Test przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1 w hifi.nl

Recenzja przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1
Autor i źródło recenzji: Max Delissen, hifi.nl, kwiecień 2025 r.
Oryginalną recenzję można przeczytać TUTAJ.
Podczas Dutch Audio Event 2024 zajrzałem do pokoju Grimm Audio, by poszukać nowości i zebrać muzyczne wrażenia do relacji z wystawy. Przemierzając salę z detektywistycznym zacięciem, mój wzrok przykuła szklana gablota, w której stało coś, czego wcześniej nie widziałem w ofercie marki – prostokątna, czarna obudowa o znajomym, lecz nowym kształcie. Jak się okazało, była to najnowsza propozycja firmy: przedwzmacniacz gramofonowy Grimm PW1.
Moje winylowe serce zabiło szybciej. Po niezwykle przekonującym odsłuchu nie mogłem się oprzeć i zaczepiłem Guido Tenta – dyrektora technicznego i współzałożyciela Grimm Audio – by poprosić o egzemplarz do recenzji.
Dowiedziałem się, że produkcja już ruszyła, lecz muszę jeszcze chwilę poczekać. Nie miałem nic przeciwko – akurat byłem w trakcie kompletowania nowego gramofonu. Na początku lutego otrzymałem upragnioną wiadomość: PW1 czekał na mnie. Po wymianie maili z dystrybutorem Terrason Audio i Eelco Grimmem mogłem odebrać urządzenie w głównej siedzibie Grimm Audio w Veldhoven.
W winylu siła
Ci, którzy śledzą moje hifi-przygody, wiedzą, że kręcenie płyt to moja specjalność. Choć cenię streaming i używam go na co dzień, to wieczorny relaks przy muzyce wciąż najchętniej spędzam z winylem. Być może to kwestia wieku, ale powolny rytuał nakładania płyty i brak możliwości „skakania po utworach” daje mi coś, czego nie znajdę w aplikacji na iPadzie – głębszy spokój, większe zaangażowanie. Wygoda streamingu? Doceniam, ale jej wartość jest względna. No dobrze, dość dygresji. Sprawdźmy, co trafiło w moje ręce.
Grimm PW1 – wzornictwo
Zacznijmy od wyglądu. Obudowa Grimm PW1 została zaprojektowana przez Michiela Uylingsa – autora designu streamerów MU1 i MU2. PW1 miał wizualnie dopełniać linię Grimm Audio – i rzeczywiście, minimalistyczna sylwetka z charakterystycznym wcięciem po prawej stronie nadaje konstrukcji subtelnego dynamizmu. Maleńka biała dioda LED to niemal perlisty akcent – dyskretna, ale bardzo elegancka.
Z tyłu urządzenia znajdziemy nieco zagłębione gniazda: osobne wejścia dla wkładek MM i MC, punkt uziemienia, a także wyjścia – niesymetryczne (RCA) i zbalansowane (XLR). Wejścia zbalansowanego brak – wrócę do tego później. Na panelu tylnym znajdziemy także włącznik zasilania oraz dwużyłowe gniazdo IEC – i to również element, któremu warto się przyjrzeć bliżej.
PW1 – czarna magia pod maską
Systemy Grimm Audio – streamery MU1/MU2 oraz kolumny LS1 – tworzą razem spójną całość, idealnie wpisującą się w filozofię firmy. Choć... niezupełnie. Brakowało im ogniwa: doskonałego phono stage’u. Osiem lat temu Eelco Grimm zainicjował projekt z zamiarem stworzenia osobnego urządzenia. Obudowa MU nie była odpowiednim miejscem dla tak wrażliwego układu – nie tylko z technicznego, ale i jakościowego punktu widzenia.
Do projektu dołączył Peter van Willenswaard – współzałożyciel firmy, uważany za jednego z najlepszych konstruktorów phonostage’ów w Europie. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Skrót „PW” nieprzypadkowo oznacza zarówno jego nazwisko, jak i „Phono Wizard”.
Bez lamp, ale z duszą
Peter stanął przed wyzwaniem. Jego wcześniejsze projekty opierały się głównie na lampach – jednak Grimm Audio lamp nie używa. Powód? Komercyjny pragmatyzm: lampy są drogie, nietrwałe i trudne do powtarzalnej produkcji na wysokim poziomie. Co więcej, nie współpracują idealnie z wkładkami MC o bardzo niskim napięciu wyjściowym – a takie wkładki wymagają nie tylko dużego wzmocnienia, ale też wyjątkowo cichego toru.
Dlatego PW1 został zaprojektowany w oparciu o tranzystory, a konkretnie – o JFET-y. Peter chciał użyć konkretnego modelu Toshiby, który niestety przestał być produkowany. Miał więc wybór: szukać zamiennika albo… wykupić całą pozostałą partię. Wybrał to drugie – i dziś wszystkie te JFET-y spoczywają w magazynie Grimm Audio.
