Test przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1 w Analog Planet

Recenzja przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1
Autor i źródło recenzji: Ken Micallef, Mike Mettler, Analog Planet, lipiec 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Położona na nizinach Holandii firma Grimm Audio wypracowała sobie solidną pozycję na rynku, kojarzoną z precyzją inżynierską i uznawaną jakością dźwięku. W świecie cyfrowego audio Grimm wyróżnia się na tle konkurencji – wiele ich urządzeń, w tym streamer MU1, przedwzmacniacz/cyfrowo-analogowy przetwornik/streamer MU2 oraz system odtwarzania LS1c, cieszy się znakomitą reputacją. Dwa ostatnie modele doczekały się entuzjastycznych recenzji – zarówno pod względem brzmienia, jak i wyników pomiarów – na łamach naszego siostrzanego portalu Stereophile. Grimm Audio śmiało przesuwa granice możliwości odtwarzania dźwięku hi-res, robiąc to z pozorną lekkością. Co więcej, firma zaznacza swoją obecność również w świecie analogu.
Dobrym przykładem jest przedwzmacniacz gramofonowy Grimm PW1 (4 900 USD), który swoją prostą, cegłowatą formą wyraźnie odbiega od typowego wyglądu sprzętu audio. Mimo oszczędnej estetyki, to kompaktowe urządzenie oferuje zaskakująco dużo. Na stronie producenta czytamy o „unikalnej, minimalistycznej konstrukcji elektronicznej” – PW1 obsługuje wkładki typu MM i MC, posiada wyjścia RCA i XLR, a ustawienia wzmocnienia i obciążenia ukryto pod przesuwaną płytką na spodzie obudowy. We wnętrzu znajdziemy liniowy zasilacz, ekranowanie z miedzi i bardzo kompaktowe wymiary: 10 × 10 × 25 cm (szer./wys./gł.). Całość uzupełnia solidna, pięcioletnia gwarancja ograniczona – to oferta, która przyciąga uwagę.
Za konstrukcją PW1, nazwanego w instrukcji i materiałach producenta „Phono Wizard”, stoi współzałożyciel Grimm Audio – Peter van Willenswaard, odpowiedzialny za projekt elektroniki. Obudowę, określaną jako „prosta, lecz wyrazista”, zaprojektował Michiel Uylings. Zespół projektowy Grimm zadbał również o wykonanie miedzianego ekranowania wnętrza.
Peter van Willenswaard opisuje PW1 jako konstrukcję zaprojektowaną z myślą o minimalnym poziomie szumów i maksymalnej szybkości działania. Zastosowany transformator toroidalny powstał we współpracy z holenderską firmą Amplimo – tak, by możliwe było jego zintegrowanie bez generowania przydźwięku. Wszystkie zasilacze w PW1 to układy typu shunt, a liczba kondensatorów została ograniczona do niezbędnego minimum. Założenie konstruktorów było proste: każdy kondensator może wprowadzać niepożądany wpływ na dźwięk – zwłaszcza w zakresie fazy i rytmiki.
Funkcje i specyfikacja
Szczegółowa i przejrzyście napisana instrukcja w formacie PDF zawiera komplet informacji technicznych (dla zwolenników wersji papierowej – dołączono również drukowaną wersję w pudełku). Przyjrzyjmy się jednak dokładniej panelowi ustawień. Spodnią część urządzenia otaczają dwie grube, gumowe listwy, a przesuwaną metalową klapkę zabezpieczają dwa masywne mosiężne śruby motylkowe. Pod nią znajdziemy pięć niewielkich okienek zawierających zestawy mikroprzełączników, umożliwiających konfigurację parametrów pracy tego solidnego przedwzmacniacza gramofonowego. Rozmieszczone w układzie lustrzanym – kanał lewy/prawy – jedno z okien zawiera przełącznik wzmocnienia: +0 dB dla MC oraz +10 dB dla MM. Cztery pozostałe pozwalają dobrać obciążenie dla MM: 47 pF, 100 pF i 220 pF oraz dla MC: 1 kΩ, 33 Ω, 100 Ω i 330 Ω. Wybór wzmocnienia obejmuje także wartości 330 pF i 680 pF dla MM oraz +20 dB i +30 dB dla MC. Krótko mówiąc – PW1 to niezwykle solidna konstrukcja, oferująca łatwą i precyzyjną konfigurację parametrów pracy.
