dla źródeł cyfrowych, odtwarza muzykę z najważniejszych serwisów streamingowych, a także działa jako buforujący serwer dla plików audio – zarówno tych zapisanych na wewnętrznym dysku SSD, jak i przechowywanych w sieci domowej. Co najważniejsze, wszystkie te funkcje realizuje na wyjątkowo wysokim poziomie brzmieniowym, godnym audiofilskich oczekiwań.
Będzie nam brakować Aurendera A1000.


