Recenzja zegara wzorcowego dCS Lina Master Clock

Autor i źródło recenzji: Neal Gader, The Absolute Sound, lipiec 2024 r.
Oryginał możesz przeczytać TUTAJ.

 

W numerze 300 recenzowałem przetwornik cyfrowo-analogowy dCS Bartók Network DAC. Okazał się na tyle rewelacyjny, poruszając zarówno moje uszy, jak i duszę, że kiedy nadszedł czas zwrotu egzemplarza testowego, wziąłem głęboki oddech i zdecydowałem się na zakup. Nie wiedziałem jednak, co przyniesie najbliższa przyszłość. dCS wyróżnia się na rynku, oferując długie cykle produktowe i poprzez regularne aktualizacje oprogramowania zapobiega starzeniu się sprzętu cyfrowego. W zeszłym roku dCS ogłosił wprowadzenie Apexa - zbioru istotnych ulepszeń firmware'u i sprzętu (wymagających zwrotu urządzenia do dystrybutora), które po raz pierwszy pojawiły się we flagowym przetworniku dCS Rossini i hiper-flagowym Vivaldim. Nie jest przesadą stwierdzenie, że Apex wywarł - nie tylko na mnie - ogromne wrażenie, niemal całkowicie zmieniając charakter Bartóka (o czym pisałem w numerze 344).

Audiofil pozostanie audiofilem. Gdy John Giolas, wiceprezes ds. sprzedaży dCS, wspomniał o aktualizacji zewnętrznego zegara, mój umysł zaczął pracować na pełnych obrotach. Zacząłem się zastanawiać, czy istnieje dodatkowe rozwiązanie. To doprowadziło mnie do Lina Master Clock, urządzenia towarzyszącego trzem modelom z podstawowej serii Lina firmy dCS, w tym sieciowemu przetwornikowi cyfrowo-analogowemu i wzmacniaczowi słuchawkowemu. Lina Master Clock dołącza do modeli zegarów dedykowanych topowym przetwornikom DAC Rossini i Vivaldi.

Jak wszystkie zegary referencyjne dCS, Lina Master Clock jest samodzielnym urządzeniem, którego jedynym celem jest dostarczanie precyzyjnego i niezawodnego sygnału referencyjnego taktowania. Innymi słowy, podczas konwersji sygnału cyfrowego na analogowy, zegar ten dba o to, aby próbki cyfrowe były konwertowane dokładnie w odpowiednim czasie. Lina to konstrukcja z podwójnym zegarem, kontrolowaną temperaturą i podwójnym kryształem, obsługująca wszystkie bazowe częstotliwości próbkowania audio (44,1 kHz i 48 kHz). Według dCS, „te dwa sygnały synchronizujące są przesyłane (za pośrednictwem niezależnych kabli BNC) do wszystkich elementów cyfrowego systemu audio. Nasze przetworniki cyfrowo-analogowe inteligentnie rozpoznają częstotliwość próbkowania, dla której mają dokonać konwersji, i wiedzą, z którego zegara korzystać, dzięki czemu są w stanie utrzymać wszystko prawidłowo zsynchronizowane.”

Co więcej, Lina Master Clock wykorzystuje te same zaawansowane technologie, co modele Rossini i Vivaldi. Zawiera unikalny system pętli synchronizacji fazowej dCS, który harmonizuje częstotliwości zegara. Zaprojektowany do współpracy z wewnętrznym zegarem przetwornika cyfrowo-analogowego, system ten minimalizuje jitter i redukuje ryzyko niespójności czy błędów taktowania. Warto zaznaczyć, że użycie zegara głównego nie zastępuje wewnętrznego zegara przetwornika cyfrowo-analogowego, w moim przypadku Bartók Apex. Nie jest to nadmiarowość. Wewnętrzny zegar przetwornika DAC nadal określa moment konwersji próbek, a przetwornik DAC wciąż korzysta z posiadania wysokiej jakości zegara w pobliżu swoich obwodów. Zegar główny dostosowuje jedynie swoją częstotliwość, aby zsynchronizować się z zegarem wewnętrznym, działając jako stabilne odniesienie dla przetwornika cyfrowo-analogowego.