Na froncie, tuż przed ukośnym wycięciem obudowy, umieszczono niebieską diodę LED sygnalizującą zasilanie. Z tyłu znajdują się solidne gniazda RCA dla wejść MM/MC, wyjścia RCA i XLR, główny włącznik oraz zacisk uziemienia. PW1 wykończono eleganckim, czarnym, szczotkowanym aluminium.
Konfiguracja systemu
Do odsłuchów wykorzystałem następujące komponenty: przedwzmacniacze gramofonowe Tavish Audio Design Adagio, Manley Labs Chinook Special Edition MkII, PrimaLuna EVO 100 oraz Allnic DT-5000. Za kolumny posłużyły głośniki Voxativ Ampeggio. Okablowanie obejmowało przewody AudioQuest Pegasus i Firebird, interkonekty RCA Triode Wire Labs Spirit II oraz kable głośnikowe AudioQuest William Tell Zero (10").
Mój Tavish Adagio (niestety już wycofany z produkcji) to prawdziwy król wśród lampowych phono w przedziale do 2 tys. dolarów – oferuje znakomite nasycenie barw i aksamitną gładkość, dzięki którym system zyskuje wyjątkową muzykalność. Przejście na Grimm PW1 przyniosło jednak zaskakującą poprawę we wszystkich aspektach. Scena dźwiękowa „stanęła na baczność” i zaczęła się rozciągać we wszystkich kierunkach – głęboka i szeroka, zmieniała się subtelnie z każdą nową płytą, dostosowując się do jej charakteru z imponującą swobodą. Choć PW1 nie oferuje tej samej lampowej słodyczy co Tavish, w większości pozostałych aspektów wyraźnie go przewyższa.
Gdybym wcześniej nie wiedział, z czym mam do czynienia, odsłuchy w żaden sposób nie zdradziłyby, czy Grimm PW1 to konstrukcja tranzystorowa czy lampowa – brzmi po prostu solidnie, muzykalnie i naturalnie, z pewną dozą śmiałości i autorytetu, które nie narzucają się, lecz przekonują – niczym model na wybiegu, pewny swej obecności, niepotrzebujący potwierdzać wyjątkowości.
PW1 prezentuje instrumenty i wokale z dużą precyzją, konturem i lekkim wysunięciem ku słuchaczowi. Bas jest mocny, zwarty i doskonale kontrolowany. Całość brzmienia cechuje się tonalną równowagą, dobrze rozłożoną dynamiką i wyczuwalną energią – jest tu i siła, i emocjonalna głębia, i dźwiękowe napięcie.
To urządzenie zachowuje spokój i opanowanie, brzmi z wyczuciem i pewnym wyrachowaniem – ale zarazem jest wyraziste i przekonujące. PW1 obchodzi się z winylem z takim wyczuciem, że odtwarzanie muzyki staje się prawdziwą przyjemnością. Bezbłędna przejrzystość, precyzyjna przestrzenność i znakomita równowaga między barwą a klarownością – oto istota jego brzmienia.
Sesje odsłuchowe
Aby rzetelnie porównać Grimm PW1 z wcześniej wspomnianymi przedwzmacniaczami gramofonowymi z mojego systemu, ustawiłem jego wzmocnienie na +30 dB i odpowiednio dopasowałem poziomy w pozostałych urządzeniach. Jako punkt odniesienia posłużył mi album Black Focus duetu Yusef Kamaal z 2016 roku (Brownswood Recordings BWOOD0157LP) – współczesne jazzowo-breakbeatowe nagranie pełne energetycznych groove’ów, głębokiego, nisko schodzącego basu i intrygujących struktur melodycznych. Spoiler: Grimm zagrał jak trzeba.
Redaktor Analog Planet, Mike Mettler, również spędził trochę czasu z PW1 w swoim systemie przed przekazaniem urządzenia do mojej części testu. Przekazuję więc głos Mike’owi, by podzielił się swoimi wrażeniami z odsłuchu. Oddajemy scenę Tobie, Mike.
