Test serwera muzycznego z wyjściem analogowym Aurender A1000 w Positive Feedback

Recenzja serwera muzycznego z wyjściem analogowym Aurender A1000
Autor i źródło recenzji: Tom Gibbs, Positive Feedback, lipiec 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat udało mi się wypracować całkiem satysfakcjonującą niszę w dziennikarstwie audio. Najczęściej skupiam się na przystępnie wycenionym sprzęcie, który często oferuje jakość znacznie przewyższającą swoją cenę – a przy tym doskonale odnajduje się w towarzystwie bardziej wyrafinowanych systemów audio. Wiele firm, z którymi współpracuję, koncentruje się wyłącznie na tym segmencie rynku, choć większość producentów high-endowych ma również w ofercie modele znacznie mniej kosztowne, czerpiące pełnymi garściami z technologii stosowanych w ich flagowych, znacznie bardziej ekskluzywnych konstrukcjach.
Jednym z takich producentów jest Aurender – innowator w dziedzinie cyfrowych źródeł dźwięku. Serwery muzyczne, streamery oraz odtwarzacze sieciowe tej marki są projektowane w Kalifornii, a produkowane w Korei Południowej. W ciągu zaledwie piętnastu lat firma ta zdobyła mocną pozycję w świecie high-endowego odtwarzania muzyki cyfrowej.
Trzeba jednak zaznaczyć, że moje dotychczasowe doświadczenia z produktami Aurendera dotyczyły głównie rozbudowanych systemów audio, w których cyfrowe źródło dźwięku stanowiły urządzenia z najwyższej półki tej marki.
Po raz pierwszy zetknąłem się z marką Aurender podczas wędrówek po wystawach sprzętu audio high-end, gdzie wystawcy coraz częściej wykorzystywali rosnącą popularność streamingu cyfrowego za pośrednictwem serwisów takich jak Qobuz czy Tidal. Dość szybko stało się dla mnie oczywiste, że sieciowe połączenia dostępne na tych imprezach często nie były w stanie sprostać wymaganiom wystawców. Byłem świadkiem niezliczonych prób odtwarzania strumieniowego, które kończyły się problemami z połączeniem — lub całkowitym brakiem dźwięku — ku frustracji zarówno odwiedzających, jak i samych producentów.
Mimo to zawsze znalazły się pokoje, w których korzystano z cyfrowych serwerów muzycznych, pozwalających na prezentację własnych bibliotek muzycznych, a także (o ile tylko sieć targowa na to pozwalała) dostęp do usług streamingowych. Serwery muzyczne, które w tych warunkach zapewniały bezawaryjne działanie, bardzo często nosiły logo Aurender.
Rzut oka na szczegółową listę sprzętu w poszczególnych pomieszczeniach wystawowych ujawniał jednak, że serwery Aurendera należą do urządzeń bardzo kosztownych — przynajmniej z mojej codziennej perspektywy. Sprzęt z pięciocyfrową ceną zdecydowanie wykraczał poza moją strefę komfortu, niemniej zawsze podziwiałem produkty Aurendera z pewnego dystansu. Oprócz znakomitej jakości dźwięku, wyróżniały się one przepięknymi, kolorowymi wyświetlaczami, które prezentowały również okładki albumów — efekt naprawdę olśniewający!
Niepokojąca zmiana w status quo mojego domowego systemu
W moim domu niedaleko Charleston w Południowej Karolinie działają równolegle dwa systemy audio — jeden oparty na źródłach cyfrowych, drugi skupiony wyłącznie na odtwarzaniu analogowym. Pełne zestawienie komponentów obu systemów można znaleźć, klikając na moje nazwisko w nagłówku strony. Od wielu lat współpracuję z firmą Euphony Audio, mającą siedzibę w Chorwacji (UE), która oferuje szereg cyfrowych źródeł dźwięku opartych na ich autorskim i znakomitym systemie operacyjnym Stylus.
Urządzenia Euphony Summus i Endpoint przez lata obsługiwały zarządzanie moją biblioteką muzyczną, odtwarzanie plików oraz streaming. Najnowsza wersja systemu operacyjnego oferuje dodatkowo konwersję wszystkich sygnałów PCM do formatu DSD przed odtworzeniem. To naprawdę eleganckie i zaawansowane rozwiązanie cyfrowe, a każda zapowiedź nowych produktów od Euphony zawsze niosła ze sobą obietnicę ekscytującej przyszłości w świecie audio cyfrowego.
