Test przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1 w Hifi News

Recenzja przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1
Autor i źródło recenzji: Ken Kessler, HiFi News, wrzesień 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Choć dawno już ogłoszono rozejm słowami „zgódźmy się, że się nie zgadzamy”, spór „lampy kontra tranzystory” (albo, jak kto woli, „lampy kontra układy półprzewodnikowe”) wciąż budzi emocje. Dorośli audiofile korzystają z obu rozwiązań, ci bardziej przekorni zajmują wyraźne stanowisko, a rynek oferuje wystarczająco dużo produktów, by wesprzeć każdą ze stron. Grimm Audio – producent nie tylko sprzętu tranzystorowego, ale także znany z wysokiej klasy urządzeń cyfrowych – zaprezentował model PW1 „Phono Wizard” (£4695): produkt-kameleon, który może zarówno zachwycić, jak i zdezorientować melomanów wciąż zafascynowanych największą dychotomią świata hi-fi.
Magia analogu
Jako słuchacz zdecydowanie „lampowy” (nomen omen), zestawiłem PW1 z przedwzmacniaczami gramofonowymi zarówno w podobnej, jak i znacznie niższej cenie – trzema w pełni lampowymi oraz dwoma tranzystorowymi. Porównanie to było nieuniknione, tym bardziej że Grimm Audio wręcz zasugerowało taką konfrontację, tłumacząc, dlaczego firma znana głównie z odtwarzaczy strumieniowych postanowiła odpowiedzieć na renesans winylu.
Aby lepiej zrozumieć sens istnienia PW1, przytoczę słowa współzałożyciela firmy, Petera van Willenswaarda:
„Nawet dziś, w czasach odtwarzania dźwięku cyfrowego na najwyższym poziomie, trudno wyobrazić sobie przyszłość bez płyt LP. Jest w tym po prostu coś magicznego.”
Zwróćmy uwagę na słowo „magicznego” – przywodzące na myśl twórczość pewnych słynnych braci, których nazwisko dzieli firma Grimm. „Grimm Audio od lat zajmuje się projektowaniem i udoskonalaniem przedwzmacniaczy gramofonowych – zarówno tranzystorowych, jak i lampowych”.
Casus belli Grimm Audio?
„W modelu PW1 »Phono Wizard« Peterowi udało się stworzyć tranzystorowy przedwzmacniacz gramofonowy, który dorównuje jego najlepszym projektom opartym na lampach”.
Zanim zdecydujemy, czy Grimm Audio stworzyło urządzenie zdolne położyć kres sporowi między dwiema technologiami, trzeba przyznać jedno – firma zasługuje na uznanie za zaprojektowanie przedwzmacniacza gramofonowego, który jest po prostu rozsądny w swojej konstrukcji.
Po pierwsze, PW1 został zaprojektowany z myślą o umieszczeniu go tuż obok gramofonu. Jego kompaktowe wymiary – 100 × 100 × 250 mm (wys./szer./gł.) – sprawiają, że doskonale komponuje się z większością gramofonów wyposażonych w prostokienną plintę.
Po drugie, Grimm opracował sprytne rozwiązanie umożliwiające dostęp do ustawień wzmocnienia i obciążenia. Służą do tego zestawy przełączników DIP, umieszczone na spodzie urządzenia [zob. str. 71], osłonięte przesuwaną klapką zabezpieczoną dwoma radełkowanymi śrubkami, które można odkręcać i zakręcać ręcznie. Dołączono również niewielki czarny „wykałaczkowy” kluczyk z tworzywa, ułatwiający przełączanie ustawień.
Do wyboru mamy:
– +37 dB wzmocnienia dla wkładek typu MM,
– oraz +30 dB lub +20 dB dla wkładek typu MC,
z opcjonalnym dodatkowym wzmocnieniem +10 dB na wyjściu.
Dla wkładek MC przewidziano obciążenie w zakresie od 33 Ω do 1 kΩ, natomiast dla wkładek MM (przy standardowym obciążeniu 47 kΩ) można regulować pojemność obciążenia w zakresie 47–220 pF, co pozwala precyzyjnie dostroić odpowiedź w zakresie wysokich tonów.
We dwójkę
PW1 umożliwia również podłączenie dwóch gramofonów lub jednego z dwoma ramionami, dzięki parze wejść RCA, przełączanych za pomocą jednego z wcześniej wspomnianych przełączników. Jedno z wejść przeznaczone jest dla wkładek MM, drugie – dla MC, więc nie da się równocześnie podłączyć dwóch wkładek MC, chyba że jedna z nich to wersja o wysokim poziomie wyjściowym [patrz ramka PM – rozbudowany zestaw przełączników DIP pozwala dobrać niemal dowolne wartości wzmocnienia i obciążenia, jakich wymaga konkretna wkładka].
