Recenzja głośników podłogowych z aktywną sekcją basową GoldenEar Technology T66

Autor i źródło recenzji: Drew Kalbach, The Absolute Sound,  maj 2024 r.
Oryginał recenzji można przeczytać TUTAJ.

 

Firma GoldenEar istnieje od ponad 10 lat, produkując półaktywne i w pełni pasywne głośniki w różnych przedziałach cenowych. W 2020 roku The Quest Group, właściciel marki AudioQuest, nabyła GoldenEar Technology, łącząc głośniki i kable w harmonijną i obiecującą współpracę. Członkowie oryginalnego zespołu projektowego pozostali na swoich stanowiskach, jak informuje komunikat prasowy, i wydają się być gotowi na stworzenie pierwszego głośnika po fuzji. W ten sposób model T66 (6900 USD) trafił do mojego pokoju odsłuchowego. Litera „T” nawiązuje do oryginalnej serii Triton. Jest to jednak całkowicie odnowiona linia, łącząca klasyczny design GoldenEar z nowymi technologiami i ulepszeniami, które są efektem nowego partnerstwa.

T66 cechują się charakterystyczną dla GoldenEar obudową: wysoką i smukłą, o wysokości 48,8″, przypominającą płetwę rekina. Obecna iteracja posiada wewnętrzne ulepszenia strukturalne, które sprawiają, że jest jeszcze bardziej stabilna i sztywna niż poprzednie generacje i jest dostępna zarówno w kolorze czarnym, jak i czerwonym. Z przodu znajduje się perforowana metalowa maskownica, która jest ulepszeniem w stosunku do tradycyjnej „skarpety” z tkaniny, a błyszczące wykończenie wygląda fantastycznie. Zestaw przetworników obejmuje: „referencyjny przetwornik wysokotonowy, wstęgowy AMT, 4,5-calowe przetworniki średnio-niskotonowe z odlewanym koszem, 5"x9" prostokątne głośniki niskotonowe o długim skoku membrany i zasilana sekcja subbasu”. Kolumny muszą być podłączone do zasilania tych subwooferów, co jest jednym drobnym minusem - więcej kabli, więcej wtyczek, więcej rzeczy do ogarnięcia - ale po ich podłączeniu problem niskiego basu jest zasadniczo rozwiązany (więcej na ten temat później). Sekcja subwoofera jest sterowana przez procesor DSP, co oznacza, że jest wstępnie dostrojona, ale można zmienić ustawienia, aby dopasować się do gustów i reakcji pomieszczenia.

Jeśli chodzi o ulepszenia, to jest to nowy system zwrotnicy, który według GoldenEar „zapewnia płaską, +9-oktawową charakterystykę częstotliwościową”. Wewnętrzne okablowanie zostało zmodernizowane za pomocą Perfect-Surface Copper+ firmy AudioQuest, wraz z nowymi słupkami wiążącymi i opcjonalną możliwością bi-wire. Prawdopodobnie najmniej ekscytującą (choć moją ulubioną) zmianą jest nowa podstawa z odlewu aluminiowego z regulowanymi nóżkami. Nie ma nic lepszego niż regulowane nóżki. Podsumowując, T66 z zewnątrz wygląda jak klasyczny głośnik GoldenEar, ale został ulepszony i zmieniony wewnętrznie do tego stopnia, że nie jest już całkiem Tritonem.

Pomijając konwencje nazewnictwa i kwestie własności firmy, nie sposób mówić o modelu T66 bez wspomnienia o wbudowanym, aktywnym wzmacniaczu o mocy 500 W, sterowanym przez procesor DSP. Wzmacniacz ten zasila dwa aktywne, prostokątne głośniki niskotonowe o długim skoku membrany, umieszczone odpowiednio w połowie wysokości obudowy i na jej dole, a także dwie membrany pasywne Quadratic Planar Back-Wave-Driven. To imponująca liczba głośników dedykowanych najniższym częstotliwościom, które wymagają dodatkowego zasilania. Problem basu w tym przypadku został zasadniczo wyeliminowany.