Aż do marca tego roku, kiedy to przedstawiciele Euphony niespodziewanie skontaktowali się ze mną przez WhatsApp, informując o radykalnej zmianie kierunku rozwoju firmy. Jeszcze w tym roku planują zakończyć wsparcie dla swojego serwera muzycznego, koncentrując się w pełni na nowym, flagowym systemie typu all-in-one. To jednobryłowe rozwiązanie ma zawierać zaprojektowany przez nich od podstaw przetwornik DAC, ulepszony odtwarzacz z rozszerzonymi możliwościami konwersji DSD oraz najwyższej klasy funkcje streamingu. Jedynym brakującym ogniwem pozostanie serwer muzyczny — firma nie wskazała żadnych konkretnych modeli, ale zapewniła, że analizuje dostępne opcje i da mi znać w odpowiednim czasie.
Sedno sprawy? W ciągu roku mój obecny system — źródło niezliczonych muzycznych uniesień — stanie się praktycznie bezużyteczny. Po raz pierwszy od niemal pięciu lat poczułem autentyczną panikę i nadciągające cyfrowe fatum, które spowiło mój dotąd uporządkowany świat muzyki cyfrowej!
Zanim pojawił się system Euphony, moje odtwarzanie muzyki cyfrowej było zlepkiem nieintuicyjnego, open-source'owego oprogramowania i zawodnych aplikacji, które ledwo działały. Musiałem naprawdę wspiąć się na wyżyny, by okiełznać te oporne narzędzia i sprawić, by moje marzenia o streamingu miały jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości. DLNA, UPnP — przerobiłem to wszystko i były to doświadczenia co najwyżej frustrujące. Euphony rozwiązał te problemy, oferując nowoczesny, przyjazny użytkownikowi system serwera, odtwarzacza i streamera w jednym. Po tej najgorszej rozmowie WhatsApp w mojej cyfrowej historii, naprawdę nie miałem pojęcia, co przyniesie przyszłość.
Aurender na ratunek!
Wpadłem w cyfrową panikę i zacząłem gorączkowo przeszukiwać internet w poszukiwaniu rozwiązań typu serwer/odtwarzacz muzyczny — takich, które byłyby praktyczne, ale przede wszystkim przystępne cenowo. Oczywiście, światowej klasy brzmienie też by się przydało! Tego typu urządzenia wydawały się jednak nieistniejące, a po latach bezproblemowego i bezwysiłkowego korzystania z systemu Euphony, wizja budowania własnego serwera wydawała się bardziej zniechęcająca niż kiedykolwiek wcześniej. Na dodatek większość oprogramowania open source, które kiedyś było darmowe, przeszło na model płatny — aż rozbolała mnie głowa od prób przypomnienia sobie, jak to wszystko w ogóle działało. Co robić?
Właśnie wtedy w mojej skrzynce mailowej pojawiła się wiadomość od Upscale Audio — renomowanego sprzedawcy sprzętu high-end — z ofertą sprzętu powystawowego i z drobnymi uszkodzeniami. Jedna pozycja przykuła moją uwagę bez reszty: cyfrowy serwer muzyczny/streamer Aurender N150. I to przeceniony do zaledwie 1500 dolarów — czy to mógł być błąd? Przecież przez lata widywałem urządzenia Aurendera na wystawach, gdzie ich ceny wahały się od 10 do 20 tysięcy dolarów. Kwota 1500 dolarów wydawała się wręcz nierealna.
Perspektywa nauki obsługi nowego systemu serwerowego nieco mnie onieśmielała. Mimo że przez ostatnią dekadę zdobyłem spore doświadczenie z cyfrowymi źródłami dźwięku, nie czułem się gotowy na kolejny stromy próg wejścia. O działaniu urządzeń Aurender nie wiedziałem praktycznie nic — poza tym, że grały spektakularnie na pokazach... i wyglądały przy tym zjawiskowo!