Mike Mettler: Dzięki, Ken. Ten egzemplarz Grimm PW1 trafił najpierw do mnie – zaraz po powrocie z targów AXPONA. Co ciekawe, chwilę wcześniej miałem okazję zobaczyć go na żywo – tuż przy wejściu do głównej sali odsłuchowej firmy na 15. piętrze, gdzie prezentował go sam dyrektor kreatywny Eelco Grimm.
Zgodnie z instrukcją, przed rozpoczęciem sesji odsłuchowych podłączyłem PW1 i pozostawiłem go włączonego na zalecane 24 godziny wstępnego wygrzewania. Przez cały okres testów urządzenie pozostało pod napięciem – również zgodnie z zaleceniami producenta. Po zakończeniu tego etapu włączyłem PW1 do mojego referencyjnego toru audio, w skład którego wchodzą gramofon Pro-Ject PerspeX z wkładką Sumiko Blackbird MC oraz kolumny podłogowe GoldenEar Triton One o wysokości niemal do brody. Za połączenia odpowiadało okablowanie AudioQuest, zbliżone do zestawu Kena.
Jako entuzjasta ciemnych, matowych wykończeń w sprzęcie audio – dotyczy to także akcesoriów, jak stosowana przeze mnie platforma antywibracyjna IsoAcoustics zaZen II czy lampka serwisowa Reliable UberLight Frame – muszę przyznać, że minimalistyczna, grafitowa bryła Grimm PW1 idealnie wpisała się w estetykę mojego systemu.
Po ustawieniu wzmocnienia na +20 dB (regulacja spodnia – przy okazji – okazała się banalnie prosta), mogłem przejść do właściwych odsłuchów. Na początek sięgnąłem po brzmienia z przełomu lat 70. i 80., wybierając amerykańskie tłoczenie płyty Watts in a Tank z 1981 roku zespołu Diesel (Regency/Atlantic RY 19315). Po solidnym czyszczeniu na mojej myjce Degritter Mark II, na talerzu wylądował pierwszy utwór z pierwszej strony – przebojowe „Sausalito Summernight”.
Grimm PW1 doskonale oddał charakterystyczny, perkusyjno-syntezatorowy przerywnik w środku utworu – jego brzmienie pozostało stabilne i czytelne, dzięki świetnej realizacji partii na syntezatorze Moog. Klimat tej sekwencji nieco przypominał klasyczne brzmienie ARP Odyssey, znane z solowej części hitu Joe Walsha z 1978 roku – Life’s Been Good. Jeszcze lepiej wypadł główny riff gitarowy z „Sausalito” – szeroko rozpanoramowany, powracający po przęśle utworu, z idealnie dozowanym pogłosem – wybrzmiewał z pełną siłą i energią. Wcześniejsza sekwencja solówek – najpierw bardziej nowofalowa w wykonaniu Marka Boona, potem o południowym zacięciu, autorstwa Roba Vunderinka – brzmiała dynamicznie, selektywnie i z wyraźnie zarysowaną indywidualnością obu gitarzystów.
Ponieważ zaledwie kilka dni wcześniej – 28 marca 2025 roku – widziałem ich występ w Buffalo, nie mogłem się oprzeć, by sięgnąć po klasyk jazzowy Whipped Cream & Other Delights zespołu Herb Alpert’s Tijuana Brass, w nowym jubileuszowym wydaniu na winylu z okazji 60-lecia (HRB 255). To ciężki picture disc z kultową okładką „w bitej śmietanie”, odwzorowaną po obu stronach. Płyta – nowość na 2025 rok – nie sprawiała żadnych problemów z odtwarzaniem, a Grimm zadbał o to, by wszystko brzmiało z odpowiednim swobodnym swingiem.
Trąbki – samego Herba Alperta (który, nawiasem mówiąc, w momencie pisania tego tekstu ma 90 lat!) i Tonniego Kalasha – w otwierającym album utworze „A Taste of Honey” (strona A, ścieżka 1) bujały z lekkością, która mimowolnie wprawiała głowę w rytmiczne kiwanie. W „Tangerine” (strona A, ścieżka 3) separacja kanałów była wzorcowa: po lewej stronie klasyczna perkusja z epoki, po prawej delikatne piano, najpewniej grane przez Leona Russella, a pośrodku subtelne nucenie – wszystko to tworzyło dźwiękowy obrazek niczym z wakacyjnej pocztówki z Miami. A pełne, soczyste brzmienie dęciaków w utworze „Whipped Cream” autorstwa Allena Toussainta (strona A, ścieżka 5) zostało efektownie spuentowane przez zwarte, kończące utwór uderzenia w bębny – prawdopodobnie autorstwa samego Hala Blaine’a.
