Test lampowego wzmacniacza zintegrowanego PrimaLuna EVO 300 Integrated w Watt-Audio

Recenzja lampowego wzmacniacza zintegrowanego PrimaLuna EVO 300 Integrated
Autor i źródło recenzji: Viktor Kubal, Watt-audio.sk, styczeń 2025 r.
Oryginał możesz przeczytać TUTAJ.
Produkty marki PrimaLuna nie są obce czytelnikom watt-audio.sk. Szczegółowo testowaliśmy zintegrowany wzmacniacz EVO 200 oraz jego dzieloną wersję (EVO 200 Pre i EVO 200 Power) – i zawsze z doskonałym rezultatem. Szczególnie pozytywne wrażenie wywarł na mnie przedwzmacniacz gramofonowy EVO 100. Ich koncepcja – zarówno techniczna, jak i ideowa – jakość wykonania, a przede wszystkim najwyższy poziom brzmienia są mi wyjątkowo bliskie. Muszę uczciwie przyznać, że jestem wielkim fanem tej marki. Uważni czytelnicy zapewne pamiętają też, że końcówka mocy EVO 400 na stałe zasiliła redakcyjny system audio. Wybrałem ją za solidne, zwarte brzmienie, fantastyczne odwzorowanie detalu i naturalną barwę. Istotnym czynnikiem był też jak na lampę bardzo wysoki poziom mocy (w trybie ultralinearnym z EL34 daje 70 W na kanał), co pozwala na współpracę z szeroką gamą kolumn głośnikowych. Dodatkowym atutem są też symetryczne wejścia XLR.
Moje zamiłowanie do marki umocniło również osobiste spotkanie z właścicielem PrimaLuna – Hermanem van den Dungenem. Podczas ubiegłorocznych targów w Monachium odbyliśmy dłuższą, przyjacielską rozmowę. Muszę powiedzieć, że to bardzo sympatyczny człowiek z silną charyzmą, poczuciem humoru i pasją do szybkich samochodów – czyli ktoś z mojej bajki! Dowiedziałem się wtedy wielu ciekawych rzeczy zza kulis działalności firmy, niektóre wręcz przełomowe, choć na razie pozostają tajemnicą. Wspomnę tylko, że trwają prace nad własnym gramofonem – miałem okazję zobaczyć go przez kilka minut i mogę powiedzieć jedno: to będzie coś wyjątkowego!
Prezentację wzmacniacza EVO 300 traktuję jako kontynuację „serialu” PrimaLuna. Ponieważ wiele faktów dotyczących konstrukcji i technologii jest już znanych, tym razem ograniczę się do najistotniejszych informacji.
Także tutaj topologia obudowy i identyfikacja wizualna marki są wyraźne. Wykonanie oraz jakość wykończenia ponownie stoją na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie zwracam uwagę na lakierowanie poszczególnych elementów – porównywalne z tym, co oferują tylko najbardziej prestiżowe marki motoryzacyjne. Głębokość i struktura błyszczącego, szarego lakieru z delikatnym metalicznym połyskiem prezentują się elegancko i luksusowo. Obudowę tworzą masywne stalowe panele, zmontowane w sztywną konstrukcję, a waga urządzenia (31 kg) tylko to potwierdza. Zwarta budowa skutecznie eliminuje rezonanse (test stuknięcia w górny panel z lampami potwierdził tę właściwość) i jednocześnie chroni delikatne obwody przed zakłóceniami elektromagnetycznymi.
Front wykonany jest z aluminiowego bloku z subtelnie zaokrąglonymi krawędziami – dostępny w wersji czarnej lub srebrnej z anodowanym wykończeniem. Elementy sterujące ograniczono do minimum: po prawej przełącznik wejść, po lewej regulator głośności, a centralnie – diody LED sygnalizujące tryb rozgrzewania („Warm Up”) i aktualny tryb pracy: triodowy lub ultralinearny (pierwsza znacząca różnica względem EVO 200). Nie zabrakło również wysokiej jakości wyjścia słuchawkowego, które zadowoli nawet wymagającego melomana (testowano z HIFIMAN Ananda).