Po dokładnym przestudiowaniu strony internetowej Aurendera wypełniłem formularz kontaktowy i wysłałem e-maila. W świecie audio high-end taka inicjatywa to zazwyczaj szansa jedna na dwie — albo firma wykazuje ogromny entuzjazm wobec zapytania, albo sprawia wrażenie, jakby zupełnie nie miała na to czasu. Ku mojemu zaskoczeniu, już następnego dnia odezwał się do mnie Kelly Scheidt, Dyrektor Sprzedaży Aurender na Amerykę Północną, by dokładnie rozpoznać moje potrzeby. Wspomniałem o zainteresowaniu modelem Aurender N150, jednak Kelly miał dla mnie inną propozycję.
Zasugerował ich nowy model A1000, wyceniony identycznie jak N150, lecz oferujący znacznie bogatszy zestaw funkcji. Wbudowany przetwornik cyfrowo-analogowy AKM, wyjścia cyfrowe i analogowe, w pełni funkcjonalna regulacja głośności oraz rozbudowane możliwości bezprzewodowego streamingu — wszystko to czyniło z A1000 wyjątkowo kompletną jednostkę. Dodatkowo Aurender dysponował własną aplikacją Conductor, umożliwiającą łatwe zarządzanie serwerem oraz odtwarzanie plików zarówno z urządzeń z Androidem, jak i iOS.
Kelly zapytał jedynie o preferowany kolor obudowy, a niespełna dwa tygodnie później model Aurender A1000 był już u mnie.
Aurender A1000 wkracza do mojego cyfrowego systemu źródłowego
Aurender A1000 nie jest klasycznym komponentem w rozmiarze pełnej szuflady rackowej, ale mimo to zaskoczył mnie swoją wagą — solidna, 18,5-funtowa (ok. 8,4 kg) obudowa od razu robi wrażenie. Na froncie urządzenia znajduje się 6,9-calowy, kolorowy wyświetlacz, który nie tylko prezentuje okładki albumów, lecz również wyraźnie pokazuje częstotliwość próbkowania i głębokość bitową aktualnie odtwarzanego pliku.
Sercem A1000 jest czterordzeniowy procesor ARM Cortex-A55 o taktowaniu 2 GHz, działający pod kontrolą silnie zmodyfikowanej wersji systemu Linux. W sekcji konwersji cyfrowo-analogowej pracuje znakomity układ AKM 4490REQ w topologii dual-mono. Co ważne, zarówno CPU, jak i DAC zasilane są z niezależnych, liniowych zasilaczy, co przekłada się na niższy poziom zakłóceń i wyższą jakość dźwięku.
Obudowa zawiera zatokę 2,5 cala na dysk HDD lub SSD, umożliwiając lokalne przechowywanie własnej biblioteki muzycznej. Choć wymiary fizyczne dysku mogą być ograniczeniem, bez problemu zmieści się tam np. SSD o pojemności 8 TB.
Aurender A1000 wyposażony jest w niesymetryczne wyjścia analogowe RCA oraz cyfrowe wejścia: coaxialne, optyczne i USB audio. Na wyjściu cyfrowym znajdziemy gniazda coaxialne i USB audio, a także port USB 3.0 do podłączenia zewnętrznego dysku HDD lub SSD. Oczywiście nie zabrakło też kluczowego wejścia LAN do połączenia z domową siecią.
Aurender A1000 może pełnić funkcję przedwzmacniacza — oferuje zarówno wyjścia o stałym, jak i zmiennym poziomie sygnału, co umożliwia bezpośrednie połączenie z końcówką mocy, jeśli użytkownik sobie tego życzy. Kelly skontaktował się ze mną, by poruszyć kwestię braku wyjść zbalansowanych w modelu A1000; przeczytał jedną z moich ostatnich recenzji i zauważył, że mój system cyfrowych źródeł działa w pełni w domenie zbalansowanej. Uspokoiłem go, że to żaden problem — najprawdopodobniej i tak zamierzam korzystać nadal z mojego obecnego przetwornika S.M.S.L. VMV D2R w tandemie z A1000.
Planowałem wykorzystać zbalansowane wyjścia XLR przetwornika S.M.S.L., konfigurując A1000 jako transport cyfrowy, z wyjściem USB skierowanym do DAC-a. Aurender A1000 posiada również wejście HDMI ARC, umożliwiające integrację z systemem wideo; funkcja regulacji głośności działa również w tym trybie.
