Test przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1 w alpha-audio.net

Recenzja przedwzmacniacza gramofonowego Grimm Audio PW1
Autor i źródło recenzji: Jaap Veenstra, Alpha-Audio.net, kwiecień 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Rzadko zdarza się, byśmy poświęcili aż tyle czasu jednej recenzji. Oczywiście testy porównawcze zawsze są czasochłonne, jednak sytuacja, w której „pojedynczy” tekst powstaje przez ponad miesiąc — to w przypadku autora niniejszych słów rzecz dziś niemal wyjątkowa. Dlaczego tym razem było inaczej? Odpowiedź jest prosta: nie potrafiliśmy przestać słuchać muzyki. A wszystko zaczęło się od jednego urządzenia — przedwzmacniacza gramofonowego Grimm PW1.
Wasz autor doskonale pamięta — i z pewnym zakłopotaniem przyznaje — że kiedyś powiedział koledze Yung Lie, iż Alpha to projekt poświęcony streamingowi audio, a winyl nie będzie w nim testowany. Ale cóż, czasy się zmieniają. Tak samo jak spostrzeżenia i opinie. Winyl? To po prostu czysta radość. Przyjemny dodatek do pasji. I bez najmniejszego problemu może współistnieć z cyfrowym zestawem do streamingu.
Doświadczenie
Zacznijmy od tego, że słuchanie płyty winylowej to zupełnie inne doświadczenie niż streaming. Czy chodzi o jakość brzmienia? Wcale nie. Dobry zestaw analogowy nie gra ani lepiej, ani gorzej niż starannie skonfigurowany system streamingowy. Obie konfiguracje potrafią zachwycić. I z obu autor czerpie intensywną, szczerą przyjemność.
Dlaczego więc nagła zmiana podejścia? To akurat proste: winyl wnosi do odsłuchu coś świeżego. Coś, co znów pozwala odkrywać. Regulacja ramienia, dobór przedwzmacniacza gramofonowego, testowanie, która wkładka najlepiej dogaduje się z konkretnym ramieniem i stolikiem – to wszystko potrafi wciągnąć bez reszty.
Ale to nie tylko sprzęt. To również moment, w którym ostrożnie wysuwasz płytę z koperty. Chwila, gdy zatrzymujesz wzrok na okładce. Rytuał mycia winyli, które udało się upolować na targach czy giełdach płytowych. I wreszcie – zbieranie pierwszych wydań, oryginalnych tłoczeń, które mają w sobie jakąś trudną do opisania aurę. To wszystko jest częścią tej zabawy.
Grimm PW1
Wróćmy jednak, choć na chwilę, do głównego bohatera tej recenzji: przedwzmacniacza gramofonowego Grimm PW1. Niedawno mieliśmy okazję porozmawiać z jego głównym projektantem, Peterem van Willenswaardem. Wywiadu można wysłuchać poniżej (lub znaleźć go na Spotify i Apple Podcasts), a także obejrzeć w wersji wideo na YouTube.
Sedno opowieści Petera sprowadza się do jednego: Grimm PW1 został od podstaw zaprojektowany z myślą o możliwie najniższym poziomie szumów oraz błyskawicznej odpowiedzi układu. Wspólnie z firmą Amplimo opracowano specjalny transformator toroidalny, który można było bezpiecznie wbudować w obudowę urządzenia – bez ryzyka powstawania zakłóceń. Co więcej, zastosowano wyłącznie wewnętrzne zasilacze bocznikowe – zarówno autorstwa samego Petera, jak i Guido Tenta – a liczba kondensatorów została celowo ograniczona do absolutnego minimum. Dlaczego? Bo, jak twierdzi van Willenswaard, kondensatory mają wyraźny wpływ na reprodukcję dźwięku – szczególnie na fazę oraz synchronizację sygnału.
To właśnie dzięki bezkompromisowemu podejściu do każdego detalu i radykalnemu uproszczeniu układu udało się osiągnąć tak niski poziom szumów. Jak niski? Wystarczy spojrzeć na nasze pomiary: na wejściu MM zarejestrowaliśmy niemal -100 dB. To wynik imponujący – niższy nawet niż w naszym własnym Primare R35.
