Test hybrydowego wzmacniacza mocy PrimaLuna EVO 300 Hybrid Poweramplifier w Stereophile

Recenzja hybrydowego wzmacniacza mocy PrimaLuna EVO 300 Hybrid Poweramplifier
Autor i źródło recenzji: Sasha Matson, Stereophile, wrzesień 2025 r.
Oryginał można przeczytać TUTAJ.
W dzisiejszych czasach melomani na całym świecie słuchają muzyki odtwarzanej przez urządzenia, których pochodzenie ma charakter międzynarodowy — przykład PrimaLuny może być interesujący nawet dla zwolenników protekcjonizmu gospodarczego. Ta holenderska marka prowadzi działalność na trzech kontynentach: za projekt odpowiadają zespoły Floyd Design i Durob Audio z Holandii, produkcja odbywa się w Chinach, a wkład merytoryczny pochodzi również od kalifornijskiej firmy Harmonia Distribution.
PrimaLuna EVO 300 Hybrid to solidna konstrukcja ważąca 28,9 kg. Może pracować jako stereofoniczny wzmacniacz mocy lub — w konfiguracji dwóch urządzeń — jako monoblok (7195 dolarów za sztukę, 14 390 dolarów za parę). Obudowa z metalicznym, grafitowo-niebieskim wykończeniem oferowana jest z przednim panelem w kolorze czarnym, srebrnym lub różowym (szczotkowane aluminium). Front urządzenia jest minimalistyczny — ograniczono się do logo producenta i wskaźnika stanu pracy. EVO 300 Hybrid oferuje moc 100 W na kanał przy 8 Ω w trybie stereo oraz 220 W przy 8 Ω w trybie mono. Przy obciążeniu 4 Ω wartości te rosną. To wzmacniacz pracujący w klasie AB w układzie push-pull, z lampowym stopniem wejściowym i tranzystorowym stopniem wyjściowym.
Historia marki PrimaLuna sięga 1998 roku, kiedy to projektant Marcel Croese przekonał Kevina Deala — właściciela renomowanego salonu audio — że jego koncepcje lampowych urządzeń hi-endowych mają ogromny potencjał. Firma Deala, Upscale Audio, działająca w La Verne w Kalifornii, od lat cieszy się opinią jednego z najlepszych źródeł lamp próżniowych — zarówno nowych, jak i typu NOS (New Old Stock). PrimaLuna doskonale wpisała się w ten profil działalności, ponieważ każdy ich produkt, nawet przetwornik cyfrowo-analogowy EVO 100 DAC, bazuje na lampach. Dystrybucją urządzeń PrimaLuna na rynek amerykański i kanadyjski zajmuje się firma Harmonia Distribution.
Podział na lampy i tranzystory od dawna stanowi jedną z podstawowych linii demarkacyjnych w świecie hi-fi. Również projektanci zwykle opowiadają się po jednej ze stron — niewielu tworzy urządzenia zarówno lampowe, jak i tranzystorowe. Ja sam lubię jedne i drugie: czasem ma się ochotę na „orzechy”, a czasem nie. Miałem w swoim systemie pięknie brzmiące, niskomocowe wzmacniacze lampowe, a także znakomite, mocne konstrukcje tranzystorowe, które również dawały mnóstwo satysfakcji. To trochę jak porównywanie jabłek z pomarańczami.
Z drugiej strony, łączenie obu technologii w jednej konstrukcji to nic nowego — tego typu urządzenia określane są jako „hybrydowe”. Firma McIntosh zastrzegła nawet nazwę „Hybrid Drive” i stosuje ją w odniesieniu do kilku modeli z aktualnej oferty. Sam posiadam dwa urządzenia tej marki z takim oznaczeniem.
Zapytałem Hermana van den Dungena, założyciela Durob Audio, o ideę wzmacniaczy hybrydowych. Odpowiedział:
„Dobrze zaprojektowany wzmacniacz hybrydowy brzmi jak wzmacniacz lampowy, ale zachowuje się jak tranzystorowy — w naszym przypadku oparty na tranzystorach MOSFET (metal-oxide-semiconductor field-effect transistor). Decyzja o stworzeniu konstrukcji hybrydowej wynikała z chęci poszerzenia gamy kolumn, z jakimi można łączyć wzmacniacze PrimaLuna. Niektórzy nasi klienci, choć zadowoleni z brzmienia, zgłaszali potrzebę większej mocy. Okazało się to trudniejsze, niż sądziłem, ale ostatecznie udało się — powstał dobrze brzmiący, niezawodny i przystępny cenowo wzmacniacz o większej mocy niż większość konstrukcji lampowych, ale z zachowaniem typowego lampowego charakteru brzmienia.”