Do zestawu dołączono pilot zdalnego sterowania Bluetooth o pełnej funkcjonalności. Jego konfiguracja przed pierwszym użyciem była minimalna, a samo działanie — bezproblemowe i w pełni satysfakcjonujące.
Łączność z wieloma serwisami streamingowymi została rozwiązana wyjątkowo płynnie — Aurender A1000 obsługuje Qobuz, Tidal, Spotify oraz AirPlay, włącznie z wersjami „Connect” tych usług. Dodanie mojego istniejącego konta Qobuz do systemu zajęło zaledwie kilka sekund. Dzięki obsłudze Google Cast Audio możliwe jest również przesyłanie dźwięku z innych platform, takich jak YouTube czy Deezer.
Opcjonalna aktualizacja oprogramowania umożliwia obsługę formatu MQA — jeśli ktoś jest tym zainteresowany. Sam posiadam kilkanaście albumów MQA zarchiwizowanych w mojej bibliotece i skontaktowałem się z Kellym, aby uzyskać więcej informacji na temat aktywacji tej funkcjonalności.
Analogowe wyjścia A1000 obsługują odtwarzanie PCM do 32-bitów/768 kHz oraz DSD512. Te same parametry próbkowania i rozdzielczości dostępne są również przez wyjście USB audio, co zapewnia pełną kompatybilność z najbardziej wymagającymi plikami hi-res.
Pierwsza konfiguracja i drobne potknięcia
Od ponad dekady zajmuję się cyfrowym audio opartym na komputerach, więc jestem całkiem pewny swoich umiejętności, jeśli chodzi o uruchamianie i optymalizację różnych urządzeń. Mimo to, systemy operacyjne oparte na Linuksie potrafią czasem zaskoczyć — choć akurat w kontekście audio są niemal idealne. Surowa, odchudzona wersja Linuksa minimalizuje liczbę procesów działających w tle, które mogłyby zakłócać odtwarzanie muzyki, a przy tym pracuje bezwentylatorowo, eliminując potencjalne źródło hałasu systemowego.
Po zapoznaniu się z informacjami zawartymi w skróconej instrukcji uruchomienia, podłączyłem A1000 do domowej sieci, ustawiłem kontrolę głośności na tryb „fixed output” i połączyłem urządzenie z moim przetwornikiem S.M.S.L. VMV D2R. Ten model wykorzystuje japoński układ Rohm BD34301EKV — chipy Rohm należą do najbardziej muzykalnych konstrukcji na rynku, a ten konkretny DAC został mi gorąco polecony przez specjalistów z Euphony Audio.
Na początku nie mogłem znaleźć wolnego dysku SSD do zamontowania w wewnętrznej zatoce A1000, więc tymczasowo podłączyłem moją istniejącą bibliotekę muzyczną (na dwóch dyskach Samsung EVO SSD 2 TB) do portu USB 3.0. Następnie pobrałem aplikację Aurender Conductor zarówno na smartfon, jak i na tablet z Androidem, który wcześniej wykorzystywałem z systemem Euphony. Istnieje wersja aplikacji specjalnie zoptymalizowana pod kątem tabletów, oferująca lepszy interfejs dla większego ekranu, jednak mój tablet nie posiadał odpowiedniej wersji systemu Android. Mimo to, standardowa wersja Conductor działała na tablecie zaskakująco dobrze, a po krótkim zapoznaniu się z funkcjami aplikacji — nie miałem żadnych zastrzeżeń. Przynajmniej do momentu, gdy próbowałem odtworzyć pierwszą muzykę.
Początkowo Conductor prawidłowo rozpoznawał zawartość dysków SSD podłączonych do A1000, ale podczas odtwarzania nie wyświetlały się okładki albumów — ani na tablecie, ani na froncie urządzenia. Co więcej, zamiast właściwych metadanych, ekran prezentował domyślną ikonę oraz błędne informacje o częstotliwości próbkowania i głębokości bitowej. Po ponownym przejrzeniu wszystkich materiałów pomocy technicznej i przetestowaniu różnych rozwiązań — bez efektu — w końcu poddałem się i wysłałem zgłoszenie serwisowe do Aurendera.