Czy istnieją inne kluczowe zalety korzystania z dedykowanego zegara głównego? Tak. Jako zewnętrzne urządzenie, działa na swojej własnej, oddzielnej płytce drukowanej i jest wyposażony we własne dedykowane źródło zasilania, co zmniejsza ryzyko przesłuchów (zakłóceń elektromagnetycznych), zakłóceń zasilania oraz zakłóceń spowodowanych ruchem fizycznym lub wibracjami. Zwiększa to również stabilność, ponieważ pomaga zapewnić, że taktowanie pozostaje spójne przez cały okres eksploatacji systemu.

Wizualnie jego obudowa odzwierciedla smukły profil przetwornika cyfrowo-analogowego Lina. Mój egzemplarz był wykonany z obrabianego maszynowo czarnego aluminium (dostępny jest również w kolorze srebrnym). Mała lampka kontrolna, obsługiwana przez ukryty przycisk na dolnej krawędzi panelu przedniego, wskazuje tryb zasilania lub czuwania. Tylny panel zawiera parę wyjść word-clock (44.1 kHz i 48 kHz), gniazdo na dostarczony przewód zasilający oraz złącze „Powerlink” do komunikacji między modelami Lina.

Słuchałem Liny, korzystając z dwóch różnych źródeł cyfrowych - Bartók Apex oraz mojego sprawdzonego odtwarzacza CD/SACD Puccini. (Na marginesie, z powodów, których nie potrafię wyjaśnić, efekty Liny były bardziej odczuwalne po podłączeniu do odtwarzacza Puccini).Okablowanie cyfrowe miało znaczący wpływ - szczególne podziękowania należą się firmie Shunyata za wypożyczenie pary kabli zegarowych Sigma V2 BNC. Jakość i przejrzystość tych przewodów upewniły mnie, że w pełni wykorzystuję możliwości Liny.

Poza pokazami na targach, nigdy nie miałem okazji praktycznie obcować z zegarem wzorcowym. Było to jedno z bardziej wymagających i fascynujących doświadczeń w mojej niedawnej przygodzie z high-endowym sprzętem audio. Jego uroki ujawniały się stopniowo podczas długotrwałych sesji odsłuchowych i to w sposób zupełnie nieoczekiwany. Jeśli przed rozpoczęciem recenzji myślałem, że Bartók Apex osiągnął już swoje maksimum, to byłem w błędzie.

Choć ogólny efekt był subtelny, muzyka często nabierała większej obecności i przestrzenności, jednocześnie wydając się bardziej zrelaksowana. Podczas utworu „Let's Get Lost”, duetu trębacza Terence'a Blancharda z Dianą Krall, pojawiło się bardziej dopracowane poczucie ciągłości na scenie, wraz z bardziej złożonymi wskazówkami wymiarowymi i atmosferą, większą więzią między muzykami oraz zwiększoną wrażliwością na fizyczne powietrze i przestrzeń wokół każdego muzyka. Na bardzo niskich poziomach głośności całkowicie brakowało rozmazania, szczególnie w przypadku delikatnych instrumentów perkusyjnych, takich jak grzechotka, nagłe uderzenie w skórę tamburynu, subtelny dźwięk gongu czy migotanie talerzy ride podczas „Take Five” Brubecka z klasycznego albumu Time Out. Lina zdawała się wzmacniać wszystko, co było wyjątkowe w Bartók Apex, delikatnie podkreślając i wzmacniając jego charakterystyczne brzmienie. Te cechy mogą początkowo wydawać się nieuchwytne, ale po ich zauważeniu i docenieniu, ucho zaczyna na nich polegać - i tęskni za nimi, gdy znikają.

Poprawa jakości dźwięku nie pojawiała się w każdym utworze muzycznym. W tym kontekście przypomniała mi się biała księga Lina, w której dyrektor techniczny dCS, Andy McHarg, powiedział: „Pod względem pomiarowym jest to dość subtelny efekt... ale byliśmy w stanie wyraźnie zademonstrować słyszalne efekty dodania zegara w ciągu ponad 30 lat naszej pracy”. Rzeczywiście, wpływ był różny - czasami podprogowy, czasami nieuchwytny do opisania, ale namacalny. Jeśli chodzi o podprogowy efekt, to właśnie to miało miejsce, gdy słuchałem „Something in the Way” Nirvany. Dzięki Linie studyjny wokal Kurta Cobaina zyskał dodatkową warstwę ciężaru - poczucie nieco większej objętości powietrza, które napędzało i zatrzymywało muzykę. Kiedy zespół wchodzi podczas refrenu, moment ten staje się cięższy, bardziej obecny i realistyczny. Przestrzeń pogłosowa była gęstsza i głębsza, niemal jakby włączono tryb basowy w studiu.