Podążając za sygnałem
Śledząc przebieg sygnału w modelu EVO 300 od wejścia do wyjścia, pierwszym ogniwem toru są sześć lamp 12AU7 w układzie podwójnej triody. W trybie stereofonicznym jedna z nich odpowiada za wzmocnienie napięciowe, druga działa jako odwracacz fazy, a trzecia obniża impedancję wyjściową stopnia wejściowego. Oba systemy triodowe w każdej lampie 12AU7 połączono równolegle, co zwiększa rozpraszanie mocy na anodzie. Lampy sygnowane logo PrimaLuna pochodzą od chińskiego producenta PSVane.
Jak zauważa Kevin Deal: „12AU7 to dobre lampy — obecnie produkuje się ich więcej niż jakiegokolwiek innego typu”. A czy warto eksperymentować z wymianą lamp? „Nie trzeba tego robić, ale jeśli ktoś się zdecyduje, może delikatnie wpłynąć na brzmienie. Nie trzeba od razu kupować nowych kolumn, żeby usłyszeć zmianę.”
W materiałach firmowych PrimaLuna podkreśla, że jednym z priorytetów projektowych jest jakość zasilania. Sekcja wejściowa EVO 300 ma osobne, wysokonapięciowe układy zasilające dla każdej lampy i każdego kanału, z indywidualnymi obwodami zabezpieczającymi. Cała konstrukcja jest w pełni dual mono.
Pod względem konstrukcyjnym EVO 300 Hybrid Power Amplifier przypomina dwuwarstwowe ciasto. Dolna warstwa to część lampowa, oparta na rozwiązaniach znanych z całkowicie lampowego przedwzmacniacza PrimaLuna EVO 400, który recenzował Herb Reichert w czerwcu 2019 roku. Górna część „tortu” zawiera elementy stopnia wyjściowego w technologii tranzystorowej — z tym że lampy 12AU7 zamontowane są właśnie na górze. Całe okablowanie wykonano techniką punkt–punkt, z wykorzystaniem szwajcarskiego przewodu miedzianego o wysokiej czystości (OFC), posrebrzanego i w izolacji z teflonu.
Pod pewnymi względami EVO 300 Hybrid Power Amplifier przypomina zintegrowany wzmacniacz EVO 300 Hybrid, który opisywał Ken Micallef w sierpniowym numerze z 2024 roku. Kluczową różnicą jest oczywiście brak sekcji przedwzmacniacza w modelu końcówki mocy. Drugą istotną różnicą jest możliwość pracy w trybie mono — wystarczy przełączyć wzmacniacz w tryb mostkowania, podłączyć kable głośnikowe do odpowiednich terminali i przestawić przełącznik. (A potem dokupić drugi egzemplarz dla drugiego kanału.) Mostkowanie pozwala podwoić moc wyjściową dostępną dla każdego kanału.
Zapytałem Kevina Deala o różnice brzmieniowe między pracą wzmacniacza w trybie stereo a w konfiguracji monobloków. Odpowiedział bez ogródek: „W konfiguracji monobloków zabrzmią zdecydowanie lepiej. Wszystkie elementy stopnia końcowego pracują wtedy tylko dla jednego kanału. Impedancja wyjściowa spada. Dynamika uderzenia rośnie. Kontrola basu się poprawia. Ale najważniejsze jest to, że EVO 300 napędzi absolutnie wszystko.”
Projektant Jan de Groot z Floyd Design szczególny nacisk położył na uzyskanie czarnego tła. „Wszystko w EVO 300 zostało podporządkowane obniżeniu poziomu szumów — również tych mechanicznych, które mogą przenikać do przestrzeni odsłuchowej” — wyjaśnia Deal. PrimaLuna sama nawija transformatory toroidalne, zalewa je masą tłumiącą i ekranuje specjalnym stopem mumetalu, by zminimalizować przydźwięk i zakłócenia elektromagnetyczne. Jednym z elementów tej strategii jest układ o intrygującej nazwie „AC Offset Killer” — choć, co ciekawe, to właśnie offset DC powoduje hałas transformatora. PrimaLuna zapewnia, że to rozwiązanie pozwala zredukować hałas transformatora do poziomu, „o jakim inni producenci mogą tylko pomarzyć — niezależnie od jakości zasilania, jakim dysponujesz”.