Układ jest ascetycznie prosty: jeden JFET jako stopień wejściowy dla MC, inny typ JFET-a dla wejścia MM, korekcja RIAA i końcowy bufor – również na JFET-ach. Bez pętli sprzężenia zwrotnego. Brzmi lepiej – jeśli wie się, co się robi – ale stawia ogromne wymagania wobec jakości komponentów i zasilania. Kluczowe elementy toru były dobierane wyłącznie na ucho – pomiary ograniczono do poziomu szumów i zapasu przesterowania.
Jesteś tym, czym się karmisz – zasilanie
Nie istnieje „piramida zdrowego żywienia” dla elektroniki, ale rola zasilania jest tu nie do przecenienia. Bez porządnego zasilacza nawet najlepszy projekt nie pokaże pełni możliwości. PW1 korzysta z opracowanych we własnym zakresie stabilizatorów typu shunt, które zasilają poszczególne sekcje obwodu niezależnie – eliminując efekt „kradzieży prądu” między układami.
Zaletą zasilaczy shunt jest nie tylko stabilność napięcia, ale też znakomity stosunek sygnału do szumu – nawet o 60 dB lepszy niż w klasycznych układach. Również jedyny w całym urządzeniu układ operacyjny – na wyjściu – jest zasilany przez taki regulator, choć to może się wydawać przesadą. Ale Peter nie pozostawia nic przypadkowi.
Wewnętrzny zasilacz – świadomy wybór
Zasilacz znajduje się w obudowie – choć zwykle w tak czułych urządzeniach umieszcza się go na zewnątrz, by uniknąć zakłóceń elektromagnetycznych. Grimm zdecydował inaczej – zasilacz pozostał w środku, lecz cała konstrukcja jest podwójnie izolowana, a gniazdo IEC ma tylko dwa bolce – brak uziemienia eliminuje ryzyko powstawania pętli masy.
Transformator również nie jest byle jaki – to specjalna, podwójnie ekranowana konstrukcja toroidalna opracowana z firmą Amplimo. Jest tak „czysta”, że mogłaby znajdować się dosłownie 5 cm od stopnia MC – choć oczywiście w praktyce została umieszczona na przeciwległym końcu obudowy. Rezultat? Najcichszy phonostage, jaki kiedykolwiek słyszałem. Czarne tło. Absolutna cisza. Tylko muzyka. Cała muzyka. Nic poza muzyką.
To również tłumaczy brak zbalansowanych wejść – PW1 jest na tyle cichy, że dodatkowe 6 dB poprawy stosunku sygnał/szum byłoby zbędne. A wdrożenie wejść XLR oznaczałoby znaczące komplikacje konstrukcyjne – i wzrost ceny.
Konfiguracja Grimm PW1
By dopasować PW1 do konkretnej wkładki, producent przewidział zestaw przełączników DIP, umieszczonych na spodzie urządzenia. Obsługuje się je dołączonym do zestawu plastikowym „piórkiem”. DIPy schowane są za przesuwanym metalowym panelem, który po odkręceniu dwóch mosiężnych śrubek daje dostęp do ustawień, a przy okazji chroni wnętrze przed zakłóceniami z zewnątrz.
Opcji konfiguracyjnych jest naprawdę wiele. Na początek wybór trybu pracy: MM lub MC – oraz dodatkowe wzmocnienie o 10 dB, które działa w obu przypadkach. Dalej mamy (osobno dla każdego kanału) dodatkowy gain dla MC: +20 dB lub +30 dB, dodawany do standardowych 37 dB toru MM. W praktyce, jak wykazały odsłuchy, 30 dB gain MC brzmi lepiej niż kombinacja 20 dB z dodatkową 10-dB-dawką z początku toru. Tę ostatnią warto zostawić dla naprawdę ekstremalnie cichych wkładek.
Na kolejnym poziomie znajdziemy ustawienia obciążenia pojemnościowego dla MM: 47 pF, 100 pF lub 220 pF – idealne do eksperymentowania z charakterystyką tonalną. Większa pojemność często skutkuje jaśniejszym brzmieniem, choć przesada może prowadzić do zbyt jaskrawego przekazu. W moim przypadku Ortofon 2M Red wyraźnie się ożywił po dodaniu 100 pF – co dało razem 660 pF.
Ostatni rząd DIPów odpowiada za obciążenie oporowe dla MC: do wyboru 33, 100, 330 i 1000 omów – logicznie dobrane wartości. Można też je łączyć, np. 330 + 100 = 75 omów – wartość idealna m.in. dla Denona DL-103 czy Audio-Techniki AT33PTG/II.
Obok znajdują się jeszcze dwa przełączniki pozwalające dołożyć 330 pF i 680 pF pojemności do bazowej (nieusuwalnej) wartości 330 pF, która odpowiada za filtrowanie zakłóceń wysokoczęstotliwościowych. Warto eksperymentować – choć w moim przypadku wyższe obciążenie pojemnościowe dla MC skutkowało dźwiękiem nieco „ściśniętym”. Ale – jak zawsze – niech uszy będą przewodnikiem.