W oczekiwaniu na odpowiedź doznałem jednak małego olśnienia — zacząłem przeszukiwać pudełko z zalegającym sprzętem komputerowym. Ku mojemu zaskoczeniu, znalazłem dysk SSD Samsung EVO 960 o pojemności 500 GB, który natychmiast zamontowałem w wewnętrznym slocie A1000. Po jego sformatowaniu rozpocząłem zgrywanie najczęściej słuchanych albumów za pomocą aplikacji Conductor na smartfonie, kontynuując równocześnie pracę na laptopie.
Cały proces przebiegł wyjątkowo sprawnie, a w miarę jak pliki były dodawane do biblioteki, szybko zauważyłem, że zaczęły pojawiać się również okładki albumów. Natychmiast pobiegłem do systemu źródłowego, aby sprawdzić, co wyświetla ekran A1000. Po wybraniu utworu właśnie dodanego do wewnętrznego SSD, urządzenie pokazało pełne informacje: okładkę, poprawną częstotliwość próbkowania oraz głębię bitową. Moje przypuszczenia się potwierdziły — A1000 prezentuje pełne metadane wyłącznie dla plików zapisanych na wewnętrznym dysku. Następnego dnia potwierdziło to również wsparcie techniczne Aurender.
Kontynuowałem też poszukiwania informacji na temat obsługi formatu MQA, ale ani drukowane materiały, ani dostępne źródła online nie dawały żadnych wskazówek, jak aktywować tę funkcję. Z czystej ciekawości załadowałem więc kilka albumów MQA do biblioteki, dodałem jeden z nich do kolejki... i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu — wszystko zagrało perfekcyjnie. Co więcej, wyświetlacz A1000 prawidłowo zidentyfikował dekodowanie MQA i pokazał właściwe parametry techniczne. Okazało się, że żadna aktualizacja firmware'u nie była potrzebna — obsługa MQA była dostępna od samego początku!
Kiedy udało mi się w końcu przełamać barierę i osiągnąć pełną funkcjonalność A1000, zacząłem intensywnie testować jego możliwości. Równocześnie zamówiłem nowy dysk SSD — 2TB Samsung QVO — który miał zastąpić mniejszy nośnik używany na początku. Nawet ograniczając się do plików będących w stałej rotacji lub często wykorzystywanych w recenzjach, pojemność 500 GB zaczęła się zapełniać zaskakująco szybko. Gdy zaczyna się dodawać pliki DSD64, DSD128, DSD256, a szczególnie DSD512 — objętość danych rośnie błyskawicznie! A to nawet nie obejmuje regularnie używanych w testach plików PCM DXD 32-bit/384,1 kHz.
Aby usprawnić proces migracji, skorzystałem z funkcji wykrywania sieci na laptopie z systemem Windows, by uzyskać dostęp do nowego wewnętrznego dysku A1000 na moim pulpicie. Następnie przeniosłem dane z dysku 500 GB, a przez kolejne tygodnie sukcesywnie dodawałem zarówno nowe pliki, jak i kluczowe pozycje z dotychczasowej biblioteki.
Jestem absolutnie oczarowany pełnokolorowym wyświetlaczem A1000 — duże okładki albumów i czytelne informacje techniczne naprawdę robią wrażenie. Dzięki przetwornikowi S.M.S.L., który potwierdza częstotliwość próbkowania i głębię bitową, mam pełne przekonanie, że moje zbiory hi-res są odtwarzane w sposób absolutnie bezbłędny.
Co ciekawe, po początkowym zachwycie funkcjami wyświetlacza, postanowiłem zrobić kolejny krok i aktywowałem tryb „critical listening” w Aurenderze — w tym trybie ekran jest wyłączony przez większość czasu odsłuchu. Od zawsze korzystałem z ustawień typu „direct” i wyłączałem wyświetlacze w odtwarzaczach BD, CD i SACD — więc ten wybór był dla mnie całkowicie naturalny. Oczywiście, gdy wpadają znajomi, ekran wraca do gry i robi efekt „wow”, ale na co dzień jestem w pełni zadowolony z obecnej konfiguracji.