W korespondencji mailowej Kevin Deal przyznał, że nazwa „AC Offset Killer” może być nieco myląca. „Nie wiem, dlaczego Herman tak to nazwał — może dlatego, że zjawisko faktycznie występuje w obszarze zasilania AC” — napisał. Dodał też coś od siebie: „PrimaLuna od zawsze stawia na maksymalne obniżenie poziomu szumów. Nasze transformatory są mechanicznie ciche i zalewane masą tłumiącą. Offset Killer to przyjemny akcent, który pokazuje, że nie oszczędzamy tam, gdzie można zbliżyć się do perfekcji.”
Komponenty
W stopniu wyjściowym zastosowano komplementarne tranzystory JFET (Junction Field-Effect Transistor) od Linear Systems oraz podwójnie dobierane pary MOSFET-ów marki Hexicon. W torze sygnałowym wykorzystano wysokiej klasy rezystory Takman i kondensatory Nichicon, o łącznej pojemności 120 000 µF. Jak podkreśla PrimaLuna: „Najważniejsze kondensatory, te znajdujące się w torze sygnału, to niezwykle kosztowne kondensatory foliowe z cynowej folii, produkowane w Europie. Co więcej, nawet elementy poza torami sygnałowymi to podzespoły z najwyższej półki — takie, jakich używają entuzjaści do modyfikacji seryjnych wzmacniaczy.”
Panel tylny EVO 300 Power Amplifier nie zaskakuje: wejście zasilania AC, wejścia/wyjścia trigger, przełącznik zasilania, dwa zestawy terminali głośnikowych do pracy stereo oraz osobny zestaw do pracy mono, przełącznik wzmocnienia (Low/High – odpowiednio 24 dB i 30 dB), wejścia XLR i RCA (po jednej parze), przełącznik trybu stereo/mono oraz selektor wejścia (XLR/RCA). Pilot zdalnego sterowania — cienki, lecz solidny — ma tylko jedno (a właściwie dwa) zadania: wprowadzenie wzmacniacza w tryb czuwania i ponowne jego włączenie.
Po włączeniu EVO 300 Hybrid układy zabezpieczające automatycznie przełączają urządzenie w tryb standby/mute na około 60 sekund — sygnalizuje to dioda zasilania, która świeci na pomarańczowo.
Po upływie tego czasu wzmacniacz przechodzi w tryb pełnej gotowości, a dioda zmienia kolor na zielony. Charakterystyczna, zaokrąglona osłona na froncie chroni sześć lamp 12AU7 pracujących w stopniu wejściowym i może być łatwo zdjęta lub założona. To właśnie esencja estetyki PrimaLuny — wszystkie urządzenia tej marki mają podobną, spójną stylistykę: prostą, elegancką i funkcjonalną.
Do odsłuchu podłączyłem dwa egzemplarze PrimaLuna EVO 300 Hybrid w konfiguracji monobloków, które napędzały moje nowe kolumny Wilson Audio WATT/Puppy 3.
Czas na odsłuch
W trakcie pracy nad tą recenzją dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci Roberta Lietza — wieloletniego sprzedawcy sprzętu audio klasy high-end. Byłem jego klientem od początku nowego tysiąclecia, kiedy wraz z żoną przenieśliśmy się do północnej części stanu Nowy Jork. Zaledwie kilka tygodni przed jego odejściem, Robert przysłał mi wiadomość z poleceniem nagrania, którego chciał, żebym posłuchał: Taneyev & Schumann Piano Quintets (24/96 FLAC, Signum Classics/Qobuz). Kwartet Sacconi oraz Peter Donohoe przy fortepianie brzmieli wyjątkowo — kwintet Taneyewa zachwycał realistyczną dynamiką. To znakomite nagranie muzyki kameralnej, a EVO 300-y wydobyły z niego prawdziwe filmowe barwy.
To silne, zaangażowane wykonanie brzmiało tak, jak powinno w średniej wielkości sali koncertowej — przypomniało mi wiele podobnych wieczorów, które przeżywałem jako student w Hellman Hall Konserwatorium Muzycznego w San Francisco. Namacalna faktura smyczków doskonale oddawała emocjonalną intensywność, z której słynie dobra muzyka kameralna.