Dla wielu czytelników tej recenzji znany jest rytuał „sub crawl”, podczas którego subwoofer ustawiony w przestrzeni odsłuchowej zdaje się drwić z wszelkich prób idealnego umiejscowienia. W mojej opinii, nie ma nic bardziej symbolicznego niż audiofil, błagający swój system o doskonałość dźwięku, wykonujący rytuał, który może, ale nie musi przynieść oczekiwane rezultaty. (Nie interesuje mnie, po której stronie stoisz, więc proszę, powstrzymaj się od pisania gniewnego listu do redakcji). „Sub crawl” jest jednym z ekstremalnych sposobów na rozwiązanie problemu, z którym zmaga się wielu słuchaczy: znalezienie idealnego miejsca dla subwoofera, które najefektywniej zintegruje jego dźwięk z resztą systemu. Jest to często irytująco frustrujące, ponieważ większość osób nie dysponuje nadmiarem wolnej przestrzeni na podłodze, aby swobodnie przemieszczać subwoofery, umieszczając je zazwyczaj tam, gdzie jest to najwygodniejsze, co rzadko bywa idealnym rozwiązaniem. T66 oferują znacznie bardziej praktyczne rozwiązanie: umieszczenie zasilanych subwooferów bezpośrednio w obudowach głośników, co eliminuje wszelkie problemy związane z ich pozycjonowaniem. Wbudowane subwoofery to cecha charakterystyczna linii GoldenEar, którą zawsze podziwiałem.

I działa to świetnie. Zaryzykuję zepsucie reszty recenzji, mówiąc, że bas brzmi po prostu fantastycznie. Jest gładki, równy, solidny, bez śladów zamulenia. Nawet przy niskich poziomach głośności, dzięki aktywnemu wzmacniaczowi, zawsze czuć jego fizyczność. Jednak kiedy po raz pierwszy rozpakowałem i ustawiłem te głośniki, coś było nie tak. Włączyłem nagranie Rudy'ego Van Geldera dla Blue Note z perkusją w prawym kanale i okazało się, że była ona zbyt dominująca. Dlaczego bas brzmiał tak ogromnie i nieproporcjonalnie? Całkowicie przytłaczająco?

Myślałem o pozycjonowaniu, o dynamice pomieszczenia, i w końcu, po kilku płytach, przyszło mi do głowy, że powinienem sprawdzić pokrętło poziomu z tyłu. Było ono podkręcone do maksimum tylko w jednym kanale. Przestawiłem je z powrotem do pozycji środkowej i wszystko nagle zaskoczyło na swoje miejsce.

Oto ja, człowiek gotów przyznać się do swoich błędów, abyś Ty mógł ich uniknąć! To także pokazuje, jak skuteczna i zarazem delikatna może być regulacja basów. Możliwość regulacji działa w obie strony: daje więcej opcji do zmiany, które mogą poprawić lub pogorszyć dźwięk, ale co ważniejsze, te same opcje pozwalają dostosować brzmienie do osobistych preferencji. Chcesz przestraszyć małe dzieci? Podkręć bas do maksimum. Chcesz, na przykład, zapobiec grzechotaniu swojej kolekcji szklanek? Obróć pokrętło w dół. 

Odsłuch

Czas na odsłuch, ale najpierw wyznanie: doskonale znam dźwięk GoldenEar. Przez długi czas w moim pokoju odsłuchowym gościły głośniki Triton Three+, a choć teraz znalazły nowy dom, ich brzmienie wciąż żyje w mojej pamięci. Nie będę ich bezpośrednio porównywać, bo byłoby to jedynie zgadywanie, ale warto zauważyć, że dobrze znam charakterystykę tej konstrukcji i czuję się z nią bardzo komfortowo.

Zacząłem od Idles i ich utworu „Never Fight a Man with a Perm”. To zgrzytliwa piosenka z mocnym beatem i warczącą linią gitary. Wokal przypomina bardziej wykrzykiwanie rytmu, co sprawia, że całość jest całkiem interesująca. T66 wykonały świetną robotę, utrzymując ten pulsujący, stale idący naprzód rytm w centrum uwagi. Gdy refren wybrzmiał, a gitary eksplodowały, dźwięk był większy, niż można by się spodziewać (w dobrym tego słowa znaczeniu).

Bas odgrywa kluczową rolę w tym utworze - niskie tony nadają mu życie i sprawiają, że nigdy nie brzmi on pusto ani zimno. T66 oferują jeden z najbardziej zwartych i satysfakcjonujących basów, jakie słyszałem od dłuższego czasu. Nawet przy niższych poziomach głośności, bęben basowy miał masę i fizyczność, zawsze obecny, ale nigdy nie przytłaczający. Talerze lśniły, środek pasma był klarowny, a dolne tony elektryzowały mnie od samego początku.

Następnie przyszedł czas na coś jeszcze bardziej wymagającego rytmicznie. „I Want You” Marvina Gaye'a z albumu o tym samym tytule to niedoceniony klejnot disco/soulu. Dzięki T66 scena dźwiękowa była ogromna: smyczki wybuchały po lewej stronie, gitara rozciągała się szeroko po prawej, a wokal Gaye'a dryfował wokół, tworząc widmowy, eteryczny efekt. Kiedy pojawił się beat, brzmiał jak jedwabiście gładkie niebo. T66 poradziły sobie z tym złożonym utworem doskonale, utrzymując rytm w ryzach, podczas gdy dźwięk gitary unosił się gdzieś tam, a smyczki brzmiały pełnie i bogato.