Przechodząc w bardziej bluesowe klimaty, sięgnąłem po najnowszy album Samanthy Fish Paper Doll (Rounder 1166102521), wydany w kwietniu 2025 roku. Od razu włączyłem mroczny utwór „Fortune Teller” (strona B, ścieżka 1), który rozpoczyna się chropowatym riffem po prawej stronie sceny i śpiewem Fish – zadziornym, sarkastycznym, umieszczonym centralnie. Gdy wokalistka decyduje się na pełne emocji wejście, organy dookoła niej mogłyby grozić przesterowaniem przy nagłym wzroście dynamiki, ale Grimm utrzymał wszystko w ryzach – nawet w momencie, gdy po pauzie w środku utworu tempo gwałtownie przyspieszyło. (Rozmowa, którą przeprowadziłem z Samanthą na temat tego albumu, pojawi się wkrótce na łamach Analog Planet).
Po kilku kolejnych płytowych skokach gatunkowych z 2025 roku – progresywnym dwupłytowym wydawnictwie Deep Water zespołu Cosmic Cathedral (InsideOut Music IOM742) oraz senno-alternatywnym That’s the Price of Loving Me Deana Warehama (Carpark CAK180; rozmowa z Warehamem również w przygotowaniu!) – trudno było nie zakochać się w Grimm PW1 jeszcze bardziej. Niezależnie od tego, co lądowało na talerzu gramofonu, ten przedwzmacniacz raz po raz dostarczał najwyższej klasy brzmienie – z każdej płyty, bez wyjątku. Wszystko brzmiało czysto i precyzyjnie, bez przesadnego „kopa” – by zacytować klasyka: „czysto i klarownie, bez kofeiny”.
Oddaję teraz głos Kenowi, który podsumuje test i umieści Grimm PW1 w odpowiednim kontekście cenowym dla tej klasy przedwzmacniaczy gramofonowych.
Wnioski
Dzięki, Mike. Grimm Audio PW1 to prawdopodobnie przedwzmacniacz gramofonowy o najniższym poziomie szumów, z jakim miałem do czynienia – jego nieskazitelnie czarne tło i klarowność porównać można do wschodu słońca nad idealnie spokojnym horyzontem. Pod względem rytmiki niemal dorównuje mojemu Manley Chinook (3 199 USD), choć ustępuje mu nieco w zakresie gęstości brzmienia, uderzenia i nasycenia barw. W porównaniu z PrimaLuna EVO 100 (4 195 USD), Grimm oferuje bardziej zdecydowany charakter, większą przejrzystość i bezpośredniość. Z kolei w kategoriach muzykalności, płynności i kontroli kolorystyki, PW1 zbliża się do Allnic DT-5000 (6 000 USD), choć nie oddaje w pełni lampowego czaru tego topowego modelu – jego atmosfery, miękkości czy słodyczy w wysokich tonach.
PW1 nie próbuje być lampowy – zamiast tego prezentuje dźwięk z doskonałą kontrolą i otwartością, budując rozległą scenę dźwiękową z pełną dynamiką i energią. Jest niemal na granicy brzmieniowego ciepła konstrukcji lampowych, ale z precyzją i szybkością tranzystorowego toru najwyższej klasy.
Podsumowując – Grimm Audio PW1 to fascynujące urządzenie, oferujące angażujące, wyraziste i głębokie brzmienie, które chwilami zdaje się niemal trójwymiarowe. Przekazuje muzykę z rozmachem, klarownością i dramaturgią, wydobywając z każdej płyty to, co najlepsze. Całość zamknięto w eleganckiej, ciemnej obudowie o minimalistycznym kształcie. PW1 to przedwzmacniacz, którego zdecydowanie warto posłuchać – gorąco polecamy.