Kolumny Wilsona wymagają odpowiedniego napędu, by pokazać pełnię swoich możliwości. Żaden problem! EVO 300 dostarczały im energii z dużym zapasem — mimo że ich skuteczność wynosi 89 dB, a przebieg impedancji nie należy do najłatwiejszych. Co więcej, gałka głośności ustawiona była niżej niż zwykle, a tylni przełącznik Gain na wzmacniaczach był w pozycji „Low”, więc zapas napięcia w decybelach był naprawdę spory. Jeśli masz Magnepany albo inne trudne do wysterowania kolumny — te wzmacniacze będą jak spełnienie marzeń.
Niewiele nagrań miało równie istotny wpływ na muzykę amerykańską jak seria Southern Folk Heritage Series Alana Lomaxa — nagrania terenowe zrealizowane w 1959 roku i wydane przez Atlantic Records w 1960 roku na siedmiu płytach LP. Po raz pierwszy zetknąłem się z nimi w wersji CD, kiedy to w 1993 roku ukazał się reedycyjny box. Materiał z oryginalnych winyli usłyszałem dopiero niedawno — na eBayu udało mi się zdobyć dwa tytuły z tej serii: płytę wprowadzającą Sounds of the South (Atlantic SD-1346) oraz samodzielne wydanie Roots of the Blues (Atlantic SD-1348). „Wróciłem na rodzinną południową ziemię z wysokiej klasy sprzętem stereo, aby dać śpiewakom z gór, bagien, więzień i pól bawełny dostęp do najlepszej dostępnej technologii dźwięku” — pisał Lomax we wkładce do albumu.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej użył określenia „jeż mi się włosy na głowie” w odniesieniu do odsłuchu — ale właśnie to się stało. Włosy dosłownie stanęły mi dęba. Na gramofonie VPI HW-40 odtwarzałem Levee Camp Holler i Eighteen Hammers z płyty Atlantic SD-1348, w wykonaniu Johnny’ego Lee Moore’a i dwunastu więźniów z zakładu karnego w stanie Mississippi. W stereo. Te wokale call-and-response oraz dźwięk kilofów uderzających o metal — to było uderzenie prosto w duszę. PrimaLuna EVO 300 Hybrid zbudowały dźwiękową machinę czasu, która przeniosła mnie na czerwone, gliniaste ziemie Południa. Holograficzne obrazy dźwiękowe przywołały rzeczywistość, o której większość Amerykanów nie miała pojęcia. Jak trafnie ujął to Brian Eno: „Bez Lomaxa być może nie byłoby eksplozji bluesa, ruchu R&B, Beatlesów, Stonesów ani Velvet Underground.”
Ostatnio wiele mówi się o serii Original Source od Deutsche Grammophon — zremasterowanych klasycznych albumach wydawanych na winylu. W pewnych aspektach to absolutna czołówka, w innych — trochę loteria. Płyty tłoczone są w niemieckiej Optimal, ale jakość bywa nierówna: niektóre recenzje wychwalają winylowe krążki pod niebiosa, lecz ja osobiście doświadczyłem więcej szumów powierzchniowych, niż powinienem — zwłaszcza w tej cenie. Sama remasteryzacja, wykonywana w Emil Berliner Studios, bywa dla mnie nieco zbyt agresywna i przesunięta do przodu.
Z dotychczasowych zakupów absolutnym wyróżnikiem jest box Maurice Ravel: The Orchestral Works w wykonaniu Seiji Ozawy i Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej (LP, Deutsche Grammophon 4866722). Ta edycja jest dopracowana pod każdym względem. Brzmienie jest spektakularnie szczegółowe, ale nie w sposób sztuczny czy przesadnie jaskrawy. Jeśli chcesz sprawdzić kondycję swojego systemu stereo — ten zestaw sprawdzi się idealnie. To, i Mahler.
Słuchanie PrimaLuna EVO 300 Hybrid w trybie monobloków było prawdziwą przyjemnością. W nagraniu Ma mère l’Oye z 1975 roku usłyszałem przepiękne, selektywne i doskonale rozplanowane brzmienie instrumentów dętych, delikatne smyczki, realistyczne kontrasty dynamiczne i olbrzymią scenę dźwiękową — wszystko to ukazywało geniusz Ravela jako orkiestratora. Harfa koncertowa brzmiała niczym lekki powiew w lesie, a kiedy Ravel wprowadza swoje gamelanowe, pentatoniczne motywy w towarzystwie tam-tamu i celesty, jesteśmy już nie w Bostonie, a w świątyni na Bali.
