Test kondycjonera sieciowego Synergistic Research PowerCell SX w HiFi Plus

Recenzja kondycjonera sieciowego Synergistic Research PowerCell SX
Autor i źródło recenzji: Ed Selley, HiFi Plus, czerwiec 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
Zbudowanie urządzenia audio z przezroczystymi panelami, które odsłaniają jego wnętrze, to wyraz pewności siebie. Ale zastosować taką otwartość w kondycjonerze sieciowym – sprzęcie często postrzeganym jako „pudełko pełne powietrza i gniazdek” – to już akt odwagi. Synergistic Research nie od dziś zna się na rzeczy i PowerCell SX z pewnością nie jest pustym pudłem. Ich pewność siebie wydaje się więc w pełni uzasadniona.
PowerCell SX to swoiste skrzyżowanie istniejącego PowerCell 12 z topowym Galileo SX PowerCell. Wykorzystuje aktywne komórki EM, które generują pole elektromagnetyczne filtrujące i przekierowujące zakłócenia – to rozwiązanie obecne w niemal wszystkich produktach tej marki. Zasilanie tych komórek pochodzi bezpośrednio z Galileo SX, a dodatkowo zastosowano technologię Ground Plane, obniżającą poziom szumów tła.
Pięć cylindrów
Na pierwszy rzut oka widać pięć leżących poziomo tub z włókna węglowego, umieszczonych z tyłu obudowy. Są o 25% gęstsze niż komórki znane z PowerCell 12. Łączy je szósta, płaska komórka EM – czarny prostokąt z dwoma srebrnymi pasami. W standardowym PowerCell 12 jest ona dostrojona do częstotliwości rezonansu Schumanna (7,83 Hz); w wersji SX wszystkie sześć komórek rezonuje z tą harmoniczną, co ma pogłębiać scenę dźwiękową i redukować zmęczenie odsłuchowe.
Z Galileo zaczerpnięto także zasilacz, który polaryzuje wszystkie sześć aktywnych komórek, oraz możliwość zewnętrznego uziemienia urządzenia – co można zrealizować przez nieużywane gniazdko ścienne lub dedykowany aktywny blok uziemiający tej samej firmy. Warto też wspomnieć o zasilaniu: PowerCell SX korzysta z przewodu SRX zakończonego blokowanym wtykiem. Ten przewód to prawdziwy srebrny wąż ogrodowy w ekranie z powietrzną izolacją. Mimo swej masywności okazuje się dość elastyczny i łatwy w montażu.
Estetyka i praktyczność
Urządzenie oferuje 12 gniazd IEC rozmieszczonych w dwóch rzędach – jeden nad drugim. Przy brytyjskich gniazdkach nie da się tego rozwiązać idealnie, ale producentowi udało się zachować porządek i kompaktowość
Dla niektórych sztywnych kabli może zabraknąć nieco miejsca przy dolnym rzędzie, ale ogólne wrażenie – bardzo pozytywne. Jak na kondycjoner sieciowy – prezentuje się wręcz elegancko. Panele są podświetlane, a kolor iluminacji można dobrać do własnych preferencji. Przód zdobi duży amperomierz. Jakość wykonania? Bez zarzutu. Montaż? Bezproblemowy.
Ochrona i przejrzystość
Przez lata stosowałem kondycjonery głównie z myślą o ochronie – by sprzęt nie zniszczył domu, ani dom sprzętu. Nie dla „tunelowania kwantowego”, nie dla magii – tylko dla bezpieczeństwa. A jednak PowerCell SX od początku dał się poznać z bardzo dobrej strony.
Jest absolutnie cichy – nawet przy podłączeniu urządzeń zasilanych zasilaczami impulsowymi czy wtyczkowymi. Nie zakłóca niczego, nie wprowadza szumów.
Skupiając się na McIntoshu MSA5500, który wcześniej pracował z bardziej konwencjonalnym kondycjonerem IsoTek Sigmas, zauważyłem wyraźne korzyści. Nowy album Electric War duetu Little Barrie & Malcolm Catto (wyd. Easy Eye Sound) – utrzymany w brudnej, szorstkiej estetyce – wciąż brzmi surowo, ale zyskuje nową głębię. Perkusja Catto – balansująca między jazzem, rockiem a breakbeatem – iskrzy energią. Efekt? Porywający.
Również scena dźwiękowa wyraźnie zyskuje. McIntosh w towarzystwie kolumn Sonus faber Sonetto V G2 już wcześniej potrafił malować przestrzeń, ale z PowerCell SX obraz nabrał głębi i porządku. Nagranie Acoustic Blues Club zespołu My Baby (wyd. własne) przenosi słuchacza w sam środek sali koncertowej – i to bez naruszenia realizmu.
Sprawdziłem także gramofon Vertere MG-1 Mikil oraz przedwzmacniacz gramofonowy Musical Fidelity Ma Vinyl. Po podłączeniu do PowerCell SX scena zyskała na trójwymiarowości. Ciekawostka: wystarczyło, by tylko jedno z urządzeń wróciło do domowego PowerGrip YG-3, a efekt ten się osłabił – nieznacznie, ale zauważalnie.
Powtarzalność i neutralność
Choć do niektórych osobliwości stylistycznych Synergistic Research podchodzę z rezerwą, to ich skutki – przynajmniej dźwiękowe – okazują się powtarzalne. Nawet duet Chord Hugo M Scaler i TT2, zazwyczaj zupełnie odporny na wszelką „magię sieciową”, zachował swój poziom. Co istotne – PowerCell SX w niczym nie pogorszył ich brzmienia, w przeciwieństwie do niektórych innych urządzeń, z którymi je testowałem.
To ważna obserwacja. PowerCell SX nie jest tani – a w tym segmencie cenowym są kondycjonery bardziej „materialne” w odczuciu. Ale pod względem działania – Synergistic Research stworzył coś naprawdę wyjątkowego. Dwanaście gniazd powinno wystarczyć dla większości systemów, a do tego dochodzi estetyka, która przyciąga wzrok. Transparentne panele w kondycjonerze sieciowym? Rzadkość. Ale kiedy ma się czym pochwalić – warto to pokazać. I Synergistic Research właśnie to robi.