Korzystając z dwóch zupełnie różnych gramofonów, przetestowałem wkładki MM oraz MC o niskim i średnim poziomie wyjściowym (w tym specyficzne London Decca), i byłem zachwycony, jak PW1 wręcz „pochłonął” nową MC X40 od Ortofona [zob. str. 80]. Dopasowanie poszczególnych wkładek umożliwiło precyzyjne strojenie – niemal tak samo dokładne i autorytatywne, jak w przypadku modelu MasterPhono od MoFi [HFN, grudzień 2023], uznawanego za referencję w tej dziedzinie i będącego poważnym konkurentem dla PW1.
Konfiguracja była więc banalnie prosta – także dzięki możliwości wyboru pomiędzy wyjściami niezbalansowanymi RCA a zbalansowanymi XLR. Tak jak w przypadku odwiecznego sporu „lampy kontra tranzystory”, również pojedynek „wyjścia zbalansowane kontra niezbalansowane” raczej nigdy się nie zakończy. Grimm PW1 pozwala sceptykom przetestować obie opcje i samodzielnie zdecydować.
Prawdziwa bajka dla audiofila
Jak każde sensownie zaprojektowane urządzenie hi-fi (PM trafnie nazwał Grimm Audio PW1 „pierwszym przedwzmacniaczem gramofonowym stworzonym z myślą o realistach audio”), model ten zaczyna grać muzykę dosłownie w kilka minut – pomijając konieczność dopasowania wkładki.
Producent zalicza się jednak zdecydowanie do zwolenników długiego wygrzewania sprzętu i zaleca pozostawienie PW1 włączonego przez 24 godziny, zanim zasiądziemy do odsłuchu stosu ulubionych płyt. Owszem, da się usłyszeć poprawę w zakresie ostrości obrazu dźwiękowego oraz kontroli i rozciągnięcia basu, ale nie jest to zmiana aż tak drastyczna, by nie można było cieszyć się brzmieniem PW1 już od pierwszych chwil.
Okres wygrzewania to zresztą świetna okazja, by dopracować ustawienia – tym bardziej że kompaktowe wymiary urządzenia sprawiają, iż bez problemu można je obrócić na bok lub do góry nogami, by wygodnie dostać się do przełączników.
Precyzyjne dopasowanie wkładek MM i MC daje skrupulatnemu użytkownikowi znacznie więcej korzyści niż samo wygrzewanie.
Brzmienie PW1 jest tak wciągające – w moim odczuciu zdecydowanie bliższe lampom niż tranzystorom – że doświadczyłem najwyższej próby każdego sprzętu hi-fi: zorientowałem się, że słucham już od ponad czterech godzin, bez żadnej przerwy. Nawet potrzeba „komfortowej pauzy” nie była w stanie oderwać mnie od PW1!
Gorące przywitanie
Zacząłem odsłuch od trzech monofonicznych płyt LP, które od razu ujawniły, że PW1 potrafi wykreować niezwykle stabilny obraz centralny, przy zachowaniu imponującej głębi sceny – od frontu aż po najdalszy plan. Sięgnąłem po box „Miles Davis 55” [Craft CR00691], zawierający nagrania dla wytwórni Prestige z okresu od czerwca do listopada 1955 roku – tuż przed debiutem słynnego Kwintetu. Mamy tu szczytową formę Milesa w towarzystwie różnych muzyków – choć nazwanie ich „towarzyszącymi” to spore uproszczenie, bo każdy z nich był muzycznym gigantem: Ray Bryant, „Philly Joe” Jones, Red Garland, Milt Jackson i nie kto inny jak John Coltrane.
Brak potrzeby analizowania szerokości sceny, lokalizacji źródeł czy stereofonii pozwolił mi skupić się w pełni na samych instrumentach.
Szybkie, nerwowe frazy Milesa w najbardziej energetycznych momentach – traktowanie trąbki z intensywnością, jaką dekady później wykazywaliby gitarowi „wirtuozi szybkości” – dały mi przedsmak szybkości i ataku, jakimi dysponuje PW1. Z kolei wolniejsze, bluesowe fragmenty ujawniły znakomite kontrasty dynamiczne. Ten przedwzmacniacz potrafi przejść od niemal bezgłośnych niuansów do dynamicznych wybuchów, które potrafią wyrwać słuchacza z fotela – i to bez najmniejszych oznak kompresji.