Minimalizm
Projekt obudowy Grimm PW1 również wpisuje się w estetykę minimalizmu. To niewielka, kompaktowa forma, którą przecina jedna, subtelna linia – optyczny detal, przełamujący gładką powierzchnię. Całość prezentuje się prosto, ale z wyczuciem – elegancko, choć oczywiście wrażenie to może być subiektywne i zależy od indywidualnych upodobań.
Z tyłu urządzenia zaskakuje liczba dostępnych połączeń – jak na tak niewielkie rozmiary, to naprawdę sporo. Znajdziemy tam dwa komplety wejść: dla wkładek MM oraz MC. Do dyspozycji są zarówno złącza niezbalansowane (RCA), jak i zbalansowane (XLR). Warto dodać, że te ostatnie mogą okazać się nieco ciasne w obsłudze, zwłaszcza jeśli – tak jak my – używa się dużej wtyczki zasilającej. Grimm rozwiązał ten problem, obracając złącza XLR o ćwierć obrotu, co znacząco poprawia ergonomię. Centralnie, pomiędzy złączami, umieszczono również terminal uziemienia – estetycznie i funkcjonalnie.
Ustawienie
Na spodzie urządzenia znajdują się wszystkie przełączniki DIP, służące do precyzyjnego dopasowania odtwarzacza do parametrów Grimm PW1. Poszczególne „pola” przełączników oddzielają ustawienia dla wkładek MC i MM, a także – osobno – dla kanału lewego i prawego. Ich rozmieszczenie jest całkowicie symetryczne, co dowodzi starannego i przemyślanego projektu płytki drukowanej – z pełnym odwzorowaniem lustrzanym.
Oprócz indywidualnych ustawień impedancji i pojemności, znajdziemy tu także osobną sekcję regulacji wzmocnienia oraz przełącznik wyboru trybu pracy (MM/MC). Co istotne, wszystkie parametry można zmieniać „w locie”, bez konieczności wyłączania urządzenia – bez kliknięć, trzasków ani jakichkolwiek niepożądanych efektów ubocznych. To detale, które robią różnicę – zwłaszcza w codziennym użytkowaniu.
Dźwięk
Jak już wcześniej wspomnieliśmy – była to prawdziwa podróż. Winyl okazał się dla autora czymś znacznie więcej niż tylko „kręceniem płytą”. Stał się odkryciem, głębszym wejściem w świat muzyki. Nie tylko za sprawą technologii – choć i ona, przyznajmy, okazała się fascynująca.
Bo właśnie tym stał się z czasem streaming audio: nie tyle sposobem słuchania muzyki, co polem do eksperymentów – próbą zrozumienia, dlaczego dźwięk się zmienia, gdy wymienimy kabel, zasilacz czy zegar taktujący. Samo, czyste słuchanie muzyki coraz częściej staje się trudne… to pewna forma zawodowego zniekształcenia percepcji, jeśli można to tak nazwać.
Winyl tymczasem wymusza powrót do rzeczy bardziej podstawowych – mechanicznych i „pierwotnie” elektrycznych. Owszem, tu również jest wiele do udoskonalenia. Ale właśnie dlatego, że autor ma mniejsze doświadczenie w tej dziedzinie, nie wszystko staje się od razu interesujące. I może to dobrze. Bo jeśli fundamenty są solidne – wszystko po prostu działa. Czy to ma sens?
Najistotniejsze jest jednak to, że gdy gramofon zostanie prawidłowo skonfigurowany, a przedwzmacniacz gramofonowy wykonuje swoją pracę bezbłędnie – muzyka może wybrzmieć pięknie. Bez przeszkód. Bez niczego, co odciągałoby uwagę od istoty rzeczy.
I właśnie to Grimm PW1 robi w sposób wręcz magiczny. Nic nie staje na drodze między rowkiem płyty a muzyką płynącą prosto do uszu słuchacza. Jakże cichy, jak szybki i jak bogaty w szczegóły potrafi być ten przedwzmacniacz! Primare R35 już sam w sobie jest znakomitym urządzeniem – szczególnie w swojej klasie cenowej, wynoszącej około 1500 euro. Ale Grimm PW1 (4950 euro) idzie o krok dalej. Pod względem przejrzystości, jedwabistej gładkości brzmienia i szybkości reakcji – to zupełnie inna liga. Rytmicznie zaś... to prawdziwa bestia.