Odsłuchy Grimm PW1
Na kilka tygodni przed odbiorem PW1, dotarł mój nowy gramofon – Technics SL-1300G. Poprzedni weteran, vintage’owy Thorens TD125 mk1 z ramieniem Jelco i wkładką Holistic Audio HA-SE, trafił do nowego właściciela w Amsterdamie. Do nowego gramofonu dobrałem dwie nowe wkładki: MC Audio-Technica AT33PTG/II oraz MM Sumiko Amethyst. Do tego dołożyłem posiadane wcześniej: Denon DL-103 i Ortofon 2M Red.
Na tydzień przed zwrotem PW1 dotarł jeszcze nowy klejnot – Dynavector XX-2a – wyrafinowana wkładka MC z wyższej półki, idealnie pasująca do klasy urządzenia.
Gramofon połączyłem z PW1 interkonektem Chord Epic X RCA, a z PW1 do wzmacniacza zintegrowanego PrimaLuna EVO400 prowadził kabel AudioQuest Water. Zasilanie zapewniał AudioQuest Monsoon.
Z AT33PTG/II
Pierwsze wrażenie: PW1 jest niewiarygodnie cichy. Ani śladu brumu – niezależnie od miejsca ustawienia w szafce. Wkładka AT33PTG/II została przetestowana na pięknie nagranym albumie Ophio zespołu Die Wilde Jagd – połączeniu akustycznego folku i elektronicznej krautrockowej faktury. Brzmienie było przestrzenne, dynamiczne, z imponującą głębią i wysokością sceny – nawet moja lubiana sekcja phono PrimaLuny musiała uznać wyższość Grimm PW1 pod tym względem.
Gitara Al Di Meoli na albumie Cielo e Terra zabrzmiała niesamowicie – szybkość, ekspresja, kontrola, a przy tym bez nadmiernej ostrości. PW1 panował nad materiałem z absolutną łatwością.
Z Denonem DL-103
Nie bez powodu DL-103 to klasyk. W połączeniu z PW1 i odpowiednim obciążeniem (75 Ω), znika charakterystyczna „grubość” dolnego środka. Na płycie Titles Micka Karna bas był plastyczny i obecny, a album Eli Akkermana i Luxa – pełen feelingu i energii. Głosy, harmonie, groove – wszystko było na swoim miejscu. Zresztą stara holenderska edycja winylowa zabrzmiała tu w pełni swoich możliwości.
Z Ortofonem 2M Red
Ta tania wkładka często bywa niesłusznie lekceważona. Ale po dodaniu odpowiedniej pojemności (660 pF) potrafi pokazać pazur. Shimmer Into Nature Eda Wynne’a (Ozric Tentacles) zabrzmiał przestrzennie, dynamicznie i tonalnie neutralnie. Zestawienie z PW1 ukazało nieoczekiwane możliwości tej budżetowej konstrukcji – nawet subtelności z jazzowego albumu Goldbrun kwartetu Yuri Honinga były czytelne i przekonujące.
Z Sumiko Amethyst
Sumiko Amethyst przeniosło brzmienie na wyższy poziom – ciepło Nagaoki MP300 połączone z precyzją Ortofona 2M Black. Ting zespołu Nits na przezroczystym winylu zabrzmiał głęboko, dynamicznie, szlachetnie. Perkusjonalia Roba Kloeta, fortepian Roberta Jana Stipsa, wiolonczela Dieuwke Kleijn – wszystko idealnie zespolone. Słuchałem z wilgotnymi oczami. To był moment prawdziwego wzruszenia.
Z Dynavectorem XX-2a
Na koniec – zapowiedź osobnej recenzji wkładki Dynavector XX-2a. Chciałem sprawdzić, czy PW1 udźwignie coś naprawdę high-endowego. Efekt? Szok. Odsłuch Resonance Borisa Blanka i Vision Of Contentment duetu Beving/Vos poruszył mnie do głębi. Serio rozważałem sprzedanie całej kolekcji wkładek, by kupić XX-2a. Z PW1 tworzyła ona duet doskonały. Nie da się mówić o poszczególnych aspektach brzmienia – ta muzyka po prostu była. I byłem w niej zanurzony. To właśnie dla takich chwil uprawiamy to hobby.
Podsumowanie
Testowałem dziesiątki phonostage’y, ale Grimm PW1 z miejsca trafił do ścisłej czołówki najlepszych, jakie kiedykolwiek słyszałem – bez względu na cenę. A ta, choć niemała, jest w pełni uzasadniona. Peter van Willenswaard to prawdziwy czarodziej, a Grimm Audio stworzyło dzieło wybitne. PW1 wciąga w muzykę, zachęca do kolejnej płyty, kolejnego wieczoru z muzyką. O rysie zapomnij – tu wzmacniana jest tylko emocja. Znakomite możliwości regulacji, uniwersalność, absolutna cisza i organiczne brzmienie czynią z PW1 konstrukcję pięciogwiazdkową.
Fantastyczny, absolutnie wyjątkowy przedwzmacniacz gramofonowy.