Korzystałem z tranzystorowego wyjścia mojego przedwzmacniacza McIntosh — to inny rodzaj hybrydy, którą można przełączać między trybem lampowym a tranzystorowym — podając sygnał do lampowego stopnia wejściowego EVO 300, a dalej (oczywiście) do jego tranzystorowego wyjścia. Gdy spróbowałem wyjścia lampowego z Maka, brzmienie okazało się zbyt "lampowe" — zniknęła część tych iskrzących się, szczegółowych średnich tonów. Jeśli masz taką możliwość, warto przetestować EVO 300 z różnymi przedwzmacniaczami, by znaleźć idealne dopasowanie do własnych preferencji i systemu.
Mój syn, Peter, właśnie wydał nowy album solowy. Hotel PM (LP, Bastard Jazz Recordings BLP50) został nagrany i wyprodukowany w Meksyku, Wielkiej Brytanii i Nowym Jorku. Znajdziemy na nim wokale, instrumenty smyczkowe, dętą sekcję oraz elektronikę typową dla muzyki tanecznej. To nowoczesna produkcja w stylistyce groove/dance, więc nie chodzi tu o pytanie: „czy to brzmi jak historyczna lutnia?”, ale raczej: „czy te barwy i rytmy są interesujące?” i „czy dół uderza z siłą i sprawia, że chce się ruszać?”. Dwa PrimaLuna EVO 300 w trybie monobloków zmusiły moje Wilsony WATT/Puppy do osiągnięcia poziomów głośności rodem z ekskluzywnego nowojorskiego klubu. Część utworów z płyty jest instrumentalna, inne zawierają ciekawe wokale gościnne. W Shaky Escalator, z udziałem współliderki zespołu Petera — Domeniki Fossati — sekcja rytmiczna złożona z syntezatorów i gitar brzmiała jak nie do zatrzymania.
Porównanie
Przyszedł czas na porównanie EVO 300... z EVO 300 — czyli zestawienie trybu stereo z konfiguracją monoblokową. Podłączyłem jedno z urządzeń jako klasyczny wzmacniacz stereo i ponownie przesłuchałem niektóre utwory, które wcześniej notowałem, gdy system pracował w trybie dual mono. Poziomy wyjściowe z przedwzmacniacza pozostały bez zmian.
Wróciłem do nagrania kwintetów Taniejewa i Schumanna. Różnice? Bardzo subtelne, trudne do jednoznacznego uchwycenia, ale oto moja próba: przy wejściu ustawionym nadal na Low Gain, głośność wydawała się niemal identyczna jak wcześniej. Delikatnie spadła ilość faktury — ataki smyczków były odrobinę mniej wyraziste. Fortepian, mimo że świetnie nagrany, tracił nieco na precyzji w zakresie niższych tonów.
W Ma mère l’Oye Ravela wiele pozostało bez zmian, ale usłyszałem pewne różnice: skrajne pasma — zarówno wysokie, jak i niskie — były nieco bardziej stonowane. Uderzenia w bęben wielki i najdrobniejsze dźwięki perkusji nie miały już tej samej fizycznej obecności. Natomiast w terenowych nagraniach Alana Lomaxa nie zauważyłem żadnych różnic — fujarki, bębny i śpiewy gospel wciąż niosły ten sam ładunek emocjonalny. Tu nie chodzi o kosztowne skrzypce i wysublimowane barwy, tylko o szczerość przekazu.
W bezpośrednim porównaniu powiedziałbym, że pojedynczy EVO 300 w trybie stereo oferuje około 95% tego, co para pracująca jako monobloki. Efekt malejących korzyści? Nie do końca. Jeśli masz możliwość — kup dwa.
Na koniec podłączyłem do systemu referencyjnego moją najnowszą parę kolumn: kompaktowe Harbeth P3ESR, które zazwyczaj rezydują w salonie, ustawione — nomen omen — na regale z książkami. Tym razem wylądowały na dedykowanych podstawkach. Zaskoczyła mnie skala brzmienia i zrównoważenie pasma — od góry do dołu — jakie wyciągnął z nich pojedynczy EVO 300 Hybrid w trybie stereo.
Złapałem okazję — podwójnie
Wzmacniacz mocy PrimaLuna EVO 300 Hybrid bez wątpienia wywoła dreszcze i gęsią skórkę u każdego, kto będzie miał szczęście go posiadać. Solidna konstrukcja, solidne brzmienie. Okazuje się, że można połączyć poważną moc, niską impedancję wyjściową i większość (a może nawet wszystkie) zalet brzmienia lampowego. Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się na jeden egzemplarz, czy na parę pracującą jako monobloki — otrzymujesz wyrafinowane hi-fi, które potrafi warknąć jak pitbull i zamruczeć jak kociak.