Aplikacja Aurender Conductor również zasługuje na pochwały — zanim A1000 trafił do mojego systemu, natknąłem się w sieci na sporo krytycznych opinii pod jej adresem, ale z mojej perspektywy działa niemal idealnie. Chciałbym mieć możliwość przetestowania wersji tabletowej, która mogłaby rozwiązać mój jedyny zarzut: wygląd standardowej wersji aplikacji.
Do uruchomienia Conductor w trybie tabletowym wymagany jest Android 13; mój tablet z Androidem 12 ma nieco ponad rok, ale kilka prób aktualizacji do wersji 13 zakończyło się niepowodzeniem. Mimo to standardowa wersja aplikacji pozostaje intuicyjna i całkiem elegancka w codziennym użytkowaniu — przechodzenie pomiędzy biblioteką, Qobuzem i ustawieniami odbywa się płynnie i bezproblemowo.
Brzmienie muzyki przez Aurender A1000
Po około 24 godzinach użytkowania, A1000 zdążył się już odpowiednio „wygrzać” i zaadaptować do mojego cyfrowego systemu źródłowego. W tym czasie pracował w różnych konfiguracjach z rozmaitymi wzmacniaczami i kolumnami — zarówno tymi, które na stałe goszczą w moim systemie, jak i urządzeniami przysłanymi na testy.
Standardowa konfiguracja obejmowała streaming z A1000 przez wyjście USB do przetwornika S.M.S.L. VMV D2R, którego zbalansowane wyjścia były podłączone do przedwzmacniacza PS Audio Stellar. Z kolei jego wyjścia XLR trafiały do stereofonicznej końcówki mocy Naiu Labs Ella. Całość napędzała parę kolumn KLH Model Five nowej produkcji (efektywność 90 dB/W), wspomaganą przez dwa subwoofery Caldera 10.
Naiu Ella to prawdziwy potwór wśród wzmacniaczy tranzystorowych: 250 watów przy 8 omach, 500 watów przy 4 omach i aż 1 kW przy 2 omach. Choć konstrukcyjnie to wzmacniacz klasy AB, jego zasilacz przypomina raczej rozwiązania spotykane w klasie D. Charakterystyka przejściowa i zestrojenie nadają mu brzmienie zbliżone do lampowego wzmacniacza single-ended triode, dzięki czemu jest wyjątkowo czuły na jakość sygnału źródłowego.
Na różnych etapach odsłuchów wykorzystywałem również hybrydowy wzmacniacz zintegrowany Advance Paris Classic A12 (190 W/8 Ω, 280 W/4 Ω), będący konstrukcją tranzystorową klasy A/AB z lampowym stopniem przedwzmacniacza. Wzmacniacz ten grał naprzemiennie z kolumnami KLH Model Five oraz nową parą monitorów podstawkowych ONO Tone Labs A3 (86 dB/W). W testach nie zabrakło również klasyki w postaci lampowego wzmacniacza zintegrowanego Reisong Boyuurange A50 Mk III SET 300B (7,5 W/4 Ω), który idealnie zgrał się z wyjątkowo skutecznymi monitorami Klipsch Reference RB3 (94 dB/W).
Niezależnie od zastosowanego wzmacniacza czy kolumn, brzmienie Aurendera A1000 zawsze zachwycało — czy to w tandemie z przetwornikiem S.M.S.L., czy przy wykorzystaniu wewnętrznego DAC-a AKM i wyjść analogowych RCA. Dźwięk był pełen detalu, przestrzenny i naturalny, a całość prezentowała się na poziomie, który bez wahania można określić jako audiofilski high-end.
Jeśli chodzi o natywne odtwarzanie plików DSD, od dłuższego czasu eksperymentuję z przetwornikami delta-sigma opartymi na układach ESS Sabre, AKM i Rohm. Inżynierowie z Euphony Audio w swoim systemie referencyjnym korzystają z przetwornika Master Fidelity NADAC D DAC o wartości 30 000 dolarów, i od ponad roku porównują do niego bardziej przystępne cenowo konstrukcje. W ich oczach (i uszach!) bezapelacyjnym zwycięzcą okazał się S.M.S.L. VMV D2R z układem Rohm — DAC, który bardzo zbliżył się brzmieniowo do ekstremalnie drogiego NADAC D i od dziewięciu miesięcy stanowi moją osobistą referencję.
