Test kondycjonera zasilania Gryphon Audio PowerZone 3 w Hifi Plus

Recenzja kondycjonera zasilania Gryphon Audio PowerZone 3
Autor i źródło recenzji: Alan Sircom, Hifi Plus, czerwiec 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Gryphon wkroczył w świat optymalizacji zasilania. Nie „wkroczył” w sensie grzecznego zapukania do drzwi i poproszenia o wejście. Gryphon uderzył w ten segment z siłą porównywalną do meteorytu, który 65 milionów lat temu zgładził dinozaury. Dzięki PowerZone 3 Gryphon stworzył najlepszy – i zarazem najdroższy – system optymalizacji zasilania w świecie hi-end audio.
Dokładniej mówiąc, Gryphon oferuje dwa modele. PowerZone 3.10 wyposażono w jeden blok ośmiu wysokiej klasy gniazd. PowerZone 3.20 posiada dwa bloki po cztery gniazda. Model 3.10 oferuje wydajność prądową na poziomie 20 A, natomiast 3.20 obsługuje imponujące 40 A. Można by zapytać, jaki wzmacniacz – niczym urządzenie do spawania łukowego – potrzebuje aż 40 amperów. Trzeba jednak pamiętać, że Gryphon to również producent monobloków Apex – wzmacniaczy o tak ogromnej wydajności prądowej, że mogłyby zasilić przetworniki wykonane z litej stali. W tym kontekście taka wydajność zasilania przestaje być przesadą.
Gdy dwa stają się jednym
Nie ma potrzeby rozdzielać tych modeli – działają w ten sam sposób i oferują identyczne osiągi. Różnica polega jedynie na tym, czy Twój system wymaga mocy modelu 3.20. Dlatego mówiąc o „PowerZone 3”, mam na myśli oba urządzenia – wybór wersji zależy od skali Twojego systemu. Technologia stojąca za Gryphon PowerZone 3 wykracza poza typowe rozwiązania stosowane w kondycjonerach zasilania. Dlatego też Gryphon nazywa go „optymalizatorem”. I właśnie w tym tkwi sedno jego wyjątkowej wydajności.
Spójrzmy na chwilę wstecz – czym właściwie jest typowy kondycjoner zasilania?
Dla celów tej analizy pomińmy regeneratory, które działają na zupełnie innej zasadzie. Skupmy się na urządzeniach pobierających prąd bezpośrednio z gniazdka i „masujących” sygnał zasilania w drodze do elektroniki audio. Problem w tym, że ta „masaż” często bywa mało delikatny. Większość kondycjonerów korzysta z dużych transformatorów i filtrów, które niwelują skoki napięcia, zakłócenia i szumy destabilizujące sieć. Niestety, „lekarstwo” bywa równie uciążliwe jak „choroba”.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by postrzegać każde urządzenie audio zasilane z sieci jako formę „modulacji prądu przemiennego”. A kiedy ten prąd zostaje wygładzony, pojawia się subtelne, ale wyczuwalne opóźnienie, które zakłóca timing całego systemu. Najlepsze klasyczne kondycjonery oparte na transformatorach potrafią zminimalizować ten efekt, lecz nigdy nie eliminują go całkowicie. To dlatego entuzjaści tzw. PRaT (Pace, Rhythm and Timing – Tempo, Rytm i Timing) często rezygnują z kondycjonerów, nawet gdy jakość zasilania w ich instalacji pozostawia wiele do życzenia. Dla nich kompromisy w systemie są nieuniknione – lecz lepiej, by nie dotyczyły one aspektu odpowiedzialnego za jego „muzykalność”.
Wielki transformator?
PowerZone 3 od Gryphona to nie jest po prostu „wielki transformator w pudle”. Wiem, że traktuję oba modele PowerZone 3 jako równoważne, ale zastanów się – jak ogromny musiałby być taki „transformator w pudle”, by ujarzmić urządzenia pobierające 40 A prądu? Taki kolos zająłby miejsce zarezerwowane zwykle dla końcówek mocy, a nie wyglądałby jak smukły, elegancki komponent, którym faktycznie jest PowerZone 3.
Co więc tak naprawdę robi Gryphon PowerZone 3? To rezultat ponad dekady badań prowadzonych przez inżyniera chemii – Paula Hafnera. Jak opisuje to sama marka Gryphon, „W obwodzie elektrycznym przepływowi prądu towarzyszą mikrowibracje na poziomie molekularnym – zasadniczo, każdy przepływ energii to, z definicji, transmisja za pomocą mikrowibracji. Zgodnie z teorią i podejściem Paula Hafnera, wibracje elektronów w przewodniku generują serię subtelnych rezonansów powstających w wyniku przepływu sygnału. Kluczową cechą jego podejścia jest rozróżnienie pomiędzy sygnałem dynamicznym (zmiennym), a sygnałem statycznym.”
Krystaliczne przewodniki
PowerZone 3 wykorzystuje zalewane żywicą struktury krystaliczne, znane jako moduły przewodzące HafnerTech™. Ich zadaniem jest ukierunkowanie i optymalizacja przepływu drgań elektronów, co minimalizuje niepożądane rezonanse oraz wynikające z nich zniekształcenia. Zmodyfikowane struktury krystaliczne w tych modułach umożliwiają swobodny, niezakłócony przepływ drgań – bez strat energii w postaci hałasu czy ciepła. Wcześniej wspominałem o „masażu prądu przemiennego”; w tym kontekście moduły HafnerTech™ pełnią funkcję czegoś w rodzaju zabiegu spa na poziomie molekularnym – dla Twoich elektronów.