Włącznik sieciowy umieszczono z lewej strony bocznego panelu. Po prawej znajdziemy przełącznik czułości Bias (Low/High – zależnie od zastosowanych lamp) oraz przełącznik LS/HP umożliwiający pominięcie sekcji przedwzmacniacza i podanie sygnału bezpośrednio na stopień mocy.
Tylna ścianka wygląda identycznie jak w niższym modelu: pięć wejść AUX, wyjście subwooferowe, Tape Out i wejście HT – wszystkie na gniazdach RCA. Terminale głośnikowe WBT są podwójne, umożliwiając podłączenie kolumn 4- lub 8-omowych.
Zastosowano komplet firmowych obwodów ochronnych PrimaLuna: Adaptive Autobias (monitoruje i chroni lampy), AC Offset Killer (eliminuje szumy transformatorów zasilających), Soft StartTM (zapewnia łagodny start lamp), BTITM (informuje o uszkodzonej lampie), PTP i OTP (chronią transformatory przed przegrzaniem i awarią lamp). Miałem okazję niechcący zweryfikować skuteczność tych zabezpieczeń – awaria lampy EL34 w EVO 400 skutkowała jedynie lekkim stuknięciem w kolumnach.
Wnętrze EVO 300 zmontowano ręcznie metodą Point-To-Point (bez płytek drukowanych). Za przełączanie wejść odpowiadają przekaźniki, regulację głośności powierzono potencjometrowi ALPS. Zastosowano ceramiczne podstawki lamp i wyłącznie komponenty najwyższej klasy od uznanych producentów (Nichicon, Philips, Solen, DuRoch, Takman). Do kompletu dołączono stylowy, w pełni metalowy pilot.
Wzmacniacz dostarczany jest z trzema lampami 12AU7 (sekcja przedwzmacniacza) i dwiema EL34 na kanał (stopień końcowy). Istnieje możliwość wymiany lamp końcowych na szeroką gamę modeli (EL34, EL37, KT77, KT88, KT90, KT120, KT150), co pozwala dopasować brzmienie i moc urządzenia do indywidualnych preferencji użytkownika. Poza firmowymi EL34 miałem również do dyspozycji zestaw KT88 od JJ Electronic.
Wzmacniacz PrimaLuna EVO 300 towarzyszył mi przez ponad miesiąc – wystarczająco długo, by się nim nacieszyć. Testowałem go z klasycznymi kolumnami Avalon Acoustics Arcus oraz tubowymi Klipsch Klipschorn AK-5. Źródłem dźwięku był gramofon KV Colossus ONE z 12" ramieniem KV Colossus ARM MD, wkładką Ortofon Jubilee i przedwzmacniaczem phono Audio Research PH3 SE. Okablowanie: Cardas Neutral Reference, Nirvana Audio S-L i XLO Signature.
Odsłuch
Na wstępie muszę zaznaczyć, że EVO 300 reprezentuje typowe brzmienie PrimaLuna – naturalna prezentacja z doskonałym odwzorowaniem detalu, wybuchową dynamiką i prawdziwie barwnym obrazem instrumentów. Choć teoretycznie oferuje identyczną moc jak EVO 200 (w trybie ultralinearnym), różnice w charakterze brzmienia są wyraźne. W zestawieniu z kolumnami Avalon Acoustics Arcus EVO 300 grał jeszcze pełniej, bardziej ekspresyjnie i dramatycznie. Najdrobniejsze niuanse i odcienie zostały wydobyte z większą przejrzystością, brzmienie nabrało przestrzeni i rozmachu. Obraz sceny – szczególnie w głąb – był imponujący, z dużą głębią i plastycznością, co znakomicie sprawdziło się w repertuarze jazzowym i kameralnym. Pomagała w tym też nowa, lepiej zaadaptowana akustycznie sala odsłuchowa.
W trybie triodowym brzmienie stawało się spokojniejsze i bardziej jedwabiste – szczególnie w zakresie wysokich tonów. Taki sposób prezentacji był bardzo przyjemny, choć dla kolumn Arcus (o niskiej skuteczności) nieco zbyt mało energetyczny przy wyższych poziomach głośności. Jednak przy wieczornym, cichym słuchaniu był to prawdziwy balsam dla uszu.