Wszechstronność
Do testów używaliśmy przede wszystkim gramofonu Technics SL1200 MK2 z wkładką Le Son LS10 MK2 – połączenia, które okazało się po prostu zachwycające. LS10 MK2 to konstrukcja szybka, o wyjątkowo eterycznym charakterze, oferująca mnóstwo detali. (Pełna recenzja dostępna jest tutaj). Wnosi nieco więcej niż i tak już świetny Le Son LS1 o wysokim poziomie wyjściowym.
Drugim źródłem był Thorens TD160 z wkładką MM Audio-Technica VM95SE. To bardzo udany gramofon, który daje sporo przyjemności ze słuchania. A do tego – na rynku wtórnym – można go zdobyć za mniej niż 500 euro. Niemniej, ograniczenia VM95SE są słyszalne, zwłaszcza w bezpośrednim porównaniu z pozostałymi konfiguracjami. Co zrozumiałe: LS10 MK2 kosztuje blisko 1000 euro, a VM95SE – niecałe 50. Różnice? Trochę mniej otwartości, finezji, rozdzielczości… A jednak – nawet ta budżetowa kombinacja potrafi dać sporo radości. Tyle że po doświadczeniu dwóch wyżej wspomnianych zestawów – powrót nie jest już możliwy.
Grimm PW1 bez wysiłku pokazuje różnice między komponentami. To przedwzmacniacz o przejrzystości tak wysokiej, że bez cienia przesady można powiedzieć: nadąża za twoim rozwojem i wymaganiami. Bez ograniczeń. Wkrótce planujemy przetestować go w parze z gramofonem Rega P10. I już teraz jesteśmy ciekawi, dokąd nas to zaprowadzi. Bo jedno jest pewne – apetyt rośnie w miarę słuchania.
Pomiary
Grimm PW1 został przez nas zmierzony przy użyciu analizatora Prism dScope IIIE – zarówno w trybie MM, jak i MC. Na otwarte wejście nałożyliśmy wtyk zwierający, by zapobiec zbieraniu sygnału z otoczenia. Ostatecznie wykonaliśmy pojedynczy pomiar, aby zachować porównywalność z wcześniejszymi testami. Szczerze mówiąc, ta konfiguracja nie miała istotnego wpływu na wyniki.
Dodatkowo przeprowadziliśmy osobny pomiar po stronie zasilania Grimm PW1, wykorzystując Tekbox LISN oraz Picoscope 5000.
Pasmo przenoszenia i charakterystyka fazowa prezentują się wzorowo: odpowiedź częstotliwościowa układa się w idealnie prostą linię. Pasmo jest szerokie – to słychać i widać. Faza zachowuje się bardzo spokojnie, z łagodnym wzrostem w okolicach 50 kHz, co najprawdopodobniej wynika właśnie z rozciągniętego pasma przenoszenia.
Jak wcześniej wspomniano, poziom szumów jest imponująco niski, a zniekształcenia harmoniczne – śladowe. Wymieniliśmy kilka maili z zespołem Grimm Audio, by mieć pewność, że nasze wyniki są miarodajne. Trzeba bowiem pamiętać, że pomiary przedwzmacniaczy gramofonowych, szczególnie w trybie MC z bardzo wysokim wzmocnieniem, należą do najbardziej wymagających. Jesteśmy świadomi, że być może nie wychwyciliśmy wszystkich detali, ale uzyskane wyniki są bliskie tym, które raportuje sam producent.
Po stronie zasilania – a to w tym przedziale cenowym szczególnie interesujące – nie zaobserwowaliśmy żadnych niepokojących zjawisk. Pomiar LISN na Picoscope 5000 pokazuje wyjątkowo czyste widmo. I trudno się dziwić: mamy tu do czynienia z liniowo zasilanym urządzeniem, zaprojektowanym z obsesyjną dbałością o czystość energetyczną.
Podsumowanie
Cóż… co tu dużo mówić – ten przedwzmacniacz gramofonowy wciąga jak mało który. Grimm PW1 sprawia, że nie chce się przestać słuchać muzyki. A to, w naszej opinii, najwyższy możliwy komplement.
To urządzenie nie tylko zachwyca techniczną sprawnością, ale przede wszystkim wydobywa z nagrań to, co w nich najistotniejsze: emocje, muzykalność, prawdę. Grimm PW1 to prawdziwie magiczne ogniwo w łańcuchu analogowego odtwarzania, które przypomina nam, dlaczego tak bardzo kochamy to hobby. Dla muzyki. Dla sztuki. Dla chwil, które naprawdę poruszają.