Urządzenie działa jak starannie kontrolowany przepływ prądu, co przekłada się – według producenta – na mniejszą liczbę artefaktów i ograniczeń w dostarczaniu energii do komponentów audio.
Co istotne, cały ten proces odbywa się bez żadnego ograniczania prądu, filtrowania czy aktywnego przetwarzania sygnału. Dzięki temu integralność sygnału AC pozostaje nienaruszona. Gryphon twierdzi wręcz, że po zastosowaniu PowerZone 3 wpływ akustyki pomieszczenia na jakość dźwięku zostaje ograniczony – ponieważ „pomieszczenia mają tendencję do nadmiernego wzmacniania negatywnych właściwości rezonansowych odtwarzanego dźwięku”.
PowerZone 3 wykorzystuje również nowatorski materiał tłumiący SmartStack™ – specjalną przekładkę wykonaną z połączenia płynnej i walcowanej na gorąco gumy, zaprojektowaną w celu optymalnego tłumienia drgań i szumów. Ten zaawansowany kompozyt, opracowany przez duńską firmę MENETA i stosowany dotąd w sektorze motoryzacyjnym klasy premium, po raz pierwszy znalazł zastosowanie w urządzeniu audio.
PowerZone 3 korzysta z topologii gwiaździstego uziemienia (star grounding), traktując jednakowo wszystkie trzy składowe sygnału AC: fazę, neutral i uziemienie. Każdy z tych przewodów prowadzony jest w środowisku przewodzącym, odpowiednio dostosowanym do jego specyfiki. Do wewnętrznego okablowania użyto srebrzonej miedzi beztlenowej (OFC) o przekroju 12 AWG, izolowanej teflonem.
Jakość w stylu Gryphona
Trudno opisać wykonanie PowerZone 3, bo Gryphon to jedna z tych marek, które nie mają sobie równych w branży audio i traktują jakość konstrukcji absolutnie serio. Od masywnej, czarnej, anodowanej obudowy, przez stonowaną i elegancką grafikę, po ogólną solidność wykonania – wszystko tu zostało zrobione tak, jak należy. To najwyższy komplement, jaki można wystawić: PowerZone 3 jest zbudowany jak produkt Gryphon Audio. I nie ma w tym nic dziwnego.
Choć to, co dzieje się wewnątrz PowerZone 3, znacząco różni się od działania niemal wszystkich innych kondycjonerów na rynku, jego wpływu na system audio nie sposób nie zauważyć. To nie jest subtelna zmiana, ale też nie na tyle radykalna, by zaburzyć to, co już lubiłeś w swoim systemie. Raczej wydobywa na światło dzienne jego mocne strony – te, które sprawiły, że go kupiłeś. Dźwięki stają się lepiej oświetlone – nie reflektorem, nie agresywnie, ale tak, jakby ktoś lekko podniósł poziom światła. Efekt jest równomierny, zbalansowany i… po prostu lepszy.
Szczególnie bas zyskał na precyzji i klarowności – z wyraźnym konturem i pełną energią impulsu. Prawdziwym sprawdzianem każdego systemu zasilającego pozostaje „Chameleon” Trentemøllera [The Last Resort, Poker Flat]. Te głębokie transjenty, które potrafią udusić źle zaprojektowany port czy kondycjoner, bezlitośnie obnażają każde ograniczenie w dostawie mocy – a tutaj ich nie było. Brzmienie niemal prostokątnych, niskotonowych impulsów zyskało na precyzji, z ostrzejszym atakiem i skróconym wybrzmieniem, dokładnie tak, jak być powinno. I to niezależnie od tego, czy PowerZone 3 zasilał jeden komponent, czy cały system.
Detale w pełnym świetle
PowerZone 3 znakomicie wydobywa detale – głos Joyce DiDonato brzmi potężnie, a jednocześnie niezwykle klarownie [Stella Di Napoli, Erato]. W utworze Tu sola, o mia Giulietta… Deh! tu, bell’anima jej głos i róg w tle tworzą dwa odrębne „obszary” przestrzenne w miksie, ale nie zakłócają piękna samej muzyki, która stanowi fundament nagrania. I właśnie w tym tkwi esencja PowerZone 3 – urządzenie to wydobywa jednocześnie te elementy, które cenią audiofile, i te, których pragną melomani. A wszystko to bez ingerencji w oryginalny charakter brzmieniowy systemu, który użytkownik wybrał.
Szukanie słabości
Recenzent z zasady powinien wskazać jakiś mankament testowanego produktu, ale w tym przypadku jest to naprawdę trudne. Urządzenie jest „samozamykające” – jego wpływ jest mniej zauważalny w systemach o ograniczonej rozdzielczości, ale przecież nikt nie kupuje kondycjonera, który kosztuje trzy razy więcej niż cały zestaw, prawda? Jeśli natomiast masz poważne problemy z jakością zasilania, PowerZone 3 nie jest remedium – to rozwiązanie służące raczej do udoskonalenia dobrej instalacji niż do zamiany złej w dobrą.
Wielka teoria
Jedynym zarzutem wobec PowerZone 3 – i to niezwiązanym z jego działaniem – mogą być kontrowersje wokół uzasadnienia, dlaczego działa. Członkowie „Audio Science Club” z pewnością będą kręcić nosem. Dla nich słuchanie nie jest konieczne, by wyrobić sobie opinię.
Ale dla reszty z nas PowerZone 3 to prawdziwa rewelacja. Wydobywa z systemu maksimum możliwości, nie poświęcając przy tym żadnego aspektu jego brzmienia. Tak, to drogie urządzenie – ale wpisuje się w świat topowej elektroniki audio. A jeśli chcesz, by Twój system zyskał prawdziwy „glow-up” – postaw na Gryphona.