W standardowej konfiguracji, chipy ESS, AKM i Rohm przetwarzają sygnał DSD przez ścieżkę delta-sigma, łącząc go z PCM i w efekcie zanieczyszczając sygnał analogowy. Jednak w przypadku układów AKM i Rohm, wyłączenie regulacji głośności w DAC-u pozwala na bezpośrednie przesłanie sygnału DSD do wyjść analogowych z pominięciem przetwarzania delta-sigma. Różnica w jakości dźwięku jest wyraźna — odpowiednio skonfigurowane chipy AKM i Rohm oferują zauważalnie lepsze brzmienie w odtwarzaniu DSD w porównaniu do układów ESS. Dlatego z zasady zawsze ustawiam system tak, aby umożliwić bezpośredni, natywny odsłuch DSD.
W ostatnim czasie większość odsłuchów realizowałem przy użyciu lampowego wzmacniacza SET — Reisong Boyuurange A50. Niezależnie od tego, czy źródłem był wewnętrzny DAC AKM w A1000, czy zewnętrzny S.M.S.L., jakość dźwięku była po prostu zniewalająca. Trudno uwierzyć, że zaledwie 7,5 wata mocy potrafi za pośrednictwem lamp 300B wyczarować tak urzekające i imponujące brzmienie!
Aby ocenić jakość konwersji AKM w A1000, jego niesymetryczne wyjścia RCA zostały podłączone bezpośrednio do wejść A50. Równolegle DAC S.M.S.L. otrzymywał sygnał przez USB audio z A1000 i również był podłączony do A50 przez złącza RCA. Oba przetworniki odtwarzały natywne pliki DSD z albumem We Are In Love Harry’ego Connicka Jr., który — nawiasem mówiąc — brzmi absolutnie fenomenalnie. Ciepło i klarowność średnicy przypominały tu wręcz analogowy winylowy odsłuch, co w świecie cyfrowym zdarza się rzadko.
A50 zagrał przez niewielkie monitory Klipsch z taką skalą i rozciągnięciem dźwięku, że aż trudno było uwierzyć, iż to właśnie te kolumny stoją za tak potężnym przekazem.
Odsuwając na moment DSD na bok, oba przetworniki — zarówno ten wbudowany w A1000, jak i zewnętrzny S.M.S.L. — równie doskonale radziły sobie z odtwarzaniem moich ripów CD w formacie PCM, oferując brzmienie o zaskakującej dokładności i realizmie. Podczas odsłuchu klasycznego albumu Touch Johna Klemmera, blask i szczegółowość perkusjonaliów były tak analogowe w charakterze, że pobiegłem do sąsiedniego pomieszczenia, aby dla porównania szybko odtworzyć wersję winylową. Wszystkie przestrzenne niuanse, które kojarzyłem z LP, zostały doskonale uchwycone przez pliki PCM — obie metody odtwarzania brzmiały niemal identycznie!
Choć przez lata przyzwyczaiłem się do tego, że system Euphony konwertował wszystko do DSD, ani razu nie odniosłem wrażenia, że brzmienie prezentowane przez A1000 jest w jakikolwiek sposób gorsze czy pozbawione emocji. Niezależnie od tego, czy A1000 przesyłał sygnał do S.M.S.L. przez USB, czy bezpośrednio dekodował pliki w układzie AKM i podawał je do wejść RCA wzmacniacza lampowego SET — różnice w jakości brzmienia były praktycznie nieistotne. W obu przypadkach dźwięk był po prostu znakomity.
W mojej standardowej konfiguracji systemu (opisanej powyżej), jakość dźwięku była — zgodnie z oczekiwaniami — znakomita. Sięgnąłem po Modern Cool Patricii Barber w wersji DSD512 z Native DSD Music — to jedna z moich referencyjnych pozycji przy każdej poważnej ewaluacji systemu. Brzmienie obu DAC-ów było tak zbliżone, że w ślepym teście trudno byłoby wskazać, który z nich odtwarza dany utwór. Kolumny KLH Model Five oferują niesamowitą precyzję obrazowania sceny — nie spotkałem się z podobnym efektem w żadnym innym tradycyjnym zestawie głośnikowym. W połączeniu z Naiu Ella, który w pełni je kontroluje, efekt z A1000 jest taki, że Patricia Barber i jej zespół po prostu pojawiają się w Twoim pokoju. Jej emocjonalne, pełne ekspresji interpretacje standardów jazzowych i autorskich kompozycji prezentowane są z niezwykłym realizmem — a wersja DSD512 to być może najlepiej brzmiący plik cyfrowy w całej mojej kolekcji.