To, co mnie jednak naprawdę zaskoczyło, to ciepło i „bloom” (czyli swoista miękkość i nasycenie) w ogólnym charakterze brzmienia. Tu ujawniły się moje uprzedzenia – spodziewałem się typowej dla tranzystorów klinicznej precyzji, a usłyszałem barwę i teksturę, które przywodzą na myśl w pełni lampowy sprzęt z lat 50., obecny w oryginalnym studiu nagraniowym.
Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że w tym przedwzmacniaczu nie ma ani jednego tranzystora – tak silne było wrażenie, że Grimm celowo przeniósł zalety brzmienia lampowego do konstrukcji tranzystorowej.
Byłem przekonany, że słyszę delikatny szum tła przy bardzo niskim poziomie głośności, który znikał natychmiast po rozpoczęciu odtwarzania muzyki – podobne zjawisko zaobserwowałem również w modelu EAT E-Glo 2 [HFN, luty 2025], mimo że oba urządzenia mogą się pochwalić równie szerokim zakresem dynamiki i niskim poziomem szumów [patrz: Laboratorium PM – strona obok].
Dodam jednak od razu: nie miało to żadnego wpływu na odbiór muzyki ani nie umniejszało przyjemności ze słuchania. Wręcz przeciwnie – odebrałem to jako naturalny element „receptury”, która sprawia, że brzmienie PW1 przypomina bardziej to, co oferują lampy, a nie typowe konstrukcje tranzystorowe.
Scena gotowa
Drugim nieodpartym wyborem było wydawnictwo Lotus Santany [Mobile Fidelity MFSL 3-540] – również trzy płyty LP. Zarejestrowany na żywo koncert w Japonii ukazuje pełne spektrum stylów charakterystycznych dla zespołu, ale fani doskonale wiedzą, że Santanę definiują dwa instrumenty: ślizgająca się po dźwiękach gitara elektryczna oraz perkusjonalia o latynoskiej barwie.
To właśnie solówka tych ostatnich, w utworze Kyoto, przypomniała mi o tranzystorowej stronie PW1. W ogromnej, niemal jaskiniowej przestrzeni sceny dźwiękowej – z bębnami rozciągającymi się od lewej do prawej – każdy instrument miał jasno określone miejsce, a całe „odczucie” (jeśli można tak to ująć) uległo zmianie: z ciepłego, przytulnego klimatu nagrań Davisa na coś znacznie bardziej precyzyjnego i fizycznego.
Zacząłem się zastanawiać: czy PW1 został celowo zaprojektowany jako urządzenie „rozdwojone” – czy może raczej wyjątkowo wszechstronne brzmieniowo, zamiast jednoznacznie skłaniać się ku jednej technologii?
Choć nie prowadziłem formalnej punktacji, wszystko wskazywało na to, że brzmienie PW1 zdecydowanie bardziej przypominało lampowe niż tranzystorowe – mimo że nie zastosowano w nim żadnych lamp elektronowych. Nigdy nie zapomnę, jak ponad 30 lat temu Bob Carver powiedział mi, że potrafi sprawić, by każdy wzmacniacz tranzystorowy brzmiał jak lampowy. A Tim de Paravicini z EAR udowodnił to, konstruując swoje pierwsze wzmacniacze Yoshino.
A jednak – słysząc to z PW1 – poczułem się zaskoczony.
Decydujący moment? The Hurdy Gurdy Man Donovana [Impex IMP6055], album, którego słuchałem kilka dni wcześniej z wkładką Ortofon MC X40 i przez inne przedwzmacniacze gramofonowe. Tutaj liczył się przede wszystkim ten charakterystyczny głos Donovana – w pewnym sensie podobny do brzmienia saksofonu Johna Coltrane’a w nagraniach z Miles Davis 55. Nie pod względem muzycznym, lecz pod względem ilości niuansów i subtelności, które udało się uchwycić.
Niezależnie od zastosowanej wkładki, debiutancki przedwzmacniacz gramofonowy Grimm Audio to konstrukcja wybitna.
Werdyjt HI-FI NEWS
Grimm z nazwy, ale na pewno nie z charakteru! Dla użytkowników korzystających z dwóch wkładek lub gramofonów, elastyczność PW1 to ogromna zaleta – choć nie ona stanowi o jego największej wartości. Tą jest zdolność przywoływania tego, co sprawia, że wielu z nas wciąż woli płyty LP od wszystkich innych nośników.
To fantastyczny przedwzmacniacz gramofonowy – cichy jak tranzystor i ciepły jak lampa, bez rezygnacji z zalet żadnej z tych technologii. Segment cenowy w okolicach 4 tys. funtów jest mocno obsadzony, ale PW1 będzie wyjątkowo trudnym rywalem do pokonania.
Jakość dźwięku: 88%