Ale to właśnie głos Gaye'a, odbijający się echem i zdający się mieć 10 stóp wysokości, sprawiał wrażenie, jakby artysta zaglądał przez mój dach, aby zaśpiewać kilka linijek tekstu. T66 zdawały się rozkwitać w tych warunkach, z muzyką, która błagała o podkręcenie, głośne i wyraziste granie.

Środek pasma był zaskakująco dobrze wyselekcjonowany, przydymiony i po prostu cudownie zrealizowany. Choć miałem wrażenie, że górne tony czasem gubiły się w miksie, nie jestem pewien, czy była to wina T66. Ogólnie rzecz biorąc - T66 okazały się bardzo elastyczne i dobrze współpracowały z większością utworów, niezależnie od gatunku muzycznego, który im zaproponowałem.

Musiałem sięgnąć po winyl, aby udowodnić moją teorię, że większe jest lepsze z T66. Niedawno zdobyłem kopię albumu Ride'a „Nowhere” i podkręciłem głośność do niewygodnych poziomów. Powiedziałem moim dzieciom, aby przyszły do mojego biura, bo nadszedł czas na naukę o shoegaze – tylko żartuję, są zbyt zajęte obrażaniem mnie, gdy tylko nie oglądają Bluey. „Nowhere” to jednak doskonały album do potwierdzenia mojej tezy, a utwór „Kaleidoscope” okazał się świetnym poligonem doświadczalnym.

Ściana przesterowanych gitar stworzyła ogromną, falującą scenę dźwiękową, a uderzenia perkusji miały naprawdę dobre poczucie rytmu i ciężaru, obejmujące zarówno najniższe rejestry, jak i talerze. Wokal Ride'a był klarowny i melodyjny, śpiewany niemal falsetem. Ta przejrzystość świetnie kontrastowała z szorstkimi, zgrzytliwymi gitarami, a T66 sprawiły, że całość była naprawdę przyjemnym doświadczeniem.

Rozmiar, waga i kontrast to zdecydowanie specjalność T66, szczególnie w górnej średnicy, co mnie zaskoczyło. Spodziewałem się, że bas mnie zachwyci, wiedziałem, że polubię średnie i wyższe tony, ale pełne spektrum dźwięku było zamknięte i wyraźne, tworząc wyjątkowe brzmienie.

Na zakończenie wybrałem „Jazz at Oberlin” The Dave Brubeck Quartet. Album otwiera utwór „These Foolish Things”, a jakość nagrania na żywo jest zaskakująco dobra. To spokojny utwór, w którym saksofon Paula Desmonda snuje szybką, ale leniwą solówkę na tle miękkiego fortepianu i delikatnej perkusji. T66 świetnie poradziły sobie z oddaniem saksofonu, nie gubiąc przy tym fortepianu, perkusji i basu w tle. Solo Brubecka brzmiało fantastycznie, a czystość średnich tonów była doskonała. Scena dźwiękowa pozostała zwarta i imponująca. Powiedziałbym, że T66 błyszczą w muzyce, która wykorzystuje ich pełne spektrum i masywną scenę dźwiękową, ale również wspaniale radzą sobie z mniejszymi zespołami grającymi na żywo. Podczas odsłuchu T66 przesłuchałem niezliczoną ilość albumów jazzowych i ciągle miałem ochotę na więcej, zazwyczaj przy większej głośności. Nie dlatego, że T66 brzmią źle przy niskich poziomach głośności – są wprost fantastyczne i miałem je włączone w tle podczas pracy przez większość czasu – ale dlatego, że ich pełen potencjał ujawnia się, gdy są mocno wykorzystywane. Wszystko staje się wtedy duże i odważne, nawet nagranie na żywo jazzowego kwartetu.

Podsumowanie

T66 spełniły moje oczekiwania, co jest bardzo dobrą wiadomością. Było kilka niespodzianek, kilka oczywistych ulepszeń dźwięku i kilka udogodnień, takich jak te wygodne regulowane nóżki. Jako pierwszy produkt pod nowym właścicielem, T66 stanowią wspaniały dodatek do linii produktów GoldenEar. Te głośniki nie tylko świetnie wyglądają, ale również brzmią niesamowicie, pasują do niemal każdego otoczenia i eliminują potrzebę dodatkowego zasilanego subwoofera, co czyni je łatwą rekomendacją. Bardzo cieszyłem się czasem spędzonym z T66 i gorąco zachęcam do ich wypróbowania.