Zegar ukazywał swoje walory najpełniej, gdy miał do czynienia z materiałem o wysokiej rozdzielczości. Najbardziej odczuwalne było to przy złożonych nagraniach orkiestrowych, akustycznym jazzie lub muzyce kameralnej. Doskonałym przykładem jest wspaniała interpretacja "The Planets" Holsta z Williamem Steinbergiem dyrygującym Boston Symphony Orchestra. (Kolega Paul Seydor przedstawił mi to nagranie. Prawdę mówiąc, nadal jestem zwolennikiem wersji Andre Previna z London Symphony Orchestra z 1973 roku, również dostępnej na Tidal). Niemniej jednak, pochwały Paula były trafne. Gdy włączyłem utwór „Jupiter” (motyw powtarzający się w filmie "The Right Stuff"), mój system osiągnął poziom otwartości i rozkwitu, który był dla mnie nowością, nawet po wielu latach słuchania tego utworu. Wydawało się, że wpływało to także na ukazanie wielowarstwowej sekcji. Muzycy byli precyzyjniej rozmieszczeni na scenie.

Solowe nagrania fortepianowe są stałymi towarzyszami niemal każdej recenzji, którą napisałem. W tym przypadku, podczas słuchania „The Lark” Glinki (Evgeny Kissin przy fortepianie koncertowym), odkryłem żywsze poczucie powietrza i przestrzeni wydobywające się z każdej nuty – gęstszą harmoniczną aurę, która zdawała się owijać każdą nutę i akord. Podczas duetowego coveru utworu Jimmy'ego Webba „The Moon is a Harsh Mistress” w wykonaniu Pata Metheny'ego i Charliego Hadena, kontrabas Hadena brzmiał ze stabilniejszą równowagą między wysokością a ciemnym rezonansem płyty rezonansowej. Była to zmiana tekstury – zarówno bardziej miękka i zrelaksowana, jak i nieco bardziej wciągająca.

Jako posiadacz Bartóka, zastanawiałem się, dlaczego dCS nie stworzył zegara głównego dedykowanego wyłącznie temu modelowi. Okazuje się, że takie myśli były, jednak przedstawiciele dCS doszli do wniosku, że Lina Master Clock nie tylko doskonale wypełnia tę lukę, ale ma również uniwersalne zastosowanie poza ekosystemem dCS, pasując do praktycznie każdego wysokiej jakości przetwornika cyfrowo-analogowego z odpowiednimi wejściami zegara BNC.

Uwaga dla posiadaczy Bartóków pierwszej generacji, nie będących Apexami. Czy powinniście zdecydować się na upgrade do Apexa (kosztujący $9000) czy na zakup Liny? Moim zdaniem, upgrade do Apexa powinien być priorytetem. Pozwól Apexowi zadomowić się w twoim systemie na jakiś czas i zaaklimatyzować do jego oszałamiającej poprawy wydajności. Dopiero wtedy można rozważyć zakup Lina Master Clock.

Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że cokolwiek może poprawić Bartóka po aktualizacji Apex. Niemniej jednak, Lina Master Clock okazał się być komponentem, którego nieocenione zalety nie powinny być lekceważone. Bez wątpienia Bartók Apex pozostaje najnowocześniejszym urządzeniem w swoim segmencie, z lub bez Liny. Mimo to, subtelne korzyści płynące z Liny mogą być zaskakująco istotne. Ostatecznie każdy audiofil musi sam zdecydować, czy „wyczuwa” dostrzegalną i muzykalną różnicę. Naturalnie, długi odsłuch pozostaje najlepszą drogą do zmiany „może” w „musi”. Resztę drogi wskażą ci twoje własne uszy.