Zintegrowany wzmacniacz Advance Paris A12 Classic oferuje zaskakująco bogaty zestaw funkcji, w tym wbudowany przetwornik Burr-Brown. W tej konfiguracji A1000 pełnił wyłącznie rolę serwera, przesyłając sygnał przez USB bezpośrednio do A12 Classic. DAC wewnątrz A12 ogranicza się do obsługi PCM 24/192 i DSD128, co zawęziło zakres plików możliwych do odsłuchu w tym segmencie testów. Mój odtwarzacz Yamaha BD/CD/SACD wykorzystuje ten sam układ i mimo ograniczeń, jakość brzmienia DAC-a z A12 Classic była zawsze na bardzo wysokim poziomie.
Podłączenie wyjść analogowych A1000 bezpośrednio do A12 Classic lub odtwarzanie przez zewnętrzny DAC S.M.S.L. podnosiło poprzeczkę jeszcze wyżej — pozwalając na odtwarzanie plików dowolnego formatu i rozdzielczości. Niezależnie od tego, które kolumny były podłączone w danym momencie, jakość dźwięku była niezmiennie wybitna.
Kilka słów na zakończenie
Podczas redagowania tej recenzji wielokrotnie wracałem do korespondencji mailowej z Kellym Scheidtem — i zupełnie przypadkiem natknąłem się na starszą wiadomość od Aurendera z 2023 roku, w której badano moje zainteresowanie ich produktami. Moja pierwsza reakcja? Typowe „D'Oh!” rodem z Homera Simpsona, a zaraz potem: „Co ja sobie wtedy myślałem?” Odpowiedź przyszła szybko: „Aurender? Kogo w ogóle na to stać?” Do całego zespołu Aurender: w pełni przyznaję się do błędu i niniejszym biję się w pierś!
Aurender A1000 to niesamowicie dobry serwer muzyczny/streamer/DAC — zwłaszcza w cenie 3500 dolarów. I najlepsze jest to, że po prostu działa. Włączasz go. Wyłączasz. Uruchamiasz ponownie. Za każdym razem startuje i działa perfekcyjnie. Bez wyjątku.
Mógłbym napisać powieść długości dzieła Stephena Kinga (i z równie przerażającym wydźwiękiem), opisując traumatyczne przeżycia związane z próbami budowy własnego serwera muzycznego. Takiego, który naprawdę działa. Przestoje, zacinanie, nieskończone błędy — to wszystko brzmi jak scena pod prysznicem z „Psychozy”, z towarzyszeniem skrzekliwych smyczków. Aurender A1000 natomiast po cichu robi swoje, nie domaga się uwagi i współpracuje z bardzo przyzwoitą aplikacją sterującą o zaskakująco dopracowanym interfejsie graficznym.
Początkowo szukałem po prostu serwera muzycznego, który mógłby dostarczyć sygnał do mojego DAC-a — a w przyszłości może także do nowego, zintegrowanego rozwiązania od Euphony, gdy tylko pojawi się na rynku. Tymczasem A1000 wnosi do tej układanki znacznie więcej: naprawdę znakomity przetwornik AKM, wiele wejść i wyjść cyfrowych, funkcje przedwzmacniacza z regulacją głośności, rozbudowaną łączność Bluetooth i streaming, a nawet HDMI ARC, pozwalające na integrację z wysokiej klasy systemem AV.
Możliwości są ogromne, a choć moja recenzja koncentrowała się głównie na roli A1000 jako serwera/streamera/DAC-a klasy high-end, to tak naprawdę dotyka jedynie części tego, co oferuje to urządzenie — i to wszystko za 3500 dolarów. Jestem pod dużym wrażeniem!
Jeszcze raz ogromne podziękowania dla Kelly’ego Scheidta i całego zespołu Aurender za pomoc w realizacji tej recenzji. A1000 to urządzenie, które na pewno zostaje ze mną — z pełnym przekonaniem polecam je każdemu wymagającemu audiofilowi!