Z kolei z Klipschornami (105 dB skuteczności) EVO 300 mógł rozwinąć skrzydła. Scena zyskała na rozmachu, a prezentacja stała się bardziej realistyczna – szybkość i przejrzystość wysokich i średnich tonów były oszałamiające. Brzmienie nie było precyzyjnie uporządkowane geometrycznie, ale miało wybitną spójność i silny efekt „na żywo”.
Przełączanie między trybem ultralinearnym a triodowym wpływało bardziej na strukturę i charakter przekazu niż jego podstawowe cechy. Ultralinearny tryb był energetyczny, żywiołowy, pełen ekspresji i dynamiki – imponowało utrzymanie kontroli nad całym pasmem przy dużej głośności. Dźwięk pozostawał klarowny, nie tracił na przejrzystości i nie zlewał się. Tryb triodowy – choć znacznie cichszy – wnosił więcej delikatności i spokoju, bez utraty głębi czy spójności.
Możliwość przełączania między trybami świetnie sprawdzała się przy dopasowywaniu dźwięku do konkretnego nagrania. Jaśniejsze, bardziej agresywne realizacje można było nieco „ugładzić” trybem triodowym, zaś mniej ekscytujące nagrania nabierały życia dzięki trybowi ultralinearnemu. Zaskoczyło mnie, jak wiele muzyki – wcześniej przeze mnie pomijanej – odzyskało blask dzięki EVO 300.
W większości przypadków preferowałem tryb ultralinearny za jego dynamiczny i bezpośredni charakter.
Franz Schubert – Sonata a-moll na arpeggione i fortepian / Frank Bridge – Sonata na wiolonczelę i fortepian (Decca, wykonanie: Rostropovich/Britten). Album kupiłem z polecenia Michaela Fremera. Oryginalne wydanie z 1969 roku osiąga cenę 3000 USD, więc zadowoliłem się drugim tłoczeniem z 1970 roku – szczęśliwie w znakomitym stanie. Po umyciu na maszynie Loricraft płyta odzyskała niemal perfekcyjną kondycję. Nagranie zachwyca czystością i detalem – dynamika i ekspresja uderzają jak grom z jasnego nieba, smyczek ślizgający się po strunach brzmi zapierająco. Jak trafnie ujął to znajomy audiofil: „Ci dwaj siedzą u ciebie w pokoju!”.
Sergei Rachmaninow – „Symphonic Dances” (Minnesota Orchestra, dyr. Eiji Oue, Reference Recordings). Ta realizacja potwierdziła, że zestaw AK-5 + EVO 300 to świetne połączenie – szczególnie że tubowe kolumny uwielbiają lampy. Instrumenty strunowe miały jednocześnie blask i gładkość, scena była głęboka i dokładnie zdefiniowana, tonalność perfekcyjna, dynamika wręcz sprinterska.
G. F. Händel – „The Water Music” / „The Royal Fireworks” (London Symphony Orchestra, dyr. George Szell, The Super Analogue Disc). Kolejna referencyjna realizacja – harmonijna tonalność, znakomity detal, mocne wejścia orkiestry bez cienia kompresji, smyczki delikatne, ale zdolne do monumentalnego brzmienia. Prawdziwie hipnotyczne doświadczenie.
Na koniec kilka słów o wymianie lamp mocy. KT88 od JJ Electronic wniosły zauważalne zmiany: brzmienie stało się bardziej zrównoważone, średnica dokładniejsza, wysokie tony zyskały na przestrzenności i szybkości. Choć nie było przesadnej lekkości, scena dźwiękowa nabrała jeszcze więcej oddechu. Osobiście preferuję to brzmienie względem EL34.
Podsumowanie
PrimaLuna EVO 300 Tube Integrated Amplifier potwierdza swoją klasę jako jeden z liderów w „ekonomicznej” klasie high-endu. Jego naturalność, przejrzystość, detaliczność i dynamika nie pozostawiają nic do życzenia. Minimalna sygnatura brzmieniowa – rzadkość wśród lamp – to ogromna zaleta. Nie szukam ciepła, pastelowej kolorystyki czy nadmiernej łagodności. Dla mnie liczy się neutralność i wierność – i to właśnie oferuje PrimaLuna.


